10 gru 2016

Trudne decyzje

Andreas:

                Kolejny dzień, który najlepiej żeby się nie zaczął. Otwieram zmęczone oczy i spoglądam w biały sufit mojej sypialni. Naszej sypialni. Nie mogę zapominać, że nie jestem sam. Obok mnie leży matka mojego dziecka i nie mogę teraz zawieźć jej i swojego potomka. Nie sądziłem, że znajdę się w tym miejscu tak wcześnie, ale muszę stworzyć im bezpieczny i ciepły dom. Nie zasłużyli na moje humorki. Trudno, nie cofniemy czasu. Ja i Tina to już przeszłość.
                Spoglądam na brunetkę. Miłość to trudny temat. To nie jest tak, że nic nie czuję do Leny. Na jakiś pokręcony sposób ją kocham. Ale to nie jest to czego i ona i ja oczekujemy. Nie mam jednak wyjścia.
                Wstaję cicho i wędruję do kuchni. Robię sobie czarną kawę i dwa tosty na śniadanie. Jem w biegu po czym uciekam na trening.
- Wyglądasz lepiej… - Tom zwraca mi uwagę w trakcie ćwiczeń.
- Bo lepiej się czuję – kłamię. Ale tak jest lepiej. Podobno kłamstwo powtórzone 100 razy, staje się prawdą.
- Z Leną lepiej? – pyta wesoło.
- Lepiej – rzygać mi się chce na mój widok.
- Jutro jedziemy do Ga-Pa. Werner chce Cię widzieć w akcji – dodaje.
- Ja też nie mogę się doczekać. Chcę już wrócić – chcę. Bo nie będę musiał siedzieć w jednym pokoju z Leną i tłumaczyć sobie, że dobrze robię.
- Motywacja to podstawa.
                Podczas powrotu do domu słyszę swój telefon. Tata.
- Cześć synu! – odpowiada mi wesoło.
- Cześć tato – dziwi mnie jego radość. Od rozwodu nie tryskał takim optymizmem.
- Co powiesz na krótki meczyk tenisa dzisiaj po południu?
- Chętnie – właściwie czemu nie?
- 16?
- Będę.
- Do zobaczenia – coś chce wiedzieć. Bez powodu do mnie nie dzwoni. Przywykłem, że rodzice dali mi spokój i już traktują jak odpowiedzialnego mężczyznę. Żadne nie wie o dziecku, ale na to przyjdzie czas.
                Wchodzę do mieszkania, ale Leny nie ma. Rzucam torbę z ubraniami obok pralki i szykuję sobie owsiankę na drugie śniadanie. Muszę coś zjeść, bo poczułem głód. Może powinienem zrobić jakiś obiad? Przecież Lena zawsze wraca zmęczona do domu…
                Zabieram się za zupę dyniową. Jedyną jaką umiem zrobić. Oby jej smakowało… Po odrobieniu zadania, pakuję rzeczy na tenisa i jadę w stronę kortów. Na moje szczęście nie ma dużo ludzi, więc będzie można spokojnie porozmawiać z ojcem.
- Cześć synu – tata już jest i od razu pochodzi do mnie i łapie w uścisk. Czuję się dziwnie.
- Cześć. Widzę, że już lepiej – odpowiadam.
- Znacznie. Czas się otrząsnąć – Z resztą. Rozmawiałem z Wolfim i poradził mi jak podejść do sprawy. On rozwiódł się lata świetlne temu, ale praktycznie od razu wrócił do żywych - Olivia nigdy nie była odpowiednią żoną dla ojca. Aż byłem zdziwiony, że tak długo czekała ze zdradą.
- Rozmawiałeś z mamą? – pytam.
- Tak. Powiedziała, że dobrze mi tak – prycham. Bo ma rację. Zachował się jak ostatni skurwiel kilka lat temu. – Ale dodała, że ta blond szmata nie jest dla mnie.
- Cała mama – uśmiecham się.
                Gramy pierwszego seta, którego udaje mi się cudem wygrać. Siadamy na chwilę odpoczynku i od razu uzupełniam niedobór wody.
- Mogę Cię o coś zapytać? – zaczyna się…
- Strzelaj – odpowiadam.
- Pamiętasz Martinę Kirch, prawda? – krztuszę się wodą.
- Poznaliśmy się cztery lata temu… - nie chcę kontynuować.
- Nie kontaktowaliście się? – kontaktowaliśmy. Nawet uprawialiśmy seks. Dwa razy.
- Spotkaliśmy się raz czy dwa…
- Więc nie wiesz czy ma kogoś? – uderza mnie fala gorąca. Nagle robię się wściekły.
- A co? Szykujesz się na jeszcze młodszą?
- Nie przesadzaj. Znam ją już trochę i wiem, że to bardzo dojrzała, jak na swój wiek, kobieta – krew mnie zalewa.
- Myślę, że powinieneś ją zostawić w spokoju – mówię ostro.
- Bo co? – chyba zauważył moje  obudzenie. – Nie kłam, że chodzi tylko o przyzwoitość – mruży oczy. – Podkochiwałeś się w niej.
- Nawet jeśli to co?! – wstaję i zaczynam odbijać piłki, które lądują w siatce. Jedna za drugą.
- To to, że masz narzeczoną. Zostaw dorosłym załatwianie ich spraw.
- Po co Ci ona? Nie możesz znaleźć sobie kogoś w swoim wieku?
- Nie będę Ci się tłumaczył. Lepiej bierz się do roboty i zakładaj rodzinę!
- Żebym skończył z rozwodem na koncie w wieku 25 lat i alimentami do zapłacenia – prycham.
- Chcesz mi coś powiedzieć? – świdruje mnie wzrokiem. Kolejna piłka ląduje w siatce.
- Lena jest w ciąży… - wypowiadam te słowa.
- Żartujesz… - jego mina jest podobna do tej, którą miałem, gdy się dowiedziałem.
- Będziesz dziadkiem.  Więc nie wiem, czy narzeczona w wieku syna to coś odpowiedniego dla Ciebie – schodzę z kortu. Nie mam ochoty na dalszą rozmowę.
- Powinieneś o niej zapomnieć. Będziesz głową rodziny. Nie możesz skupiać się na jakiejś błahostce z dzieciństwa.
- Jeśli mam być taki jak Ty, to ja dziękuję.
- Źle Ci? - łapie mnie za ramię. – Od zawsze miałeś wszystko czego chciałeś. Zawsze! Dokładaliśmy do Twojego cholernego sprzętu, wyjazdów, nigdy Ci niczego nie odmówiliśmy. To, że między mną, a mamą nie wyszło, to nie jest nic związanego z Tobą i Twoimi siostrami! – potrząsa mną. Wiem, że ma rację. – Więc weź się w garść. Za kilka lat przyznasz mi rację. Teraz jesteś po prostu zbyt młody na to wszystko – patrzę na swoje buty. Wstyd mi.
- Przepraszam…
- Nie przepraszaj. Widzę, że sobie nie radzisz. Ale masz mnie, mamę, Julkę i  Tanję. Nie zostawimy Cię – obejmuje mnie i przytula. Brakowało mi ojca. – Będzie dobrze – jakoś ciężko mi w to uwierzyć…

~



Lena:

                Wracam do mieszkania i zastaję ten sam, dobrze znany bajzel. Ale o dziwo na kuchni stoi garnek z zupą. Jeszcze ciepłą. Czyżby zmienił podejście? Może zbyt mocno go przycisnęłam. Może nie powinnam z tym wypalić, ale teraz nie mogę się wycofać. Wszystko mam starannie ułożone i zaplanowane. Muszę doprowadzić do tego ślubu i zatrzymać go ze sobą.
                Ciekawi mnie kim była ta kobieta. Mogłabym przysiąc, że to ta sama, której pomagał się wprowadzić, ale coś mi nie do końca pasowało. Byłoby prościej, gdyby mi ją przedstawił… Wiem, że nie chodzi tylko o dziecko. Chodzi o nią. On zawsze był myślami gdzieś indziej. A szczególnie teraz, gdy pojawiła się ona…
                Słyszę dźwięk otwieranego zamka. I ciche przeklinanie pod nosem z powodu deszczu.
- Lena? – chyba dostrzega mnie kątem oka.
- W salonie – włączam maskę zmęczonej kobiety.
- Jadłaś coś? – podchodzi i spogląda na mnie z troską.
- Czekałam na Ciebie – przecież to nie prawda. Ale oboje stajemy się mistrzami w kłamstwach.
- Miło mi – uśmiecha się sympatycznie. Zupełnie jak inny człowiek.
- Stało się coś? – wyrywa mi się.
- Nie. Po prostu ułożyłem sobie wszystko.
- Cieszę się. Wiem, że Cię zaskoczyłam…
- Nie wracajmy do tego. Doszedłem do wniosku, że zachowałem się jak niedorozwinięty dzieciak – siada obok mnie i obejmuje ramieniem. – Teraz musisz o siebie dbać. Tutaj – dotyka dłonią mojego brzucha. – znajduje się nasze dziecko i musimy mu stworzyć najlepszy dom z możliwych – łzy zachodzą mi łzami. On uwierzył. Mam go. Naprawdę pokochał to dziecko. Dziecko, którego nie ma…
- Andi…  – dotykam dłońmi jego policzek i składam na ustach czuły pocałunek.
                Wieczorem Andi pakuje swoje rzeczy. Jutro ma znaleźć się w Ga-Pa na treningach z kadrą. Zmiana jego podejścia była czymś spowodowana i chciałabym wiedzieć czym.
- Słuchaj… - staję w progu. – Pomyślałam, że może zaprosimy do siebie Twoją znajomą. Skoro niedawno się przeprowadziła, to pewnie nikogo nie zna… - pierwsza zasada obrony: trzeba poznać potencjalne zagrożenie.
- Nie ma potrzeby – pojawia się chłodny Andreas.
- Może jednak? Nic mi o niej nie powiedziałeś…
- Po co drążysz ten temat? – marszczy brwi i spogląda na mnie zaniepokojony.
- Zwyczajnie chciałabym poznać tą kobietę. Kim jest, co robi? Może znalazłabym nową przyjaciółkę? – nie wiem skąd we mnie tyle jadu. Ale widzę, jak się zapowietrza.
- Zapytam – rzuca chłodno po dłuższej chwili. Ale wiem, że nie spyta.
- Chodź na kolację – wracam do kuchni.
                Rano odwożę go na parking na rynku. Tom już czeka na niego przy samochodzie.
- Cześć Lena! – wita mnie przyjaznym uściskiem. Zawsze jest bardzo wylewny wobec mnie.
- Cześć – spoglądam na Andreasa, który wyraźnie jest zajęty czymś innym. – Wszystko w porządku? – pytam go.
- Dasz mi 10 minut? – kieruje pytanie do trenera. – Skoczę na chwilę do ojca – dodaje.
- Pewnie – uśmiecha się i Andreas od razu znika w środku jednego z budynków. To jego ojciec tutaj pracuje?
- Co tam jest? – pytam Toma.
- Sklep ze sprzętem sportowym. Ojciec Andiego ze wspólnikiem założyli tą filię kilka lat temu. Nie mówił Ci?
- Nie.. – jak zwykle. Dowiaduję się po czasie.
- Pewnie dlatego, że to mało ważne – uśmiecha się sympatycznie. Ale to nie daje mi spokoju…


~


Tina:

                Czuję się lepiej od kiedy Corni jest u mnie. Mam jakieś takie wsparcie duchowe. Powiedziała, że zostanie do końca tygodnia. Jeszcze trochę czasu na ogarnięcie mam.
                Hermann już nie jest na mnie zły. Opanował sytuację, co niezmiennie mnie ucieszyło, a ja praktycznie doszłam do ładu z nowym kontraktem. Jutro mam rozmowy. Mam nadzieję, że się uda.
- Tina? – słyszę jego wołanie z gabinetu. Rita patrzy na mnie coraz bardziej podejrzanie. Chyba ona też zauważyła ostrzał mojej osoby przez Wellingera.
- Idę – odpowiadam chłodno. Nie mam już ochoty z nim pracować. Wstaję i udaję się w stronę jego gabinetu. – Tak?
- Mogłabyś skoczyć na miasto i odebrać dokumenty z ratusza? – oczywiście, że będę musiała to zrobić. Nie dogaduje się ze swoją byłą żoną i wszelakie sprawy załatwiam ja albo Rita. Wygląda na to, że zostałam dziewczynką na posyłki.
- Jasne – kiwam głową i chcę jak najszybciej opuścić to miejsce. – Rita, wychodzę – oznajmiam dziewczynie.
- A mogłabyś za chwilkę? Thomas chce się spotkać na moment, a nie chcę zostawiać recepcji…
- Idź – uśmiecham się pokrzepiająco. Wybiega z biura jak oparzona, przy okazji potrącając kogoś, bo słyszę jej ciche przepraszam. Kręcę głową z uśmiechem. W tym czasie sprawdzam pocztę na biurku.
- Cześć – zamieram na dźwięk jego głosu. Nie reaguję jednak. – Więc teraz będziesz udawać, że mnie nie znasz? – łzy cisną mi się do oczu. Zaciskam jednak zęby i mrugam szybko, żeby przegonić łzy.
- Cześć – odwracam się i uśmiecham serdecznie. Całe misterne układanie wszystkiego w głowie trafił szlag. – Ojciec jest w gabinecie – dodaję. Mam nadzieję, że przyszedł do niego.
- Nie przyszedłem do ojca… - zakłopotany drapie się po głowie. – Właściwie to nie wiem po co przyszedłem… - wywracam oczami.
- Po co komplikujesz nam życie? Po co? Ułożyliśmy sobie wszystko i tak powinno zostać… - wybucham.
- Nie potrafię tego zostawić.
- Ja potrafię. I zrobiłam to – gram twardą. Musi mi uwierzyć.
- Nie wierzę Ci – cwany uśmieszek pojawia się na jego pełnych ustach.
- Trudno – wzruszam ramionami i odwracam się.
- Nie okłamiesz mnie – obejmuje mnie ramionami w pasie i przywiera do moich pleców. – Przecież mnie kochasz... - szepcze mi do ucha.
- Zostaw mnie! – próbuję go odepchnąć. Im mocniej się szarpię, tym ciaśniej do mnie przywiera. – Nie jestem sama! Do chole… - obraca mnie przodem do siebie i zachłannie wpija się w moje wargi.
                Całuje mnie zachłannie jakby zaraz miało się wszystko skończyć. Ja też porzucam swoje postanowienia i pozwalam mu na błądzenie dłońmi po moim ciele. Zrzuca papiery z mojego biurka i sadza mnie na nim. Nie wiem kompletnie co dalej będzie, ale chyba mam to gdzieś.
- Tina? – z obłędu wyrywa nas głos Hermanna. Odrywamy się od siebie i patrzymy przerażeni. Odpycham Andreasa od siebie i zaczynam sprzątać papiery. – Wszystko w porz… Andi? – spogląda zaskoczony na syna.
- Cześć – uśmiecha się krzywo i pomaga mi sprzątać, ale biję go po łapach. – Przyszedłem Ci powiedzieć, że wyjeżdżam na treningi z kadrą – ciekawe… - Przestraszyłem Tinę, gdy porządkowała papiery – dodaje, czym ratuje naszą sytuację.
- Jak zwykle nie umiesz wyczuć momentu – chichocze. – Byłaś już?
- Nie. Rita musiała coś załatwić i wyszła na moment. Jak wróci, to pójdę – odpowiadam trzęsącym się głosem. Nie wiem jak Andi musi być spokojny.
- Jestem! – nasza sekretarka wraca.
- Idę – odpowiadam szybko. Zabieram torebkę i praktycznie wybiegam.
- Idę z tobą – Andreas nie chce odpuścić. Wzruszam ramionami i ignoruję go. – Przecież wyszło dobrze.. – rzuca w moją stronę z wyrzutem, gdy opuszczamy budynek.
- Słuchaj… - przystaję i próbuję jakoś się uspokoić. – To się nie wydarzyło, jasne? Ja już zapomniałam – prostuję się i uśmiecham.  – Powodzenia.
- Dzięki – odpowiadam niemrawo i czekam na jej ruch. Patrzymy sobie w oczy chwilę i odchodzi. Patrzę na nią jeszcze chwilę, ale odpuszczam.

                Gdy się obracam, to momentalnie przypominam sobie, że naszą rozmowę widzieli i Lena i Tom. I wcale nie mają sympatycznych min…


*****


Potrzebuję, żeby pan główny tej historii w końcu miał udany weekend. 
Smutno mi patrzeć na to, ale gdzieś w środku czuję, że się pozbiera.
Do następnego ;)

2 komentarze:

  1. W drużynie niemieckiej widać spadek formy, albo po prostu wszystkim innym forma wzrosła a oni zostali tam gdzie byli. No jednak chyba to obniżka, bo oglądają Freitaga czy Wellingera to widać najlepiej, albo fakt że Wank w ogóle nie zakwalifikował się do konkursu w Lillehammer.
    Co do rozdziału to sytuacja bohaterów jest co najmniej skomplikowana. Wszyscy znaleźli się w takim punkcie, w jakim by nie chcieli i wszyscy się męczą. Andi dzielnie radzi sobie z konsekwencjami, ale nie wiem czy to mu wyjdzie na dobre.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana,rozdział fantastyczny.
    W końcu wyszło, że tego dziecka nie ma. Nie mam pojęcia jak Lena chce dalej okłamywać Wellingera. Zapowiada się, że będzie ciekawie.
    Niby Wellinger chce być przykladnym ojcem, ale i tak ciągnie go do Tiny. On nie wytrzyma bez niej, on oszaleje.
    Czekam niecierpliwie co będzie dalej,ciekawe jak Lena zareaguje na rozmowę Andreasa z Tiną.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń

czytasz = komentujesz
Bardzo byłabym wdzięczna za wszelakie uwagi.
Zawsze to lepiej, gdy ma się świadomość, czy komuś się podoba czy nie :))