22 gru 2016

Akceptacja

Tina:

                Czekam przed gabinetem Claudii i mam ochotę się rozpłakać. Nie radzę sobie. Nie wiem jak kuźwa dałam sobie radę i po prostu odeszłam. Serce mi pękało, ale nie było lepszego wyjścia. Wyjrzałam jeszcze przez okno, zaraz po przyjściu i zobaczyłam, że tłumaczy coś nerwowo brunetce i jakiemuś facetowi. Ona to pewnie Lena. Podczas mojego pobytu tutaj o dziwo nigdy jej nie spotkałam. Może i dobrze? Uniknęliśmy dziwnych sytuacji… Obok niej musiał stać Tom. Ten chyba trener… Po jaką kurwa cholerę on przylazł?! Po co?!
- Tina? – mama Andiego zaprasza mnie do gabinetu. Na dodatek pracuję z praktycznie całą jego rodziną.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Hermann bardzo nalegał na te dokumenty i…
- Nie tłumacz się dziecko. Powiedz mi lepiej coś o sobie… - wytrzeszczam oczy. A po cholerę?
- Nic ciekawego. Skończyłam pierwszy stopień studiów i niejako wróciłam do Ruhpolding, bo tata mnie poprosił o przejęcie jego obowiązków…
- Wróciłaś. Więc tutaj byłaś – o co tu chodzi?
- Byliśmy tu na wakacjach. Jeszcze całą rodziną. Cztery lata temu…
- Hmm… Więc pewnie poznałaś ówczesną żonę mojego byłego męża? – o Olivię chodzi?
- Tak. Była u nas, chyba dwa razy, na kolacji… A o co chodzi, jeśli mogę spytać?
- Chciałam… Wiem, jak to zabrzmi. Będziesz mnie miała za idiotkę, ale… - bierze głęboki oddech. – Mogłabyś przypilnować trochę Hermanna? – ta rodzina jest zdrowo pojebana…
- To chyba nie należy do moich obowiązków…
- Wiem, ale tu nie chodzi o jakieś uczucia. Dobra, powiem bez ogródek – wzdycha po raz kolejny. – Po rozwodzie ze mną, podzieliliśmy się majątkiem po połowie i płacił alimenty na dzieciaki. Kiedy ożenił się z tą blond lafiryndą, nie podpisał intercyzy i wycyckała go prawie do zera. Od jakiegoś czasu ta filia to jedyne co ma… - to dlatego się do mnie przystawia… Chce przejąć część majątku i się odkuć! Co za podła świnia!
- Nadal nie rozumiem, gdzie miałaby się zacząć moja rola…
- Jeśli pojawi się obok niego jakaś kobieta, daj mi znać. Muszę przypilnować, by nie zrobił sobie krzywdy. I Andreasowi. Wiem, że pożycza mu pieniądze, ale nie w sposób oczywisty…
- To nie moja sprawa… - zaczynam. – Ale spróbuję – dodaję. Tu nie chodzi o Hermanna. Chodzi o Andiego. Muszę go chronić. Może chociaż tak część bólu się rozejdzie.
- Dziękuję Ci. W jakiś dziwny sposób Ci ufam – uśmiecha się delikatnie. – Tutaj masz dokumenty – jej twarz od razu przybiera łagodny wyraz. Inna kobieta. Odbieram je, dziękuję skinieniem głowy i wychodzę.
                Dopiero teraz czuje, jak ogromne spięcie ogarnęło moje ciało. Wypuszczam powietrze i próbuję zachować powagę. Wracam do filii. Muszę walczyć o firmę ojca, Andiego i siebie. Kto by pomyślał, że mój powrót tutaj wciągnie mnie w niezłe bagno…
                Słyszę pogwizdywania Hermanna jeszcze zanim wejdę do środka. Rita gdzieś zniknęła, a to znaczy, że jestem z nim sam na sam. Marzę, by już znaleźć się w domu. Żeby zjeść ohydną zupę Corni i iść spać.
                Spoglądam na biurko. Teraz już zawsze będzie mi się kojarzyło z nagłym napadem namiętności u Andreasa. Uśmiecham się lekko. Nie mogę tego pominąć. Chociaż powiedziałam mu coś innego, to chyba jasne, że podobała mi się jego stanowczość. Walczy, choć wie, że nie ma szans wygrać.
- Dobrze, że jesteś – starszy Wellinger wchodzi do pomieszczenia. Taksuje mnie wzrokiem od góry do dołu, a mnie robi się niedobrze. Teraz wszystko co mówiła Claudia ma sens.
- Mam dokumenty. Mogłabym wyjść wcześniej? – blokuję jego ruch.
- Jasne – waha się. Ale widzi, że coś się zmieniło w moim nastawieniu. Może to podstarzały erotoman, ale nie jest idiotą. – Wszystko w porządku? Od pojawienia się mojego syna jesteś jakaś niespokojna.
- Nie, wszystko ok. Andi zwyczajnie trafił na zły moment – odwracam się. Nie patrzę na niego i próbuję po raz setny poukładać rozwaloną stertę papierzysk na biurku.
- Wiesz… - zamieram, gdy czuję jego oddech na karku. Nie jest dobrze… - Podoba mi się Twoje podejście do sprawy… - wysuwa jedno łapsko w moją stronę i kładzie na moim barku. Zrzucam je z siebie i próbuję odejść, ale przytrzymuje mnie rękoma. – Nie uciekaj – dodaje twardo. Dlaczego ja kurwa mam takiego pecha. Jak nie nieogarnięty życiowo syn, to ojciec erotoman…
- Nie sądzę, aby pańskie zachowanie było odpowiednie – rzucam.
- Lubię taki ton – chyba niechcący rozjuszyłam byka. – Tym bardziej, że jesteś tak atrakcyjna, że to aż boli… - wytrzeszczam oczy. Jeszcze trochę, a będę wyglądać jak crazy frog.
- Zostaw mnie! – próbuję go odepchnąć, ale ten rzuca się na mnie i próbuje całować. Czuję obrzydzenie. Że akurat dzisiaj postanowiłam założyć tą pierdoloną, krótką, czarną spódnicę…
                Nie wiem nawet kiedy, ale moja dłoń ląduje z dużą szybkością i mocą na jego prawym policzku. Odsuwa się i łapie za niego. Zabieram torebkę i łapię za torbę od komputera, po czym wybiegam z budynku ile tylko sił w nogach. Uspokajam się dopiero, gdy wsiadam do samochodu i odjeżdżam.
                Parking 300 metrów dalej jest dla mnie jak wybawienie, jakaś oaza czy inna cudowna kraina szczęścia. Wycieram wargi czym tylko mogę i zaczynam płakać. Nie tak wyobrażałam sobie dorosłe życie. Czas wracać do domu?
                W mieszkaniu zjawiam się kilkanaście minut później. Corni wita mnie wesoło, podrygując w rytm jakiejś dziecięcej piosenki, którą pewnie uwielbia mój siostrzeniec. Zamykam za sobą drzwi i skulam się w jedną małą kulkę, po czym zaczynam głośno beczeć. Nienawidzę swojego życia.
- Tina? – słyszę jej zatroskany głos. Od razu do mnie podbiega i przytula. – Tina, słoneczko, co jest? Ej! – siada obok i przyciąga mnie do siebie. Delikatnie tuli do siebie i uspokaja. – Już dobrze. Jesteś bezpieczna… - dopiero teraz zauważam swoje roztrzęsienie.
                Kilka minut później siedzę na kanapie w salonie. Ale tylko siedzę. Mój umysł jest gdzieś indziej.
- Powiesz mi co się stało? – dopytuje gładząc moje włosy.
- Wracamy do domu – oznajmiam. Nie chcę być tutaj ani chwili dłużej.
- Choćby zaraz, ale powiedz czemu…
- Hermann się do mnie dobierał… On… On chciał mnie chyba zgwałcić – otwiera szeroko usta i zamyka je dłonią. No tak. Ja chyba przyciągam gwałcicieli. Najpierw Jakob, teraz ojciec Andresa. Czemu wszystko co złe ma z nim związek? Od kiedy się tylko pojawił to same problemy. Mało brakowało, a rozjebałabym przez niego relacje  z siostrą.
- Musisz powiedzieć tacie – mówi stanowczo.
- Oszalałaś. Nie uwierzy mi – odpowiadam smutno.
- Uwierzy! On wie, że nigdy byś go nie okłamała.
- I co? I może jeszcze przyjedzie spuścić wpierdol Wellingerowi?
- Żebyś wiedziała!
- Zadzwonię, ale poproszę o urlop…
- Gdzie się podziała moja waleczna i odważna Tina?! – chyba zamieniłyśmy się miejscami.
- Umarła. Cztery lata temu. A teraz została dobita – dodaję i znowu wpadam w histeryczny szloch.

~

Cornelia:

                Kiedy widzę zdruzgotaną siostrę, wpatrzoną tępo w krajobraz za oknem, zastanawiam się, co ona takiego zrobiła, że wszystko co złe, spada właśnie na nią. Zostawia ukochanego, prawie zostaje zgwałcona dwa razy, gdyby nie jej upór, nadal byłaby bez szkoły… Ja nie rozumiem.
                Jedziemy już piątą godzinę, ale wiem, że warto. Rozmawiała z tatą i powiedział, że zgadza się na krótki urlop. Zwłaszcza, gdy przyjechałam ze swoją rodziną. Muszę mu powiedzieć o wszystkim, bo ten osioł nigdy się nie przyzna.
                W domu jesteśmy późnym wieczorem. Wchodzimy do środka i od progu wita nas głośny śmiech mojego synka. Od razu moje serce wesoło podskakuje i czuję się kompletnie oszołomiona.
- Podobno wcześnie kładą go spać… - rzucam w stronę siostry. Patrzę na nią i widzę smutną minę. Chwytam jej dłoń i prowadzę w stronę salonu.
                Widok moich mężczyzn, Oliego i taty przebranych za Indian, doprowadza nas do wybuchu niepochamowanego śmiechu. Robi widząc mnie, zrywa się z ramion swojego dziadka i biegnie prosto w moje. Biorę go na ręce i okręcam wokół własnej osi. Przytulam go następnie do serca i całuję go po całej twarzy.
- Mama tęskniła za Tobą tak bardzo! Kochanie moje – nie wypuszczę go z rąk. Nigdy.
- Ty pewnie jesteś Tina – Elias podchodzi do Tiny i wita się z nią uściskiem. Patrzę na niego dziękczynnym wzrokiem. On zawsze wie co zrobić i powiedzieć. Cieszę się, ze go mam.
- Córciu! – tata podbiega do Tiny i wpadają sobie w ramiona. Gdzieś przez te cztery lata umknęło mi, jak bardzo się do siebie zbliżyli. Zaraz obok pojawia się Oli i mocno przywiera do mojej siostry. Cudowny widok.
- Chyba wiszę Corni dużą flaszkę, że mnie tu przywiozła – zachichotała. Już czuje się lepiej.
- Co to jest flaszka? – Oli odzywa się w momencie.
- To taki napój. Ale nie dla dzieci – kończy temat Elias i puszcza mojemu bratu oczko. A tego kiedy zdążył owinąć sobie wokół palca?
- Rozpakujcie się i zejdźcie. Zjecie coś. Pewnie jesteście zmęczone – kiwam głową i ciągnę za sobą siostrę na górę.
- Dziękuję – rzuca cichutko. Parzę na nią i wiem, że dobrze zrobiłam.
- Wszystko będzie dobrze – przytulam ją. – Uwierz mi.
                Na „kolację” schodzę sama. Tinę porwała kraina Morfeusza i tyle z zabawy. Elias zajął się usypianiem Robiego, a Oli położył się ze zmęczenia. Zastaję w jadalni tatę, który spogląda na nasze fotografie.
- Dobrze, że jesteście. Brakowało tu kobiet – zachichotał.
- A Marie? Francys?
- To nie to samo. Coś się wydarzyło, czy tak po prostu przyjechałyście? – marszczy brwi. Chyba wie, że coś tutaj nie gra.
- Tina mnie zabije… - mówię cicho.
- Wiedziałem, że coś nie gra…
- Tato, ale obiecaj, że zareagujesz łagodnie…
- Powiesz mi w  końcu? Chodzi o Andreasa? Mam mu załatwić obite oko?
- To skomplikowane…
- Na litość Boską! Cornelia!
- Andreas i Tina spotykali się chwilę. I w sumie już mieli być razem, ale okazało się, że przed jej przyjazdem, Andi zdążył zrobić tej Lenie dziecko… I ona bardzo to przeżyła. Musiała go zostawić, a już miała nadzieję, że coś z tego będzie…
- Nie rozumiem, czemu to ją spotyka…
- To nie jest wszystko… Hermann się do niej przystawiał – wiem, że ona mnie zabije, jak się dowie. Ale trudno. Chodzi tu o nią. – Jak o Andim pewnie by Ci powiedziała, tak to pewnie by przemilczała. Dla dobra firmy.
- Jakiego kuźwa dobra?! Nie sądziłem, że ta współpraca przerodzi się w takie coś… Wiedziałem, że rozwód go pozbawił wszystkiego oprócz tej firmy, ale żeby dobierać się do mojej córki?!
- Nie mów nic Tinie i nie działaj pochopnie. Zaszkodzisz jej.
- Zastanowię się – rzuca chłodno. Jego spojrzenie jest pełne jadu i złości. Jakby obmyślał plan unicestwienia Wellingera. Podejrzewam, że przez jego głowę przechodzi milion myśli.
- Porozmawiamy rano? Jak ochłoniesz? – pytam. Spogląda na mnie i łagodnieje.
- Dziękuję, że mi powiedziałaś. Dobranoc – uśmiecha się.
- Nie myśl tyle, tylko idź spać – chwytam banana i jabłko i idę na górę. Sumienie mam czyste. Nic już ode mnie nie zależy.

~

Andreas:

                Wracam z treningów w sobotę rano. Trochę udało mi się oczyścić głowę z tego wszystkiego. Muszę spotkać się z Tiną i ją przeprosić. Dopiero w Ga-Pa zrozumiałem jak wielką krzywdę wyrządzam przede wszystkim jej. Nie sobie. Jej.
                Lena czeka na mnie tam, gdzie się rozstaliśmy w środę. Przytulam się do niej i próbuję wyglądać na stęsknionego. Bo na swój sposób jestem.
- Jak poszło? – nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Zbywałem ją treningiem albo siłownią i więcej nie dzwoniła.
- W porządku. Werner mówi, że będą ze mnie ludzie – dodaję wesoło. Potrzebuję powrotu do normalności.
- Cieszę się. Naprawdę zależy mi, żebyś wrócił do dyspozycji sprzed kontuzji – ona się serio martwi, czy to taka przygrywka? – W domu czeka na Ciebie obiadek – wyszczerza się i wsiada do samochodu.
                Po południu decyduję się iść pobiegać. Trochę oględzin w okolicy domu Tiny się przyda. Robię szybką rundkę wokół jej osiedla i próbuję z nią porozmawiać. Nikt jednak mi nie odpowiada, gdy pukam do drzwi. Obraziła się. W sumie się nie dziwię. Sam bym się obraził na siebie. Cud, że nie dostałem w twarz. Ale nic nie poradzę na to, że ciągnie mnie do niej. W końcu ją kocham, ale co z tego?
                Wracam, szybko idę pod prysznic i próbuję zatopić się w mojej ukochanej kanapie. Dobrze mieć na sobie swoje ukochane dresy i koszulkę Bayernu. Gdzieś to jest dla mnie normalne.
                Lena wraca wieczorem, gdy praktycznie już nie ogarniam rzeczywistości. Przysypiam i kompletnie nie słucham jej paplaniny. Wiem, że miałem zmienić podejście, ale to nie jest łatwe.
                Na takim zawieszeniu mija mi niedziela. Próbowałem skontaktować się z Tiną. Dzwoniłem, odwiedzałem jej dom, ale na próżno. Zupełnie jakby wyjechała. Ale po co miałaby to robić? Uciekałaby ode mnie?
                W poniedziałkowy poranek zjawiam się w filii. I zastaję tam kompletny burdel i krzyczącego na biedną Ritę ojca.
- Co się tu dzieje? – pytam wkurzony. Nie pozwolę mu krzyczeć na kobietę. Ona dziękuje mi spojrzeniem za interwencję. – Pogadajmy w gabinecie – udaję się prosto do jego pokoiku. Siadam na fotelu dla gości i bawię się modelem jakiegoś Mercedesa.
- O co chodzi? Mam rozpierdol, bo Martina postanowiła wziąć urlop… - mówi z przekąsem.
- Tak po prostu? – zaskakuje mnie.
- Potrzebowała odpocząć od pracy i mnie – dodaje. Coś ukrywa, a jak go znam, to wiem o co chodzi.
- Dobierałeś się do niej… - rzucam złośliwie.
- Jestem tylko facetem. Nic na to nie poradzę – prycha. Nie będę z nim rozmawiał. Mam odpowiedź na moje pytanie, a wstręt do niego zwiększa się z każdą sekundą.
- W sumie to nie ważne – próbuję jakoś wybrnąć. – Lecę. Nie będę Ci zabierał cennego czasu…
- Andreas… - nie słucham go. Kiwam Ricie i wychodzę z budynku. Przegonił moją dziewczynę… Chciałbyś ją tak nazywać… Podpowiada mi ten cholerny głos w głowie. Chciałbym.
                W mieszkaniu próbuję się ogarnąć. Jej wyjazd chyba był nam potrzebny. Odpoczniemy od siebie i skupimy się na swoich życiach i zadaniach. I wtedy pewna koperta na komodzie, przykryta prawie szczelnie serwetką, zwraca moją uwagę. Podchodzę i chwytam ją. To płyta. USG. Wiesz co to znaczy

                Mój komputer chwilę później ukazuje obraz istotki, która znajduje się w brzuchu Leny. Nasze dziecko. Nasz skarb. Nagle czuję przypływ ojcowskiej miłości i wiem, że wszystko dzieje się tak, jak powinno…


*****

Ostatnio trochę luźniej, więc jest szansa, że w końcu napiszę coś sensownego. 
Tak dla siebie samej. Żeby wrócić do tego co znam i w czym się czuję dobrze.
Ostatnio tak rzadko się to zdarza.
Wesołych Świąt!

1 komentarz:

  1. Witam! :)
    przeczytałam tylko część drugą, stąd nie do końca rozumiem co stało się te cztery lata temu i dlaczego siostry są pokłócone, ale pewnie nadrobię w najbliższym czasie :) bardzo przyjemnie się to czyta, masz lekkie pióro ;) martwi mnie jedynie, że wszelkie nieszczęścia muszą spaść na główną bohaterkę ;) i czyżby Lena kupiła gdzieś płytę z USG ?
    czekam na następny rozdział i w wolnej chwili zapraszam na pozwollatac.blogspot.com :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

czytasz = komentujesz
Bardzo byłabym wdzięczna za wszelakie uwagi.
Zawsze to lepiej, gdy ma się świadomość, czy komuś się podoba czy nie :))