26 lut 2016

Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje

Andreas

                Chyba ją zaskoczyłem. Nie patrzy na mnie jak dawniej. Patrzy tak… z podziwem.  I tego chciałem uniknąć.
- Błagam Cię, wszystko tylko nie ten wzrok.
- Ale czemu się tak czaiłeś z tym? Przecież to żaden wstyd!
- Bo w końcu spotkałem kogoś, kto nie wiedział kim jestem. Podobało mi się to. Nie miałem łatki TEGO Wellingera.
- Aż taka zły jest TEN Wellinger? - patrzy na mnie zaskoczona. - Jak chcesz mogę udawać, że nic nie wiem – chichocze. Jej chichot też lubię. Jest tak bardzo inny od tego Cornelii. I dociera do mnie jak głupio się czuję, że bez słowa zostawiłem jej siostrę samą na tamtej imprezie. Do dupy to wszystko.
- Jeśli byś mogła – odpowiadam nieznacznym uśmiechem.
- Okej. Ale masz mi natychmiast opowiedzieć o sukcesach. Bo mniemam, że jakieś są – podaje mi puszkę piwa.
- Miałaś to w torbie? - piszczę zaskoczony. 
- Na wszelaki. No dawaj! - odbieram napój i otwieram go. - Wiesz? – kiedy już biorę oddech, by zacząć, to wcina mi się w słowo. – Właściwie to chyba wiem o co chodziło Corni. Ona nie lubi gwiazdorów i nadętych babiarzy. We Frankfurcie jak spotyka jakiegoś na ulicy, to zawsze kręci nosem. Najwyraźniej musisz za takiego uchodzić – uduszę ją zaraz.
- Sama wiesz, że jestem inny.
- Jakbyś tylko nie oglądał i nie reagował tak na tyłek mojej siostry, czy tej kelnereczki, to oczywiście – gdybyś wiedziała co myślę o twoim tyłeczku, to byś się tak głupio nie chichrała. Nie komentuję jednak jej rewelacji. Pociągam jednym łykiem połowę zawartości puszki i zaczynam swój nudny monolog.
                Mija kilka dobrych minut i opróżniamy cały zapas piwa jaki mamy ze sobą. Jak mi przyjemnie teraz. Opieram się na łokciach i obserwuję cały kompleks.
- A tam na dole? – po chwili wskazuje na trasy biegowe.
- Kiedyś trenowałem też kombinację norweską – patrzy na mnie jakbym jej tłumaczył budowę bomby atomowej. – Skakanie na skoczni i bieganie na nartach. Tam jest stadion trasy biegowej, a tam dalej strzelnica. Do biatlonu. Ale co inna dyscyplina – dodaję.
- Och – chyba ma dość mnie i moich rewelacji jak na razie.
- Wracamy? – pytam ją po dłuższej chwili, przyjemniej jednak, ciszy.
- Możemy taksówką? Nie wiem czy mam ochotę iść kolejną godzinę… - uśmiecham się na ten widok. Jest taka zmarnowana.
- Okej – wybieram numer lokalnej sieci taksówek i słyszę, że mam czekać kilkanaście minut, bo w centrum jest spora domówka i mają kilka kursów. Chyba nawet wiem gdzie… - Chodź – podnoszę się i podaję jej dłoń – wstaje, ale jakimś cudem ląduje w moich ramionach. Tak blisko, że mogę dokładnie się przyjrzeć piegom na nosie. Obserwuję każdy centymetr jej twarzy. Ona i Corni są zupełnie różne. Bliźniaczki, ale o odmiennych charakterach i wyglądzie. Mój wzrok przenosi się w stronę jej ust. Słyszę jak jej oddech przyspiesza. Mój właściwie tak samo. Chyba alkohol lekko przejął nade mną kontrolę. Jeśli ją pocałuję, to zniszczę wszystko. A nie chcę! Z opresji ratuje mnie dźwięk mojego telefonu. Taksówka podjechała. Odskakuje ode mnie i schodzi w dół skoczni.
                Idziemy w kompletnej ciszy, metr od siebie, w stronę wyjścia z Areny. Chyba ją do siebie zraziłem… Ale może i dobrze? Czas wrócić do Cornelii i zająć się nią jak należy. Taksówkarz mierzy nas spojrzeniem typu „I tak wiem, że przeleciałeś ją na skoczni, panie gwiazdo”. Ale nawet gdybym się chciał tłumaczyć, to właściwie z czego? Z tego, że zabrałem koleżankę w miejsce pracy?
                Co ty w ogóle bredzisz Wellinger? Jaka koleżanka? Znajoma zwykła, która za tydzień, niecały z resztą, wyjedzie i nigdy jej nie zobaczysz. Ech. Ileż myśli nawiedza mój prosty, męski, niewymagający mózg. Siedzę obok niej i chciałbym móc powiedzieć coś niezobowiązującego. Ale od chwili, gdy przygarnąłem ją do siebie, zachowuje się jakbym ją uraził.
                Gdy podjeżdżamy pod dom Petera, płacę, ale Tina ucieka jak szalona. Doganiam ją dopiero przy wejściu.
- O co chodzi? – chwytam jej lewy nadgarstek i szarpię lekko, by na mnie spojrzała.
- Sam wiesz dobrze o co! – w jej oczach widzę… Doskonale wiem co widzę.
- Cornelia?
- Cornelia. I proszę Cię. Nie komplikuj. W końcu udało się otworzyć jej oczy. I to dzięki Tobie. Nie chcę być przyczyną czegokolwiek.
- A co jeśli ja…
- Nie mów nic więcej! – piszczy. Ranią mnie jej słowa. Wiem, że w jakiś przedziwny sposób obiecałem sobie Cornelię i ona wybrała mnie, ale chyba mogłem zmienić zdanie? Czy nie bardzo?
- Chociaż się na mnie nie gniewaj! – próbuję załagodzić sytuację.
- Wracamy do punktu wyjścia z przed 2,5 godziny, jasne? – i będzie jak dawniej. Lepszy rydz niż nic. - Za taksówkę oddam Ci jutro.
- Zgoda. A za taksówkę nie musisz oddawać. Ja Cię wyciągnąłem – podaję jej prawą dłoń i po chwili odwzajemnia uścisk.
- To kim ty właściwie jesteś? – w momencie wraca ta wesoła i zadziorna Tina, która puszcza mi wesoło oczko i wchodzi do domu mojego przyszłego szwagra. Jak gdyby nigdy nic Wellinger. Jak gdyby nigdy nic…

~

Tina

                W głowie mi się kręci od tego co się wydarzyło. Muszę z siebie to wyrzucić. Albo zabić alkoholem. Wchodzę do salonu, nie zważając na Wellingera i widzę Cornelię. Roześmianą, pijaną i flirtującą z jakimś kolesiem Cornelię. Co do cholery?! Podchodzę do niej wściekła i mam ochotę ją wytargać za kudły. Zanim to zrobi Wellinger. Nie po to go odsunęłam od siebie, żeby… O czym ty pieprzysz?!
- Dobrze się bawisz? – syczę jej nad uchem?
- Tina! – piszczy radośnie i wiesza mi się na szyi. Próbuję ją zepchnąć z ramion, ale czuję się jakby się do mnie przykleiła.
- Weź spierdalaj! Natychmiast! Ej! – potrząsam nią i po chwili widzę, że to był zły pomysł. Na twarzy pobladła i wygląda jakby się miała zaraz na mnie zrzygać. – Oooooo nie! Werner, Wellinger chodźcie tu! – oboje podbiegają do mnie i łapią ją za nogi. Wynosimy ją na zewnątrz i pozwalamy pooddychać świeżym powietrzem.
- Zostanę z nią – oferuje się Andi. Patrzę na niego przez chwilę. Przecież wiem, że to bardzo dobry pomysł. Wchodzę do środka. Jakiś łomot, nie muzyka, dudni w całym domu. Podchodzę do właściciela, rozjebanego na kanapie.
- Zostało jeszcze coś z alkoholu?
- Lodówka – uśmiecha się serdecznie i wskazuje na kuchnię. Idę tam, przekonana, że jestem sama, ale pan Werner wytrąca mnie z tego przekonania.
- Gdzie byłaś? – staje tuż za mną, gdy lekko schylam się do dolnej półki i przysuwa na żadną odległość. Biorę gwałtowny oddech. Nie chcę go czuć na sobie. Prostuję się i lekko go odpycham od siebie
- Jak szukasz naiwnej i chętnej to źle trafiłeś – prycham. Nie mam ochoty bawić się w kurtuazję.
- Martwiłem się – bawi się moim uchem, gdy próbuję nieudolnie otworzyć piwo.
- Czego chcesz? - warczę.
- Pozwól mi dzisiaj z Tobą poszaleć. Zawsze gdzieś uciekasz – i co mam mu odpowiedzieć? Wal się i idź stąd w cholerę? Czy zostawić Corni samą, pijaną? Trochę zajmuje przetrawienie rewelacji przez mój mózg, ale lepszy rydz niż nic.
- Daj mi chwilę. Muszę się... wprawić w odpowiedni nastrój – uśmiecham się sztucznie i opróżniam piwo na raz. I tak jeszcze jedno. Potem czuję się gotowa na świerzbiące dłonie Jakoba. Muzyka porywa nas do tańca i trochę udaje mi się odpłynąć. Nawet nie trochę. Odpływam kompletnie. I już mi nie przeszkadza jego zawzięcie i zachłanność. W pewnym sensie to już jest przyjemne. Nie jest nachalny… Jest… Seksownie napalony.
- Odbijany – piszczący głos Andreasa pojawia się między mną, a Jakobem. Nie czeka na odpowiedź. Bierze mnie w swoje ramiona.
- Oszalałeś? – oglądam się, czy Werner ma towarzystwo i widzę, że dorwała go jakaś znajomo wyglądająca dziewczyna. – Gdzie Corni?
- Julia kazała mi iść potańczyć trochę i z nią siedzi. Już lepiej – odpowiada zdawkowo. Ja nie chcę zdawkowo.
- A już mi się podobały łapska Jakoba na moim tyłku. To postanowiłeś się wtrącić – nie chcę żeby to brzmiało chamsko. Widzi mój uśmiech i rozumie, że to żart. Też się uśmiecha. Lubię ten uśmiech. I te oczy. Takie niebieskie…
- A nie chcesz poczuć moich? – łapię się na tym, że przygryzam wargę.
- Jesteś pijany – chichoczę, żeby jakoś pozbierać się w tej sytuacji.
- Chciałbym. Może byłbym odważniejszy – widzę jak się przybliża do moich ust. Czuję się tak, jakby się wszystko dookoła zatrzymało. Zdecydowanie muszę to przerwać! Przecież Corni gdzieś tu jest! On zwariował?! Nie! Ja zwariowałam! Zamiast dać mu z liścia, to się przybliżam! Wariatka!
- Przestań! – odpycham go lekko.
- Wiem. Przepraszam. Ja…
- Odbijany – zniecierpliwiony Jakob wyrywa mnie z ramion Andreasa. Po chwili to jego facjata mi się pojawia przed oczyma. I już nie mam takiej wesołej i lubieżnej miny. Mój pijany i tępy mózg chce widzieć przed oczyma Andreasa. Czas go uciszyć.
- Idziemy na zewnątrz? – mówię słodko. Widzę, że na Jakoba to działa. Chwyta moją dłoń i prowadzi mnie na taras. Rozglądam się i widzę, że Corni już jest w środku, w towarzystwie stroskanego Andreasa. Tak ma być i tak pozostanie!
- Czemu chciałaś się przewietrzyć? – nie odpowiadam na jego pytanie. Biorę jego twarz w dłonie i wpijam się z zachłannością w jego usta. Zdecydowanie chcę dzisiaj poczuć cokolwiek do tego gościa.
                Nie muszę długo czekać na reakcję. Po chwili jego dłonie są wszędzie i jego usta też. Jest przyjemnie i nie do końca wiem co się ze mną dzieje. Aż tak alkohol zadziałał na mój mózg? Że pozwalam się dotykać właściwie obcemu facetowi?
- Chodźmy do mnie – szepcze mi do ucha. Chwilę zastanawiam się czy to dobry pomysł, ale właściwie co mi szkodzi?
                Wymykamy się bocznym wyjściem. Taksówka przyjeżdża za kilka minut. Czekanie upływa nam na pocałunkach przy bocznej ścianie domu. Nawet w taksówce nie pozwala odpocząć od swojego dotyku. Jedziemy do Traunstein… Tak usłyszałam, gdy podawał facetowi z taksówki kurs. Spoglądam na tegoż osobnika i kogo widzę? Tego samego gościa, który podwoził mnie i Wellingera ze skoczni. Już mam łatkę dziwki przyklejoną do końca życia…
                Wysiadamy pod jakimś mega nowoczesnym blokiem. I zaczyna mi się to coraz mniej podobać. Alkohol chyba już wyparował i nie wiem czy chcę tam iść. Jeszcze mogę się wycofać przecież, nie? I właśnie w tym momencie taksówka odjeżdża. Patrzę na Jakoba i jestem przerażona. Ma cholerne kurwiki w oczach i jest napalony, jakby miał mnie tutaj przelecieć na tym chodniku.
- Wiesz co? – zaczynam powoli. On chwyta mnie za rękę i prowadzi do bloku. – W sumie, to nie wiem czy to dobry pomysł.
- O nie kochanie, teraz nie możesz tak po prostu iść – cholera! Co mi nie dało zostać na dupie w Ruhpolding i upić się tam z Wellingerami? Uciekać mi się chciało. Ja pierdykam…
                Idziemy klatką schodową na trzecie piętro i zatrzymujemy dopiero przy mieszkaniu nr 12. Jakob sprawnie otwiera drzwi do mieszkania i wpuszcza mnie pierwszą. Wchodzę niepewnie i rozglądam się powoli. Dużo miejsca, mało mebli. I od razu zauważam ogromne łóżko w sypialni naprzeciwko.
- Często zapraszasz tutaj pijane mniej lub bardziej laski?
- Tak – nawet nie próbuje udawać. Mam ochotę trzasnąć go w ryj i uciec. Łapię za telefon i chcę zadzwonić do Andreasa, bo Corni w tym stanie nie będzie kumała o co chodzi, ale Jakob skutecznie mi to uniemożliwia.  – Nie będzie Ci teraz potrzebna – łapie ją i rzuca gdzieś na dywan w salonie. Chwyta mnie za ramiona i pcha w stronę sypialni. Miażdży moje usta swoimi i unieruchamia moje dłonie. Chcę stąd uciec. Próbuję się wyrywać, ale on jest zbyt silny i na dodatek każdy ruch ręką powoduje potworny ból. Chcę płakać. I wyć. Andreas, kurwa, zjaw się tutaj w jakiś cudowny sposób!

~

Cornelia

                Kręci mi się w głowie. Andreas siedzi obok i próbuje podtrzymać rozmowę, ale mam ochotę go trochę uderzyć w twarz. Żeby się zamknął.
- Gdzie jest Tina? – pytam w końcu. Nie widzę jej w salonie. Widzę natomiast, z jego miny, że blednie po ogarnięciu wzrokiem pomieszczenia.
- Jakoba też nie ma…
- Może poszli na zewnątrz? – próbuję się przekonać do tej myśli.
- Idę zobaczyć – Andreas zrywa się gwałtownie, czym denerwuje mnie jeszcze mocniej. On nie wie jak to jest być pijanym? Wodzę za nim wzrokiem. Nagle złość mi mija. Jest taki przystojny i dobrze zbudowany… Mogłabym patrzeć na niego godzinami… Nie przeszkadza mi kompletnie to, że Tanja coś do mnie mówi, a ja wodzę wzrokiem za jej pięknym braciszkiem.
- Cholera! – wbiega do salonu nerwowo.
- Co?
- Zniknęli – łapie się za głowę zmartwiony.
- Przecież wiadomo co będą robić – prycham. Nie jestem głupia. Wiem, że istnieje coś takiego jak seks. I znam moją siostrę.
- Właśnie o to chodzi – patrzę na niego i widzę obcego, przerażonego człowieka. Kim jesteś i co zrobiłeś z Andreasem?!
- Nie rozumiem – serio zaczynam się martwić.
- Jakob ma pewną przypadłość. Zwykle zdobywa laski, zaprasza je do siebie, pieprzy się, mniej lub bardziej po dobroci i potem zostawia takie wyjebane z emocji i nic niewarte – od razu jest mi słabo. Nie chcę, żeby Tinie coś się stało.
- Wiesz pewnie gdzie mieszka… - mówię twardo. Próbuję wstać i robię to zbyt gwałtownie. Kręci mi się w głowie i ledwo utrzymuję pion. Na szczęście pomaga mi Tanja.
- Ktoś tutaj jest trzeźwy? – pyta głośno gości. Niestety odpowiedź jest negatywna. – Dzwonię po taksówkę…
                Kilkanaście minut później, razem z Tanją i jej chłopakiem, znajdujemy się w drodze do Traunstein. Mam ochotę się rozpłakać i przytulić do Andreasa. Ale on nie reaguje na mój cichy szloch. Jest w innym wymiarze. Patrzy się tępo przed siebie i milczy. Jedynie Tanja próbuje cokolwiek mówić. Inaczej taksówkarz wziąłby nas za kretynów.
                Wysiadamy pod blokiem. Mam wrażenie, że to by było idealne miejsce dla matki. Świetnie by się odnalazła w tak nowoczesnym osiedlu. Pewnie mieszkania urządzone są w podobnym stylu.
- Idę! – Andreas odzywa się stanowczo.
- Idę z tobą! – biegnę za nim.
- Nie ma mowy! – zatrzymuje mnie. Ale czemu? Chodzi o moją siostrę.
- Lepiej będzie jak tam pójdę sam… - jego wzrok jest taki chłodny i bez emocji. Jakby go ktoś zamroził… Zostajemy z Tanją i Christianem przed blokiem i czekamy. Nie wiem co będzie jak jej się coś stanie. Nie sądziłam, że moja chwila słabości, okej już druga w tym tygodniu, okaże się taka okropna w skutkach. Jeśli Jakob byłby nieszkodliwy, to przecież Andreas zostawiłby ich w spokoju. Ale obłęd w jego oczach przekroczył wszelakie normy. On zwyczajnie martwił się o moją siostrę. Nie wiem czemu wcześniej tego nie widziałam. Ale to też pokazuje, jak niebezpieczny jest Werner. Że nawet jego najlepszy przyjaciel mu nie ufa.

                Siadam obok Tanji na pobliskiej ławeczce i próbuję uspokoić skołatane nerwy. Nie umiem… To wszystko moja wina. Ja ją wyciągnęłam na tą cholerną imprezę! Nie powinnam była myśleć tylko o sobie i podrywaniu Andreasa. Przecież mam narzeczonego. Który przyjeżdża do mnie dzisiaj. I co mu powiem? Żegnaj? Oddaję pierścionek i tyle? 
                Dlaczego ja myślę w ogóle o oddaniu pierścionka i zerwaniu? Czy ja naprawdę już dokonałam wyboru? Nie powinno to się dziać pod wpływem alkoholu, a poważnej rozmowy. Nie jesteśmy razem miesiąc, tylko 4 lata. Szmat czasu. Dobrze go znam i on mnie też i wiem, że z nim czułabym się bezpieczna, ale jak długo? Skoro jeden facet, spotkany przypadkiem, może mi zawrócić w głowie…


***

Tadaaaaaaam! Jestem z kolejnym ;)
Jak się podoba? 
Trochę zamieszałam (jak to ja). 
Wiem, że będzie publiczny lincz, ale tak to sobie wymyśliłam :D
Czekam niecierpliwie na opinie :D
I dziękuję za komentarze <3 Aż chce się pisać dalej :D
Tak trochę z innej beczki. Ładnie tam w Ałmatach, nie? :D
Buziaki :*

19 lut 2016

Powiedz mi prawdę


Cornelia

                Nigdy niczego tak nie żałowałam, jak tego wyjścia… Łeb mi pęka i najchętniej bym zwymiotowała jeszcze kilka razy… Czemu tutaj jest tak zimno?! – podnoszę się lekko z łóżka i widzę uchylone drzwi balkonowe. Chwile zajmuje mi zorientowanie się w sytuacji. Pamiętam, że Tina prosiła, bym zostawiła jej otwarte drzwi. Żeby w razie czego zainterweniować. Ała! Zaraz się rozpłaczę.  Nigdy mi się tak w głowie nie kołowało…
- Jak tam? – słyszę głos Tiny na balkonie. Przeskakiwała właśnie przez barierkę i niestety dla mnie, miała na nogach sandałki, które głośno klepią.
- Umieram -  nie kłamię. Nigdy się tak źle nie czułam.
- Masz – podaje mi dwie tabletki i butelkę wody. Siada obok mnie na łóżku i pilnuje, żebym wypiła.
- Bardzo zrobiłam z siebie idiotkę?
- Nie myśl o tym – czyli tak. Cholera jasna!
- Co się ze mną działo, od chwili gdy się położyłam na kanapie? – słowo daję. Nic nie pamiętam.
- Cóż… - siadam i opieram się o bezgłowie.
- Mów, zniosę wszystko…
- Poszłaś spać. Potem wyprowadziliśmy Cię z Andim, bo zbierało Ci się na wymioty. Przed klubem zwymiotowałaś, a potem Julia podwiozła nas do hotelu. Wspinałaś się po balkonie i ja pchałam twój kościsty tyłek, żebyś jako weszła…
- Wstyd mi.
- Czemu? Mało to razy ja się najebałam do tego stanu?
- Ale nie przy znajomych i nie przy…
- Andi zrozumie – mówi spokojnie. W pomieszczeniu rozlega się dźwięk mojego telefonu. Nawet nie wyjęłam go z torebki. Tina podeszła do stolika na którym leżała i podała mi go po chwili.
- Kto?
- Zgadnij – prycha. Wiem, że to Friderick.
- Nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- Jak nie odbierzesz, to Ci nie da spokoju – wzdycham ciężko. Biorę głęboki wdech i przybieram minę firmową.
- Tak kochanie? – nie wiem jak mi to przechodzi przez gardło.
- Nareszcie! Czemu nie odebrałaś moich trzech telefonów? – zaczyna się.
- Spałam i miałam wyciszony telefon – kłamię.
- Może wpadłbym do Ciebie na weekend? – że co?!
- Ale po co się będziesz kłopotał, jak widzimy się za niecały tydzień?
- Stęskniłem się – nie wierzę w to co słyszę. Wreszcie, kiedy chyba zrozumiałam czego chce, to on mi się nagle zamienia w romantyka…
- Jak uważasz… - wiem, że przyjedzie. I może to właśnie będzie idealna okazja, żeby to zakończyć?
- Do zobaczenia. Kocham Cię – zamieram. To się nie dzieje naprawdę…
- Co jest? – Tina pyta od razu, gdy rzucam telefonem na łóżko.
- Friderick przypomniał sobie, że mnie kocha. I chce przyjechać.
- Osz kuźwa! – pisnęła zbyt głośno, aż w głowie mi dudni.
- Tina, kurde!
- Przepraszam! Już się zamykam.
- Chyba pójdę na spacer. Muszę się przewietrzyć – mówię szybko.
- Spoko. Szykuj się. Ja spadam – mówi i wychodzi normalnie, drzwiami.

~

Andreas

                 Budzę się rano i pierwsza myśl jaka nawiedza mój prosty męski mózg to… Pocałunek Tiny i Jakoba. Nie wiem czemu się wpierdalam w to co się między nimi wytworzyło. Bo przecież sam do tego doprowadziłem i chciałem, by mój przyjaciel i bardzo fajna dziewczyna dostali szansę zaprzyjaźnienia się. Czy czegoś więcej. Powtarzaj. Chcę, żeby Tina i Jakob byli szczęśliwi. Chcę, żeby Tina i Jakob byli szczęśliwi. Chcę, żeby… W dupę z tym wszystkim!
                Wstaję i biorę zimny prysznic. Ubieram się w dres i schodzę na dół. Jest 8:20, więc wszyscy jeszcze śpią. Wyciskam świeży sok z pomarańczy i opróżniam całą szklankę za jednym razem. Teraz już mogę iść biegać.
                Wybieram standardową drogę do biegania. Chcę rutyny. Chcę, żeby mój chory psychicznie mózg wrócił na swoje miejsce. Przyspieszam gwałtownie. Jakby mi to miało pomóc. Oczywiście wziąłem ze sobą słuchawki. Wybrałem dziś trochę żywszą muzykę niż zwykle. Pięć kilometrów dalej robię przerwę. Rozciągam się na tej samej co zwykle ławce w parku. Okej, czuję się odrobinę lepiej.
- Cześć – sztywnieję. Co do chole… - Kaca leczysz bieganiem?
- Cześć – odwracam się i widzę Cornelię. Piękną, skacowaną, ubraną w śliczną sukienkę w kwiaty Cornelię. Patrzę na jej twarz i widzę cierpienie. Łeb nieźle ją musi po tej imprezie nakurwiać. – Niekoniecznie. Codzienny trening – przełykam dość głośno ślinę. Wracam do normy. Denerwuję się przy niej.
- Przepraszam za wczoraj – mówi skruszona.
- Przestań! – mówię chyba zbyt twardo. – Nie masz za co. Nic się nie stało. Najwidoczniej tego potrzebowałaś – dodaję spokojniej.
- I tak mi głupio – och, mogłaby przestać. – Ile Ci zostało? – pyta. Moja mina wyraża pewnie wielkie nie wiadomo co. – No biegu! – chichocze. Chichocze tak ładnie. Lubię jak chichocze.
- Właściwie już skończyłem – odpowiadam. W końcu mam ją dla siebie, więc mam w dupie, że powinienem jeszcze wrócić do wioski.
- Przejdziemy się? – skąd u niej ten nagły przejaw zainteresowania moją osobą?
- Pewnie – czuję się odrobinę źle w tych przepoconych ciuchach. Pot ścieka mi z czoła i po plecach. I jest mi gorąco. Ale teraz nie wiem czy z jej powodu czy z wysiłku.
- Mogę Cię o coś spytać? – chyba nie chciała się spotkać ze mną, a wypytać.
- Jasne – i nagle nie mam ochoty z nią iść. Dociera to do mnie właśnie teraz. Właściwie żałuję, że zrezygnowałem z biegu. Jakiś jestem dzisiaj popierdolony.
- Czy Jakobowi można zaufać? – zaskakuje mnie.
- Chodzi Ci o Tinę? – przecież to oczywista oczywistość palancie.
- No tak… Z tego co pamiętam jeszcze, zanim się upiłam, to widziałam, że tańczyli razem. Dość intensywnie…
- To mój najlepszy przyjaciel – no to prawda akurat. Ale nie ufam mu jeśli chodzi o kobiety. Bo wiem jak je traktuje. Jak przedmiot. Na chwilę. Ile bym dał, żeby w przypadku Tiny było inaczej? Bo wiem, że on oszalał na jej punkcie… Do tej pory jestem na niego lekko wkurwiony, po tym jak spotkaliśmy się u mnie na piwo i wypytywał mnie o nią jak na przesłuchaniu na policji. Aż się skrzywiam na samą myśl.
- Ale nie wyglądasz na przekonanego do niego – wiedziałem, że jest bystra. Jak ukryć?
- Wydaje Ci się – wybieram kłamstwo. – Rozmawiałem z nim. Jest nią oczarowany i ufam mu – aż mnie skręca… Dlaczego okłamuję ją i siebie? Przecież nie chcę, żeby on ją skrzywdził…
- Ale powiedziałbyś mi, gdyby coś z nim było nie tak?
- Jasne – uśmiecham się. Znajdujemy się na granicy Ruhpolding. Chcę jak najszybciej wrócić do domu. Nie mam ochoty rozmawiać o Tinie i Jakobie. – Spadam, mam jeszcze dzisiaj ogarnąć siłownię.
- Jasne – chyba myślała, że ją odprowadzę. Dzisiaj mam w dupie swoje maniery.
- Do zobaczenia – mówię szybko i wbiegam do lasu w stronę swojego zadupia.

~

Cornelia

                Coś jest ze mną nie tak? Jak go odtrącam, to on się stara, gdy ja się staram on mnie odtrąca… Po pierwsze nie powinnam w ogóle o nim myśleć. Jest Friderick. I jest nasz ślub. I powinnam myśleć tylko o nim i o ślubie. Nie o przystojnym i sympatycznym Andreasie, który wcale chamem nie jest.
                Wchodzę do hotelu i idę w stronę jadalni. Jeszcze się nie skusiłam na śniadanie. W sumie dopiero mi się uruchomił żołądek. Widzę, że w jadalni siedzi tata i przegląda coś w telefonie. Podchodzę do szwedzkiego stołu i zabieram ze sobą dwa rogaliki, dżem morelowy i parzę kawę w ekspresie. Biorę wszystko ze sobą i podchodzę do stolika taty.
- Mogę się przysiąść? – uśmiecham się serdecznie.
- Jasne córciu – wstaje i odsuwa mi krzesło. Tata jest zawsze taki uprzejmy i kulturalny.
- Dziękuję – patrzę chwilę na niego. Nagle telefon znika ze stołu i ląduje w kieszeni marynarki. – Co słychać?
- Jutro podpisujemy umowę. Jestem trochę spięty – uśmiecha się. – Nie gniewajcie się na mnie. Po prostu chciałbym to mieć już za sobą.
- A mama nie pomaga? – właściwie to nie widziałam się z nią od… dwóch dni? Świetne relacje z matką mam, nie ma co.
- Wiesz jaka jest. Czasem bym wolał być sam… - pierwszy raz słyszę te słowa z jego ust. Och tato! Mam ochotę go uściskać i powiedzieć, że przecież nie pogniewamy się za rozwód. Że dla nas to nawet lepiej.
- Wiem. Tato, my z Tiną jesteśmy dorosłe. Nie musisz się o nas martwić, a z Olim Ci pomożemy – chyba w końcu przestaję być neutralna.
- Przemyślę to – tata łagodnieje. Czy on się kiedyś denerwuje?
                Po śniadaniu idę z Olim do miasteczka. Tina poinformowała nas, że w Ruhpolding rozstawili się z cyrkiem i mały od razu zapragnął się tam wybrać. Nie mogłam odmówić. Tina miała iść do szpitala. Lekarz miał spojrzeć na jej rękę.
                Siedzimy z braciszkiem prawie przy scenie. Widzę jak mu się oczka świecą na widok zwierząt. Dla mnie to zawsze było nieludzkie i nienawidziłam cyrków. Tina tak samo. Ale nie odmówię braciszkowi zabawy. Rozglądam się wokoło i widzę Tanję. Macham do niej. Zauważa mnie po chwili i bierze za rękę małą dziewczynkę. Podchodzą do nas.
- Można się przyłączyć? – pyta. – To jest Frida, moja kuzynka – drobna, na oko dziesięcioletnia dziewczynka wyciąga do mnie dłoń. Ściskam ją lekko i uśmiecham się serdecznie.
- Jestem Cornelia, a to mój braciszek Olivier – pokazuję na mojego blond pięknisia. Frida od razu siada obok Oliego i zagaduje go. Ja za to mogę spokojnie porozmawiać z Tanją. - Właściwie to spadasz mi z nieba – mówię nie bawiąc się w kurtuazję.
- Ja? – jest zdziwiona moim zachowaniem.
- Pomóż mi, proszę… Co mam zrobić, żeby Andreas się mnie nie wystraszył. Bo mam wrażenie, że kiedy byłam niedostępna, to bardziej za mną przepadał.
- Rób to co zwykle. On jest tobą oczarowany! I nie wymiguj się! Ładna kiecka, makijaż i dzisiaj widzę Ciebie i Tinę na imprezie u Petera.
- Poważnie? Ale to trochę wpraszanie się…
- Już powiedziałam  - puszcza mi wesoło oczko. – Mój brat będzie wniebowzięty – ufam jej. Bo kto inny zna go tak dobrze jak ona? Ty już chyba podjęłaś decyzję Corni…

~

Tina

                Nie wiem po jaką cholerę Corni ciągnie mnie na tą imprezę. Nie mam jakoś ochoty. Jakob zdobył mój numer i wydzwania do mnie od rana. Jest tak spragniony informacji o mnie… Co to ma do cholery być? Miałam się nie angażować i bawić. A on wszystko komplikuje. Jeszcze Cornelia przylazła, że muszę iść. I Jakob też tam będzie. Już zdążyłam zadzwonić do Andreasa i się wypytać.
                Nie ubieram się jakoś specjalnie. Jeansy, czarna koszulka odsłaniająca plecy i trampki. Koczek i mocniejszy makijaż. Wystarczy. Niech Werner nie myśli, że dla niego się tak odstawiłam.
                Impreza ma być w Ruhpolding, więc nie bawimy się w podwózkę. Idziemy z buta, choć ciekawie jest widzieć Cornelię w szpilkach i obcisłej sukience. Uśmiechniętą od ucha do ucha i wymalowaną jak na przyjęcie jubileuszowe firmy taty…
- Gdyby Cię Fridzio zobaczył, to by musiał biedny iść na terapię. Zgorszyłabyś go – chichoczę żałośnie. Wiem, że powinnam ją wspierać, ale to trochę zabawne, że tak się broniła przed czymś, czego potrzebowała. Nie komentuje nawet mojej zgryźliwej uwagi. Wręcz ma ją w dupie i nawet jej nie słyszy. Chyba Wellinger naprawdę wziął się do roboty.
                Na miejscu jest już trochę ludzi. Większość kojarzę z mojej pierwszej eskapady do klubu. Moja ręka nadal odczuwa zbawienne skutki alkoholu. Widzę też tą idiotkę, która się rzuciła na mnie. Spoglądam na nią złowrogo. Chyba się mnie boi, bo chwilę później widzę, jak cięgnie za sobą jakiegoś frajera, ubrana w białą kurteczkę i z torebką w ręce, w stronę wyjścia. Cóż… Jej strata. Wchodzę do kuchni i widzę uwieszoną na Wellingerze Cornelię. No dobra. Uwieszona to zbyt wymowne słowo. Klei się trochę do niego. Jakob od razu przyplątuje się do mojego ramienia jak potulny piesek. Wręcz wypadałoby go pogłaskać… W duchu wywracam oczami. Spoglądam na Andreasa. Uśmiecha się do mnie. Stawiam na wyspie kuchennej czteropak, który zakupiłam po wyjściu ze szpitala. Muszę przyznać, że wygląda całkiem przyzwoicie. Wręcz genialnie. Włosy zawsze ma idealnie ułożone. Nie wiem jak on to robi.
- Cześć – podchodzę do niego. Werner nadal krąży wokół mnie jak bocian nad gniazdem. Jak na złość jednak, dla niego, zostaje zawołany przez kogoś do salonu.
- Cześć – Cornelia zostaje zagadana przez Julię, która właśnie weszła do pomieszczenia, więc Andreas robi mi miejsce obok siebie. Oboje opieramy się o blat, przez co widzimy wszystkich gości doskonale.
- Nie wiem co tu robię – prycham. Peter podchodzi na moment i podaje nam zimne piwo z lodówki.
- Tanja mówiła, żebym wpadł. Ale jakoś też nie mam ochoty. Wczoraj, dzisiaj… Trener mnie zabije, kiedy się dowie, że codziennie piję – pociąga łyk. Trener?
- Trenujesz coś wyczynowo? – patrzę na niego podejrzliwie. Jego mina od razu robi się niewyraźna. Coś ukrywasz cwaniaku i ja się dowiem!
- Miałem nadzieję, że utrzymam to w tajemnicy trochę dłużej…
- No powiedz o co chodzi! Zaciekawiłeś mnie.
- Nie lepiej jest tak jak jest? -  nie odpuszczę mu. I on to widzi. – Oglądasz czasem telewizję?
- Nie. Ale z tego wynika, że jesteś dość znany.
- Chodź – wzdycha głęboko i idzie w stronę wyjścia. Nie wiem o co chodzi, ale coś mi mówi, że chyba przyda mi się mój czteropak. Biorę go ze sobą i wkładam do torby.
                Idziemy w ciszy jakieś dwadzieścia minut i wcale nie zapowiada się, że zaraz będziemy na miejscu.
- Nie możesz mi powiedzieć jak człowiek, tylko prowadzisz jak pedofil do lasu? – mam go dość.
- Jeszcze chwila. Wiem, że jesteś niecierpliwa, ale spokojnie – uśmiecha się tajemniczo. Wywracam oczami. Poważnie, zapierdolę go kiedyś. I kiedy mam ochotę powiedzieć mu, żeby się walił, tu na środku drogi, to przystaje. Jesteśmy na jakiejś ciemnej polanie. Poważnie? Targał mnie za sobą czterdzieści minut, żeby mi pokazać jakieś trawsko? Obraca się przodem do mnie i patrzy wyczekująco.
- Nie ma trawy w centrum, tylko prowadziłeś mnie jak owcę na wypasanie daleko za miasto?
- Spójrz w górę – pokazuje mi na coś dużego. Owszem, widziałam to kiedyś. Chyba nawet w telewizji. Ale nadal nic. – Jezu! Ty naprawdę nic o mnie nie wiesz! – zaczyna piszczeć i skakać. Poważnie nie wiem o co mu chodzi.
- Można tam wejść? – pytam zmęczona.
- Jak? Musielibyśmy przeskakiwać przez ogrodzenie. Skocznia jest nieczynna w nocy – czy on myśli, że mnie to zniechęci? Śmieję się kpiąco. Nawet nie reaguję na jego krzyki, które mówią, że nie wolno. Podchodzę do stalowych barierek i wspinam się nieudolnie po nich. Ręka piecze, ale ulga jaką czuję po zeskoczeniu jest wystarczająco wynagradzająca. On już nie piszczy. Robi to co ja. I nawet wyprzedza mnie i przejmuje rolę przewodnika. Chwilę wdrapujemy się w górę, ale na szczycie dociera do mnie, że było warto.

- Witamy na skoczni narciarskiej. Jak się pewnie teraz domyślasz, jestem skoczkiem narciarskim. Reprezentantem Niemiec. Od dobrych palu lat – kiedy to mówi, to mam wrażenie, że jest mu wstyd. A nie powinno. To ja się powinnam wstydzić, że taki facet chciał ukrywać przede mną fakt, że jest utalentowany. Bo czemu? Przecież ja nic dla niego nie znaczę. Spoglądam na niego i zaczynam mieć obawy co do tego co pomyślałam…


***

Cześć :)
Też macie dzisiaj taki beznadziejny dzień? Z góry przepraszam za to powyżej :)
Ferie mi się kończą i tak straaasznie nie chce mi się wracać.
Oceniając dzisiejszy konkurs był tak emocjonujący, że prawie usnęłam... (pominę występ głównego bohatera tej historii, bo zwyczajnie robi mi się smutno i przykro, że się tak męczy :(( )
Jedynie zwycięstwo Michiego poruszyło mnie równie mocno jak jego i Stefana :P
EDIT: Zapomniałam o gwieździe moich snów ostatnio (nie pytajcie)... Tak, Tande też mi poprawił humor :P Dzięki za przypomnienie Little Luck :D 
Chyba już się nie kompromituję dalej :P
Do następnego :)

13 lut 2016

Czego pragną mężczyźni

Tina

                Po wczorajszym wieczorze mogę się uznać za geniusza zła. I profesjonalną swatkę. Cornelia cały wieczór przegadała z Andreasem i widziałam jak jej się oczy błyszczały, kiedy coś opowiadał. A ja, razem z siostrami Wellinger triumfowałyśmy. Taki był plan. I co dalej? Nie zakładałam, że aż tak szybko mi się uda. Cóż…
                Jestem w centrum miasteczka i poszukuję jakiś pamiątek. Zawsze przywożę jakiś drobiazg do domu, żebym mogła postawić na półeczce i oglądać od czasu do czasu. Wspomnienia są przyjemne. A ja chcę chyba kojarzyć to zadupie z czymś przyjemnym.
- Chyba jestem Ci winien dobre wino – słyszę znajomy głos. Odwracam się i widzę Andreasa. Uśmiechniętego Andreasa. Po sekundzie widzę, że obok stoi dość umięśniony blondyn. Uśmiecha się szeroko w moją stronę. A ja czuję się skrępowana. Nie podoba mi się ten typ. Czy to jest właśnie ten kolega? Jeśli tak, to wiedz Wellinger, że ja dziękuję.
- Cornelia się odzywała? – próbuję wyglądać naturalnie, a nie jak po analizie wiersza na niemieckim.
- Właśnie się umówiliśmy na imprezę wieczorem. Oczywiście Ty też jesteś zaproszona.
- Chętnie wpadnę. Ręka już mnie wcale nie boli – kłamię w żywe oczy…
- Poznaj Jakoba – przedstawia do w końcu, bo tamten szarpie go za ramię, jak małe dziecko proszące tatusia o watę cukrową na festynie.
- Tina – wyciągam dłoń. On chyba jest sparaliżowany moim widokiem. Owszem, nie pomalowałam się mocno, wręcz wcale, ubrałam żółte jeansy i niebieską koszulkę, ale żeby wyglądać na tak przestraszonego?
- Miło mi cię poznać! Andi tak dużo opowiadał… - słowo daję. Już go nie lubię. Taka cipa. Niby ciało ok, nawet bardzo ok, ale w głowie chyba nic nie ma… Wellinger, nie chcesz się zamienić z kolegą na mózgi?
- Poważnie? – dziwi mnie to. Bo co mógłby opowiadać? – Jeśli to co myślę, to nie, nie mam problemu z alkoholem i nie palę nałogowo!
- Mówił o tym, że jesteś piękna i masz cięty język – uśmiechnął się. Za to Andreas poczerwieniał. Serio? Piękna? Andi, we no popatrz na moją siostrę!
- Widzimy się wieczorem, co? – kończę tą rozmowę. Wstydzę się w jakiś popieprzony sposób.
- Do 21 – macham im i odchodzę do kolejnej alejki. Byleby z dala od Wellingera i jego kolegi przygłupa.
                Po wejściu do hotelu, od razu odwiedzam pokój siostry. Jest pora obiadowa i znając życie szykuje się do zejścia do jadalni. Wiecznie musi być idealna. Zawsze taka była. Ukrywa przed wszystkimi swoje mroczne sekrety i nigdy nie chciała by wyszły na jaw. A ja ich strzegę jak mogę. Bo nie chcę, by mama się dorwała do nich. Bo wiadomo co będzie.
                Pukam charakterystycznie i od razu słyszę głośne „wejść”. Widzę jak Corni sznuruje trampki. Patrzę na nią. Jest... Uśmiechnięta? Oj, chyba to wina tylko i wyłącznie pana Wellingera.
- W co się ubierasz? – siadam obok niej lub jak kto woli, rzucam się obok niej na łóżko.
- Tu mam właśnie problem. We wszystkim co mam w szafie będę wyglądać jakby…
- Jakbyś przyszła na mszę. Wiem – standardowy problem. – Pożyczę Ci moją czarną sukienkę – odpowiadam od razu.
- Zwariowałaś?! – piszczy. – Przecież ona ledwo zakrywa tyłek!
- No właśnie! Nie udawaj, że powód pójścia tam jest zupełnie inny, niż ten co myślę. Gdyby nie obecność pana W, to byś nawet nie zapamiętała o co chodzi.
- I co? Mam zwyczajnie wcisnąć się w Twoją kieckę i iść tam prawie rozebrana?
- Uwierz mi. Ta sukienka zakrywa co potrzeba. Większość rzeczy i tak będzie musiał sobie wyobrazić.
- Jesteś chora psychicznie – prycha pod nosem. I tak wiem, że ją założy. Znam swoją siostrę.
- Chodźmy na obiad. Jestem głodna – wstaję szybko i kroczę od razu do drzwi.
                Wieczorem zaczyna się cyrk. Cornelia jak zwykle boi się, że mama się domyśli i zabroni nam iść. Nawet jeśli to i tak miałabym to w dupie i wyszła. Gorzej niż szlaban i odcięcie od kasy i tak być nie może, więc co mi tam? Za to moja siostrzyczka panikuje jak mała gówniara.
- Ja nie wiem czy to jest dobry pomysł – walnęłam jej 30 minut temu ostry makijaż, ułożyłam włosy w fajnego kucyka i właśnie wcisnęła się w moją sukienkę. I narzeka.
- Wyglądasz obłędnie! – jestem zachwycona efektem! Robię jej szybkie zdjęcie, zanim zacznie uciekać. Wyślę temu frajerowi Friderickowi! Niech widzi, jaką ma fajną laskę, a zachowuje się jakby go obrzydzała.
- Przestań! – cały czas poprawia ją i naciąga jak tylko się da.
- Rozciągniesz ją i straci fason! – biję ją lekko po łapach.
- A Ty? – patrzy na mnie. Ja mam zrobiony makijaż, włosy wyprostowane i czekam tylko na założenie ubrania.
- Za moment! Najpierw Ciebie trzeba odstawić!
- Nadal nie wiem czy to dobry pomysł…  - zaraz ją uduszę.
- Zrób coś dla mnie – uśmiecham się serdecznie. – Zamknij się w końcu, ok? Siadaj na dupsku i poczekaj moment. Ubiorę się i idziemy.
                Idę do łazienki i szybko wkładam na siebie mój nowiusieńki czerwony kombinezon. Jest troszkę dłuższy od sukienki, którą pożyczyłam Cornelii, ale za to ma obłędnie głęboki dekolt. Na nogach lądują czarne szpilki, a na wszelki wypadek do torebki pakuję czarne trampki. Poprawiam usta czerwoną szminką i rozpryskuję na sobie moje ukochane perfumy.
- Gotowa – wychodzę z łazienki i widzę wzrok siostry, który mówi: wyglądasz tak wulgarnie i perwersyjnie, że aż niesamowicie!
- Czemu Ty tak dobrze wyglądasz w tych ciuchach? Nie zdziwi mnie, jak Andi się na Ciebie teraz rzuci! – chichocze, ale wyczuwam, że ten chichot jest nerwowy i z lekką nutą zazdrości.
- Przestań! Ja tam idę dla doglądania, czy przypadkiem go nie spławiasz, a nie na podryw!
- Ja powinnam go spławić… - smutnieje. Owszem. Powinna. Bo jest zaręczona i niedługo bierze ślub. Ale nie może sobie zabronić uczuć! Jeśli coś do niego czuje, to powinna dać temu szanse! Póki nie jest za późno!
- Powinnaś w końcu pomyśleć o sobie – łapię ją za ramiona. – Spójrz na mnie – proszę. Od dłuższej chwili wpatruje się w podłogę. – Obiecaj mi, że będziesz myślała o sobie, jasne? Masz być szczęśliwa, a nie zamknięta w złotej klatce – uśmiecham się do niej. W końcu widzę, że docierają do niej moje słowa.
- Idziemy zanim mama się zorientuje, że coś kombinujemy – odpowiada. Po chwili obie uciekamy balkonem.

~

Andreas

                Nie mogę się ich doczekać. Jakob błagał mnie żebym go zabrał. Tak się napalił na Tinę, że muszę jej pilnować, by się do niej nie dobrał. Wiem, że ona jest mądra, ale kto wie co jej odbije, gdy się najebie. I gdy Jakob się najebie…
                Ubieram swoją ulubioną błękitną koszulę. Podwijam oczywiście rękawy. Wyciągam z szafy moje najlepsze jasne spodnie i zakładam je na kościsty tyłek. Układam staranniej niż zwykle włosy. Nie wiem czemu się tak stroję. Poważnie.
                Chwilę później schodzę na dół. Julia dzisiaj postanawia być kierowcą. Ja, siostry i ich chłopaki no i Jakob pakujemy się do samochodu. Dobrze, że mama pożyczyła nam Vana. Kilka minut później jesteśmy już w Ruhpolding. Wchodzimy do klubu i już zaczyna mnie dopadać szał imprezowy. Idziemy z Jakobem i chłopakami do baru i zamawiamy kolejkę wódki, na rozluźnienie. Dziewczyny w tym czasie zajmują nam stolik. Gdybym chciał, to od razu dostałbym lożę, ale wiem, że ujawnianie się nie przyniesie niczego dobrego. Póki nikt nie wie, że tu jestem, to wszystko jest pod kontrolą. Siadamy na dużej kanapie w kształcie litery U i po chwili pojawia się obok nas urocza kelnerka. Muszę przyznać, że ma odpowiednią długość spódnicy. Uśmiecham się do niej szeroko, czym powoduję na jej policzkach rumieńce. Julia kopie mnie mocno w kotki, ale udaję, że tego nie czuję.
- Coś wam podać? – wzrok brunetki utknął na mnie. Nie chcę tego bezczelnie wykorzystywać, więc spoglądam na resztę. Składamy zamówienia i widzę, że dziewczyna nadal stoi i się gapi. Powinienem dać jej autograf, czy co? Wszyscy po kolei składają zamówienia. – Coś jeszcze? – dopytuje. Ona ma ochotę na zdecydowanie coś więcej niż zdjęcie. Przygryzanie przez nią dolnej wargi mi nie pomaga. Dużo wysiłku sprawia mi niereagowanie na te gesty. Przełykam głośno ślinę. Gówno mnie obchodzi lawina komentarzy, która za moment się pojawi z ust moich towarzyszy.
- Dziękujemy – Tanja postanawia załatwić sprawę. Dziewczyna odchodzi smutno.
- Ochujałeś?! – dziewczyna nawet nie zdążyła przejść metra. Nie ma co, Julia to ma wyczucie.
- Nie mówcie mi, że wasze spodnie nie zrobiły się ciasne – pytam pozostałych facetów.
- Zrobiłby się, ale gdyby patrzyła też na nas i gdyby nie było tu naszych dziewczyn – odzywa się Peter. Julia nawet nie reaguje na jego słowa. Jest na mnie wkurwiona.
- Poczekaj aż powiem Cornelii, jaki z Ciebie prostak!
- Spróbuj! – nie podoba mi się to wszystko.
- Spokojnie, ok? – Tanja się odzywa. Po chuj w ogóle tu przyszliśmy? Już mam dość imprezowania.
- O kuźwa! – Jakob zamiera. Jego wzrok skierowany jest na bar. Spoglądam w tamtą stronę i również zamieram. Bliźniaczki wyglądają obłędnie! Cornelia ma nogi do nieba. I wygląda tak seksownie w tej sukience, że zaraz zwariuję! I te włosy! Owinąłbym sobie tego kucyka wokół dłoni i…
- Żyjesz? – Julia się śmieje. Żywcem się śmieje! I przerywa mi tą wizję... Widzę, że nas zauważyły. Patrzę na Cornelię z wielkim uśmiechem, ale tylko przez chwilę. Bo obok niej kroczy Tina. Najseksowniejsza kobieta na ziemi. I czuję, że spodnie zaraz pękną w pizdu w szwach.

~

Tina

                Plan A chyba wykonany. Wellinger wygląda jakby zaraz miałby sobie dogodzić. Podchodzimy do nich wyjątkowo pewnie. Przed klubem kazałam się napić siostrze kielicha wódki. Na rozruch. I widzę, że poskutkowało.
- Cześć – mówi pierwsza. Szczerze mówiąc, to wszyscy faceci dookoła się na nas gapią. I nie pasuje mi to do końca.
- Gdzie można usiąść? – na kanapie dostrzegam Jakoba. Wpatrzonego we mnie Jakoba. Wywracam oczami w duchu. Nie chcę go tutaj. I jak na złość klepie miejsce obok siebie. Między Andim i nim. Chociaż tyle. Corni siedzi między Julią i Andim. I widzę, że Wellinger się mota. Patrzy to na mnie, to na Corni. Gdy moja siostra grzebie w torebce, z bliżej niewyjaśnionych przyczyn, przysuwam się do ucha Andreasa.
- Posłuchaj mnie – szepczę. – Przyszłam tu z nią i masz się zająć nią. Nie chcę widzieć Twojego pożerającego mnie wzroku, dobrze? Wyobraź sobie, że mam na sobie habit. Może to pomoże – pachnie obłędnie. Mogłabym tak wisieć nad jego uchem i wąchać go do rana. Albo dłużej…
- Nie widziałem nigdy bardziej seksownego, czerwonego habitu – wzdycham ciężko. Męczę się z tą sytuacją. Nie odpowiadam nic. Od razu spoglądam na Jakoba i próbuję się nim zająć. A Andreasa zostawiam Cornelii.
                Po kilku głębszych nawet Werner wydaje się ciekawy. Wirujemy w tańcu prawie co chwilę i jego ręce coraz swobodniej przewijają się przez moje ciało. I nie przeszkadza mi to zbytnio. Wręcz pozwalam mu na więcej. Bo co mi szkodzi?
- Pięknie pachniesz – słyszę przy uchu jego szept. Uśmiecham się delikatnie. Och! Mogłabym tak tańczyć do rana. Dobrze mi w tych szerokich ramionach. We łbie dudni mi ta beznadziejna muzyka, ale dzisiaj mam to gdzieś.
- Dziękuję – odpowiadam w końcu.
- Chętnie zabrałbym Cię do siebie, ale wątpię, że na to pójdziesz – obracam się przodem do niego.
- Czy Ty sobie za dużo nie wyobraziłeś? – pytam, zarzucając mu ramiona na szyję.
- Wyobraziłem właśnie.
- Posłuchaj mnie cwaniaczku – kładę palec na jego ustach, by na chwilę się zamknął. – Nie jestem z tych co pewnie myślałeś, że jestem. Wręcz przeciwnie. Owszem, schlebia mi, że twoje spodnie też nie wytrzymują napięcia, ale nie tym razem. Nie dziś – lekko odchylam jego dolną wargę palcem i puszczam. Jeju! Skąd mi się to wzięło do cholery!?
- Jesteś najbardziej niesamowitą dziewczyną jaką spotkałem – chce mnie pocałować.
- Mam ochotę zapalić – mówię tuż przy jego wargach. Odsuwam się i idę po torebkę.
- Może czas się zbierać? – przyzwoitka Wellinger łapie mnie za ramię, gdy próbuję odejść.
- Jest 2 w nocy!
- Może właśnie to jest odpowiedni moment? – jest jakiś dziwny.
- Jak chcesz to idź. Ja jeszcze zostaję – spoglądam na Corni. Upiła się w sztok. – Odwieziesz ją?
- Tak – nic więcej nie mówi. Po chwili podchodzę do Jakoba i chwytam jego dłoń. Tak idziemy do wyjścia na zewnątrz.

~

Andreas

                Nie wierzę, że tak łatwo udało mu się ją do siebie przekonać! Krew mnie zalewa! Próbuję się uspokoić. Julia i Tanja tańczą z chłopakami na parkiecie. Też chciałbym potańczyć! Ale nie! Cornelia musiała się urżnąć i zaczęła mi opowiadać o swoim beznadziejnym życiu! Chyba coś słyszałem w stylu „mój narzeczony”, ale nie dam sobie łba uciąć.
- Cornelia – lekko szturcham jej ramię. Jest praktycznie nieprzytomna. Jeszcze bardziej żałuję tego wyjścia.
- Co jest? – Julia i Peter pojawiają się przy stoliku.
- Odwieziemy ją, co?
- Aż tak się źle z tobą bawiła, że jest nieprzytomna od alkoholu? – chichocze. Nie mam ochoty się z nią kłócić.
- Gdzie Tina? – odzywa się szatyn.
- Poszła z Jakobem. Chyba na fajkę – próbuję powiedzieć to bardzo naturalnie.
- Idź po nią – prosi siostra. Od razu się zrywam na równe nogi. Bardzo chętnie!
                Przeciskam się przez wirujący tłum i po chwili znajduję się na powietrzu. Jest tak chłodno i przyjemnie, że najchętniej bym nie wracał do środka. Rozglądam się wokoło i widzę ich. Jakob przyssał się do Tiny i jej najwyraźniej to nie przeszkadza. Wręcz pozwala mu na więcej. Robi mi się słabo. Nie… To nie jest możliwe. Sam pchnąłem ją w jego łapska i mam za swoje. Ale właściwie dlaczego mam o to aż taki ból dupy?!
- Tina! – wołam ją. Nie umiem tam tak po prostu podejść.  – Tina! – mówię głośniej. Nadal nic. Tamci jakby w innym świecie. W końcu mam dość. – Do kurwy nędzy! Masz uszy? – prycham w jej stronę.
- O chuj ci chodzi?! – patrzy na mnie wściekła. No to rozjuszyłem byka.
- Musisz nam pomóc z Cornelią.
- Nie udawaj, że w piątkę sobie nie poradzicie – to nadal jest Tina?
- Chodzi o twoją siostrę…
- Schlała się, to niech teraz pocierpi – odpowiada Jakob.
- Zamknij mordę zboczeńcu! - warczę w stronę przyjaciela.
- Nie chcę mówić kto rzuca oczami na siostrę tej, z którą się umówił… - zapowietrzam się.
- Idę – Tina przerywa tę „rozmowę”.
                Czekam aż skieruje się w stronę wejścia i idę za nią. Bez słowa. Bez niczego. Przed budynkiem zmienia buty na trampki, a szpilki lądują w torebce.
- Dobrze, że jesteście – odzywa się Tanja. – Trzeba ją jak najszybciej wyprowadzić. Zaraz się zrzyga na parkiet – od razu trzeźwiejemy z Tiną i łapiemy ją za ręce. Cornelia na zewnątrz zaczyna oddychać mocniej. Pomagam jej siostrze podtrzymać ją przy ścianie.
- Oddychaj mała – Tina, nawet zachlana i wściekła na mnie, jest genialną siostrą.
- Kręci mi się w głowie… - Corni mruczy pod nosem.
- Najlepiej by było, żebyś się zrzygała – odpowiada. Poważnie mam oglądać jej wymioty?!
- Pójdę sama – wyrywa się i idzie w stronę śmietników. Tina zatrzymuje mnie, bym nie podążał za nią.
- Nie chcesz tego widzieć – mówi. Przeszło jej czy nie?
- Tina, ja…
- Daj spokój. Dobrze, że się pojawiłeś. Wódka za bardzo mną rządziła – uśmiecham się szeroko do niej. Właściwie to tego nie widzi, bo nadal pilnuje wzrokiem Corni, ale wiem, że ona to wie.
- Do usług – odpowiadam.
- Już prawie koniec. Tylko jak ja ją wywlekę po balkonie na górę? – nie sprawia mi przyjemności patrzenie w tym momencie na Cornelię. Wręcz odwracam się w drugą stronę. Po chwili Tina podchodzi do siostry z chusteczką i prowadzi ją do samochodu. Zdecydowanie dość atrakcji na dziś.
                Julia odstawia siostry pod hotel. Parkuje kawałek dalej, by rodzice dziewczyn się nie zorientowali. Zrywam się do pomocy Tinie.

- Gdzie Ty chcesz iść? – chichocze. – Dam sobie radę. Dziękuję za wszystko. Do zobaczenia – macha nam i wyciąga siostrę z tylnego siedzenia. O dziwo Corni wygląda już stabilniej. Daje radę iść po chodniku i to całkiem sprawnie. Ale i tak mój wzrok skupia się na tyłku Tiny. Niestety.

***

Cześć! :D
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze! 
Niesamowite jest to, że macie ochotę to czytać i że chyba przypadła Wam do gustu ta historia :D
Niezmiernie mnie to cieszy :D
Dzisiaj czwóreczka. Pojawia się pan Werner, który trochę namiesza (oczywiście, że musiałam coś wymyślić, żeby nie było nudno) :D
Zapraszam serdecznie do czytania i komentowania :D
Pozdrawiam i do następnego :D


5 lut 2016

A jednak

Cornelia

Poranek był ciężki. Wypiłam więcej niż myślałam. Chcąc przestać myśleć o krępującym mnie wzroku Andreasa, musiałam wpompować w siebie trochę więcej alkoholu niż zwykle. Tina za to była w swoim żywiole. Alkohol, fajki i towarzystwo. Cała Tina.
Wstaję z ledwością z łóżka i idę do łazienki. Przemywam twarz i spoglądam w lustro. Sińce pod oczami dzisiaj wyjątkowo większe niż zwykle. I tak zakryję je starannym makijażem. Biorę prysznic i po chwili suszę włosy. Szybki i staranny makijaż zrobiony. Włosy czeszę w warkocza. Idę prosto do szafy i wyciągam krótkie ogrodniczki i różową koszulkę. Wsuwam na nogi sandałki i idę prosto na jadalnię. Na korytarzu widzę Tinę, ubraną prawie identycznie jak ja. Tylko, że w czarnej koszulce i trampkach. Na głowie ma swojego ukochanego koczka i okulary przeciwsłoneczne. Widzę, że zmieniła rano opatrunek.
- Jak ręka? – idziemy razem po schodach.
- Zaczyna wyglądać w porządku.
- Wybierasz się gdzieś? – pytam ją podchodząc do szwedzkiego stołu.
- Oczywiście. Ty też! – krztuszę się. Dokąd ona chce mnie zabrać?
- Nie przypominam sobie niczego… - drapię się nerwowo po głowie.
- Idziemy z Wellingerami na wycieczkę w góry! – mówi entuzjastycznie. Cudownie! Jeszcze tego bęcwała mi brakuje do szczęścia.
- Wiesz, że to nie ma prawa się udać – wiem co kombinuje. Cały wieczór starała się zeswatać mnie z tym skoczkiem. Ale ja nie chcę. Kocham Fridericka! Jest mi z nim dobrze i wiem, że jemu ze mną też!
- Posłuchaj – siadamy przy stoliku. – Wiesz co myślę o panu popierdolonym. Ale szanuję. Wellingerowie są fajni i nie znamy nikogo innego, więc co ci szkodzi pójść na małą wycieczkę? Z resztą, Andreasa ma nawet nie być. Ma jakiś ważny wyjazd czy coś.
- Nie będzie Wellingera?! – kamień spada mi z serca. Uspokajam oddech. Nagle zapragnęłam iść na wycieczkę.
- Julia jest przewodnikiem. Pokaże nam coś ciekawego.
- Po śniadaniu pójdę się przygotować i ruszymy – uśmiecham się serdecznie.
                W pokoju zmieniam buty, pakuję podręczny plecak w mapę, wodę, krem przeciwsłoneczny, okulary, koszulkę na zmianę i jakieś trampki. W łazience poprawiam makijaż. Patrzę na swoje nadgarstki. Nienawidzę ich. Nienawidzę na nie patrzeć. Zakładam kilkanaście bransoletek, by przykryć blizny po cięciach. Głupi okres młodości. Wszyscy mają mnie za poukładaną, spokojną, dojrzałą i rozważną. Ale nikt oprócz Tiny nie ma pojęcia o tym, co przeszłam. Wewnętrzna pustka i problemy z akceptacją samej siebie. Ktoś pomyśli: głupia, bogata, rozpieszczona smarkula. Jakie ona może mieć problemy?
                Schodzę na dół, a Julia, Tanja i Tina już wesoło rozmawiają na sofach dla gości. Czuję się dziwnie w ich towarzystwie. Wszystkie są takie wesołe i uśmiechnięte, a ja się czuję jak piąte koło u wozu. Na twarzy pojawia się uśmiech firmowy i podchodzę do nich.
- Cześć – witam się wesoło.
- Hejo! Gotowa? – Julia tryska humorem. Dzisiaj już nie wgapia się w telefon.
- Oczywiście! Nie mogę się doczekać! Ale powiedz dokąd się wybieramy?
- Zobaczycie – tajemniczo. Mam ochotę zapytać o Andreasa, ale nie mam na razie na to pomysłu. Słyszę dźwięk smsa. Biorę telefon do ręki i widzę, że Friderick chce ze mną rozmawiać. Zawsze ogłasza się w ten sam sposób: Cornelio, chciałbym porozmawiać. Masz dla mnie chwilę? Zupełnie jakby umawiał się na spotkanie z partnerem biznesowym.
                Odchodzę kawałek i dzwonię do niego. Nie mam ochoty bawić się w smsy. Czekam dwa sygnały i od razu wiem, że odbierze.
- Cześć kochanie – to nigdy nie brzmi jakoś wyjątkowo przekonująco. Ale to zawsze miłe.
- Cześć. Coś się stało?
- Tak. Dzwonili do mnie z tej firmy cateringowej. Powiedzieli, że są w stanie obniżyć nam cenę, jeśli się zdecydujemy na nich – zamieram. Zapomniałam o weselu! Do marca jeszcze mnóstwo czasu, ale najwidoczniej ślub panny Kirch z panem Tollerem to wydarzenie towarzyskie w całym mieście.
- I co myślisz?
- Uważam, że to dobry pomysł. Mają świetną renomę i nasi goście będą zachwyceni jedzeniem.
- Myślę, że masz rację. Masz moje poparcie.
- Kiedy wracasz? Powinniśmy spotkać się z Elsą. Ma ponoć już kilka typów jeśli chodzi o muzykę.
- Jeszcze tydzień. Tata chce sfinalizować umowę.
- Nie mogę się doczekać. Dasz mi znać?
- Oczywiście. Miłego dnia – mówię.
- Do zobaczenia – kończy szybko rozmowę. Chyba serio potrzebuję odrobinę czułości.
                Podchodzę do dziewczyn i próbuję zgadnąć o czym rozmawiają. Tanja wyraźnie mi się przypatrywała podczas rozmowy z Friderickiem. Pewnie Tina już powiedziała co nieco o nim i już mam przyklejoną łatkę tej lecącej na kasę.
- Co tam? – odzywa się Julia. Przecież jej nie powiem, że rozmawiałam z narzeczonym, jak schowałam pierścionek w szkatułce w pokoju.
- Sprawy z uczelni – nie chcę opowiadać przez kilkanaście najbliższych minut o swoim życiu. Za dużo mnie do kosztuje.

~

Tina

                Ugh! Wiem doskonale, że dzwonił ten frajer. Tylko przy nim Corni przybiera taka cholernie wyprostowaną sylwetkę. Zupełnie jakby miał na nią krzyczeć, stojąc metr przed nią. Patrzę na siostrę  i widzę, że się uśmiecha. Julia coś jej tłumaczy o trasie, ale ja wiem swoje. Bliźniaczki wiedzą o sobie zdecydowanie więcej niż zwykle rodzeństwo.
                Idziemy już kilka godzin i powiem szczerze, że wcale nie mam dość. Jako naczelna maruda w tej grupie, dzisiaj jestem wyjątkowo spokojna i ugodowa. Julia zarządza przerwę i siadamy na łące obok ścieżki. Dopiero kiedy mój ciężki zadek ląduje na trawie, czuję jak bardzo mnie wymęczyła ta wędrówka.
- Mamy problem – odzywa się Tanja. – Zaraz lunie deszcz i tyle będzie z naszego spacerku.
- Jest tu jakieś miejsce do schronienia? – pytam od razu. – Czy mamy zapierdalać w dół jak tylko się da?
- Jest coś dwa kilometry stąd – Julia czyta uważnie mapę. Fakt, widoczki cudne, ale zapominam o nich pod groźbą burzy w górach. Może to dziwne, ale boję się burz i wszelakich tego typu pogód.
- Idziemy! – zarządzam. Ostatnie na co mam ochotę to bycie mokrą kurą. Wszystkie wstajemy i czym prędzej idziemy ścieżką w stronę schroniska.
                Oczywiście mamy pecha i deszcz zastaje nas 200m od chatki. Wbiegamy przemoczone do środka, ale nie wzbudzamy zbędnego zainteresowania. Większość ludzi weszła tu chwilę temu lub zaraz za nami i jest przemoczona. Siadamy przy jednym z niewielu pozostałych wolnych stolików. Zamawiamy piwko i czekamy na ciepłą przekąskę. Co jak co, ale w Bawarii umieją się zachować.
                Wychodzę do toalety, bo czuję się jak mokra kura i nie mam ochoty siedzieć dłużej w tej koszulce. Mogłabym ją wykręcać. W dodatku ręka znowu zaczęła mnie boleć. Brakuje mi ciepłego łóżeczka i herbatki albo kawki. Czegokolwiek. Byleby ciepłe.
                Łazienka jest nawet przestronna i co najważniejsze czysta. Wyciągam z torby szczotkę do włosów. Rozczesuję pokołtonione loczki, choć właściwie powinnam to nazwać wyrywaniem włosów z głowy. Kiedy dostaną trochę wilgoci od razu zaczynam wyglądać jak pudel. Przewracam oczami. Po dłuższej chwili wyglądają już całkiem znośnie i przede wszystkim nie wyglądają jak zbity kokon, w którym nie wiadomo co mieszka.
                Jeszcze pozostaje mi do zmiany koszulka. Mam lekką paranoję. Bo w każdej chwili ktoś może tutaj wejść i mnie zobaczyć. I bardziej paranoiczne jest to, że przecież na większość imprez chodzę dużo mocniej rozebrana niż dzisiaj. Ściągam ją i wyciągam z torby bluzę. Nie mam drugiej koszulki na zmianę. Udaje się zrobić to sprawnie. Czas wracać do towarzystwa.

~

Andreas

                Odebrałem dziwny telefon od Tanji. Wracałem z Ga-Pa, gdzie razem z Krausem i Karlem mieliśmy trening. Nie mówiłem nic bliźniaczkom, bo zdecydowanie nie chcę, żeby wiedziały kim jestem. I siostry też o to prosiłem. Tak będzie lepiej. Skoro one nie wiedzą, to tylko się cieszyć.
                Jadę dość stromą ulicą, pod górę, serpentynami i powiem szczerze, że gdyby nie fakt, że chodzi o moje rodzeństwo, to pewnie nie ruszyłbym tyłka. Moje Audi jest średnio zwrotne i ledwo wykręca się na zakrętach. Na dodatek ciągle pada deszcz. I jest mega ślisko. Od kiedy ja ciągle narzekam?
                Włączyłem sobie płytę The Weeknd i wczuwam się w muzykę. GPS mnie prowadzi, niczym się nie martwię. Do chatki w górach jest jeszcze kawałek, ale wiem, że i tak nie podjadę na samą górę. I kilka minut później mam rację. Wyciągam z bagażnika trzy parasolki, bo tyle mam i maszeruję ścieżką w stronę opisanego przez Tanję schroniska.
                Wchodzę do środka, wcześniej otrzepując parasolkę z wody. Rozglądam się po pomieszczeniu i widzę machającą do mnie siostrę. Podchodzę do nich dość wolno. Paraliżuje mnie fakt, że obok Tanji siedzi Cornelia. Przemoczona, seksownie rozczochrana Cornelia. Przełykam głośno ślinę. Nie wiem co ona by sobie pomyślała, gdyby mnie zobaczyła w tym stanie…
- Cześć – witam się z dziewczynami. Mój wzrok od razu wędruje w stronę panny Kirch.
- Cześć – odpowiada mi cała trójka.
- Gdzie Tina? – nie wiem czemu o to pytam. Jakoś to naturalne, że gdzie Corni, tam powinna być Tina.
- Poszła się przebrać. Była cała przemoczona – odpowiada Julia. Cornelia nawet na mnie nie patrzy. Zupełnie jakby czuła wstręt.
- Pójdziesz po nią? – prosi mnie starsza siostra. – Zapłacimy za piwo i kiełbaskę i się zbieramy. Marzę o ciepłym domeczku.
- Jasne – nie mówię więcej. Zwyczajnie nie mam ochoty. Nienawidzę faktu, że starsza bliźniaczka mną pogardza. Znajduję toaletę dla pań i lekko uchylam niedomknięte drzwi. Widzę, że Tina jest w środku i właśnie ściąga mokrą koszulkę. Wykręca zawartość wody najdokładniej jak się da, nie zważając na to, że stoi w samym biustonoszu i na to, że nie domknęła drzwi. Jakie ona ma ciało! Wygląda obłędnie! Po chwili widzę, że ubiera czarną bluzę, która leżała na blacie obok. Pukam cicho.
- Cześć – witam się z nią szerokim uśmiechem. Nadal mam przed oczami jej dwa walory.
- Co tu robisz?! – piszczy zaskoczona. Chichoczę na ten widok.
- Siostry po mnie zadzwoniły. Żebyście nie zostały tutaj do jutra – nie zważam, że to toaleta dla kobiet. Mam ochotę wejść tam i podejść całkiem blisko niej. CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE, DO KURWY JASNEJ, WELLINGER! Mam ochotę dać sobie w twarz. Za głupotę.
- Spoko. Spakuję tą przemoczoną ścierkę jakoś i możemy się zbierać – grzebie w portfelu i podaje mi 5 Euro. – Zapłaciłbyś na moje piwo? – nie odpowiadam nic, tylko kiwam beznadziejnie głową.
                W drodze do kasy nadal mam przed oczami jej ciało. Nie chciałem zostać posądzony o bycie powierzchownym draniem. Ja wcale nie jestem z tych co po konkursie lecą załatwiać potrzeby po toaletach w klubach, (nie koniecznie te podstawowe, które zwykle się załatwia w toalecie, bo tak mama nauczyła) w damskim towarzystwie, lub spożywają nadmiernie alkohol czy obie opcje na raz. Jednak wolę posiedzieć w domu i tam nadmiernie spożywać alkohol i spędzać czas w towarzystwie kobiet i to nie koniecznie mamy czy sióstr.
                W samochodzie panuje harmider. Moje siostry i Cornelia siedzą z tyłu i głośno rozmawiają, a Tina uparła się, by pooglądać bajery w moim samochodzie, więc siedzi z przodu. Skąd ona ma tyle energii?
- Jeśli już musisz mi wszystko włączać, to chociaż zapytaj do czego to jest – ganię ją. Niech nie myśli, że jej wszystko wolno.
- W podzięce za przyjechanie, zapraszamy na kawę do nas – odpowiada. Lekko zamieram.
- To nic takiego – odpowiadam. Bo faktycznie to nic takiego.
- Nie pierdol – prycha. – Jechałeś tyle, żeby usłyszeć dziękuję? Chociaż na piwo wpadnij.
- Nie no, ale po co? – głąbie niedomyty! Masz Cornelię na wyciągnięcie ręki i odmawiasz?
- Dwudziesta – mówi twardo.
- Okej – wpadnę, bo nie wypada się kłócić. I będę mógł trochę posiedzieć z Cornelią. Jeśli nie zwieje.
                Przed dwudziestą zbieramy się i w trójkę jedziemy samochodem Julii do Ruhpolding. Od dwóch godzin chodziłem po domu jak kot z pełnym pęcherzem i wałkowałem w głowie przeróżne scenariusze. Nie mamy zbyt  daleko, więc podróż nie trwa długo. Pod hotelem, w którym mieszkają jesteśmy punkt dwudziesta. Wysiadamy i w holu wita nas koleś ala lokaj.
                Dziewczyny już siedzą przy stoliku dla VIPów. Cornelia ma na sobie przepiękną kwiatową spódniczkę i czarną obcisłą koszulkę. Jest przepiękna. Tina nie pozwoliła mojej wyobraźni się rozpędzić. Jeansy i czerwony t-shirt.
- Dobrze, że jesteście! – zamawiamy piwo. Jest mi dane siedzieć obok starszej panny Kirch i o dziwo mnie nie odtrąca! Ona chce ze mną rozmawiać! Spoglądam kątem oka na Tinę. Triumf i radość gości na jej twarzy.
- Przepraszam za moje zachowanie – słyszę jej delikatny głosik. Zamieram kompletnie.
- Nie szkodzi. Może przesadziłem trochę…
- Nie, ty nie. Ja wyszłam na kretynkę. Mam nadzieję, że mi… Że przyjmiesz przeprosiny – zgadzam się na wszystko.

- Nie gniewam się – teraz już mam wszystko, czego potrzebuję.

***

Jest i następny ;D
Czas trochę odsapnąć i naładować baterię przed nowym semestrem.
Nie zmienia to jednak faktu, że piszę kolejne rozdziały i historia nabiera pomału kolorków.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Dajcie znać co myślicie :))

czytasz = komentujesz
Bardzo byłabym wdzięczna za wszelakie uwagi.
Zawsze to lepiej, gdy ma się świadomość, czy komuś się podoba czy nie :))