28 mar 2016

Epilog

4 lata później

Tina

                Otwieram zmęczone oczy. Wczoraj pracowałam do późna. Patrzę na zegarek i widzę godzinę 8:24. Czas wstawać leniuchu! Siadam półprzytomna na skraju łóżka i przeciągam się. Za oknem szaro i buro. I zaraz będzie lać. Piękny poranek. Nie ma co…
                Biorę szybki prysznic. Mam małe mieszkanko, ale już własne. Jestem sama sobie panią. Parzę kawę w ekspresie i wkładam dwie kromki chleba tostowego do tostera. Nie przełknę nic innego. Za 1,5 godziny mam być w firmie ojca.
                Ubieram białą koszulę z długim rękawem, czarne przylegające spodnie i czerwoną marynarkę. Co jak co, ale pozostałam sobą chociaż trochę. Długie włosy przeczesuję szczotką. Odkąd podrosły nie muszę już ich prostować. Nie mam też tych śmiesznych fisiołków wokół czoła. Robię delikatny makijaż. Już dawno zrezygnowałam z ciemnych kresek wokół oczu. Nie umiałam ich już później robić. Kojarzyły mi się z Ruhpolding…
                Nie rozmawialiśmy od wyjazdu. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju w domu, złamałam kartę od telefonu i wyrzuciłam. Musiałam to zrobić. A późniejsza kłótnia z Cornelią tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że dobrze zrobiłam.
                Wkładam czarne szpilki i biorę torebkę z wieszaka w przedpokoju. Zamykam mieszkanie i schodzę na dół. Moja Polówka jest zaparkowana na swoim miejscu w garażu podziemnym. Wsiadam i ruszam w niełatwą drogę między korkami we Frankfurcie.
                W radio leci The Weeknd… Wzdycham ciężko. Ciągle mi się kojarzy z nim. Pamiętam jak dziś kiedy jechaliśmy w deszczu, gdy nas odebrał z tego schroniska. Już wtedy coś mną targało wewnętrznie, ale nie wiedziałam co to było…
                Mijam kolejny korek i jestem już prawie pod siedzibą Kirch Inc. Jestem członkinią zarządu do spraw reklamy i handlu. Pół roku temu skończyłam studia. Tak. Ja skończyłam studia. Po powrocie Cornelia zażądała pieniędzy na własne mieszkanie i wyprowadziła się do Berlina. Nie chciała mnie znać. To oczywiste. Przecież zniszczyłam jej życie. Ale ja nigdy nie chciałam jej upokorzyć. Wręcz czułam się winna, że Andreas kochał właśnie mnie. Że wtrąciłam się w jej idealny świat, zamiast stać z boku i imprezować i upijać się dalej w samotności. Koniec końców i tak zostałam sama. A ona mnie nienawidzi i nigdy już pewnie się nie pogodzimy. Wiem tylko od taty, że założyła rodzinę z jakimś księgowym i mają roczne dziecko. Synka. Ale nie Andreasa. Robert czy jakoś tak. Nie wiem. Nie zostałam zaproszona ani na ślub ani na chrzciny. Z resztą mama też.
                Tata wniósł pozew o rozwód miesiąc po powrocie. Okazało się, że szykował go już ponad rok i zbierał dowody niewierności swojej żony. I jak się okazało, tata nie jest moim biologicznym ojcem. Ale nie obchodzi mnie to zbytnio. Traktuje mnie jak własną i to jest najważniejsze. Oliver ma już 9 lat i chodzi do szkoły. Sąd postanowił, że będzie mieszkał z tatą w naszym domu. W opiece na nim pomaga tacie nasza niania Maria. A mama? Mama się wyprowadziła i chyba widziałam ją tydzień temu z jakimś małolatem na zakupach w centrum handlowym. Nie przywitałam się. Nie rozmawiałyśmy od rozprawy rozwodowej. Nie tęsknię.
                Parkuję na pierwszym wolnym miejscu na parkingu podziemnym. Pokazuję ochroniarzowi przepustkę i wjeżdżam windą na 30 piętro budynku. W recepcji wita mnie Anna, sekretarka taty. Kiwam jej głową, a ona pokazuje, że już czeka. Pukam do drzwi i słyszę aprobatę.
- Cześć tatko – podchodzę do niego i przytulam się. Chyba po tym wszystkim mamy lepsze relacje niż kiedykolwiek.
- Cześć kochanie! Siadaj, mam sprawę – pokazuje mi fotel. Jestem ciekawa co wymyślił. Od wczoraj jest bardzo tajemniczy.
- No mów wreszcie! Zaczynam się niecierpliwić!
- Chciałbym, żebyś została dyrektorem wykonawczym fili w Ruhpolding! – sztywnieję. Nie zgadzam się tato! Nie chcę tam wracać!
- Wiesz dobrze, że to za dużo! Ja nie dam sobie rady!
- Czy Ty kiedykolwiek nie dałaś sobie rady? No powiedz – wiem, że ma racje. Ale nie tam.
- Nie wiem czy powinnam tam wracać – spaliłam za sobą wszystkie możliwe mosty.
- Powinnaś – uśmiecha się serdecznie. – Ale nie mogę Cię zmusić. Zastanów się na spokojnie. Nie pali się.
- Czemu ja? A nie Cornelia? – posępnieje. Wiem, że jest wściekły na Corni. Że nie pozwoliła sobie wytłumaczyć pewnych rzeczy i przyjęła własną wersje wydarzeń. Opowiedziałam wszystko tacie i powiedział, że nie mam się za co obwiniać. Ale jeśli już coś, to za to, że go zostawiłam i urwałam kontakt.
                Często widują się z Hermannem i słyszałam, że ma narzeczoną. Magdalenę. I są razem już trzy lata. Znali się od podstawówki, ale widocznie to miłość z piaskownicy. Płakałam na wiadomość o tym związku. Ale nie chciałam się wtrącać do jego życia. Cieszę się, że jest szczęśliwy. Naprawdę! Marzyłam, żeby ułożył sobie życie. Wiedziałam, że ktoś tak fantastyczny jak on, prędzej czy później znajdzie kobietę swojego życia.
                Tata nadal próbuje znaleźć odpowiedź na moje pytanie. Wiem, że wszystko go martwi. Bo kiedy rozwiódł się z mamą, pojawił się kolejny problem. Jego dzieci nie są już jednością.
- Po pierwsze, Ty jesteś odpowiednia na to stanowisko. Po drugie, ona by się nie zgodziła tam wrócić, a po trzecie i najważniejsze, nie mam ochoty się przed nią płaszczyć i błagać. Sama zdecydowała co chce robić, z kim i gdzie chce być. Nie myśl o tym więcej – na koniec uśmiecha się do mnie sympatycznie.
- Potrzebuję trochę czasu – kiwa głową. – Idę pracować szefie – puszczam mu oczko i idę do swojego działu.
                Wieczorem wracam do mieszkania, ale po drodze wstępuję do supermarketu. Chce mi się domowej roboty lasagne. Kupuję wszystko co potrzebne i wino. W mieszkaniu jestem pół godziny później. Biorę ciepły prysznic i zabieram się za gotowanie. Półtorej godziny później ląduję na kanapie, pod kocem z talerzem na kolanach i lampką wina na oparciu. Przeskakuję po kanałach i co widzę, gdy mijam Eurosport? Prycham pod nosem.
                Andreas siedzi na belce startowej i czeka na sygnał od trenera. Patrzę w podgląd i widzę, że to Letnia Grand Prix w Hinterzarten. Gdziekolwiek to jest. Ale to nie ważne. Ważny jest Andreas. Odpycha się z belki po sygnale. Patrzę na niego stęskniona jego widoku. Do tej pory unikałam jak mogłam oglądania konkursów. Nie miałam prawa tego robić. Przecież go zostawiłam jak ostatniego frajera.
                Ląduje chyba daleko, bo radość trenerów i jego sama jest przeogromna. Cieszę się. Bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że wygra. Uśmiecha się i macha do kamery. Chciałabym, żeby machał do mnie. Ale to nieważne. Po nim skacze jeszcze czterech. Postanawiam poczekać do końca. Chciałabym zobaczyć jak wygrywa.
                Kilka minut później już wszystko jasne. Miejsce 2, ale dla mnie jak pierwsze. Wstyd mi trochę, że nadal nic nie wiem o tym sporcie. Cztery lata to szmat czasu, żeby nadrobić. A przecież w liście obiecałam mu, że zawsze będę trzymać za niego kciuki. Tyle, że tym listem to on sobie już pewnie dupę podtarł. Albo spalił w kominku. Taki twój los Tina. Sama tego chciałaś.
                Rankiem budzę się na kanapie w zupełnie innym nastroju. Gotowa i zwarta do działania. Chyba wiem w końcu czego chcę. I nie koniecznie chodzi o spędzanie wieczorów na kanapie w tym pięknym mieszkaniu. Wolałabym świeże powietrze na tarasie mojego mieszkania w centrum Ruhpolding.
                Tydzień później przemierzam trasę od Frankfurtu do Ruhpolding swoim ukochanym Polo. Nie wzięłam dużo rzeczy. Kto wie czy za tydzień nie ucieknę z płaczem, bo nie daję rady. Tata powiedział, że mi ufa jak nikomu innemu i że dam sobie świetnie radę. Akurat!
                Parkuję pod domkiem, na spokojnym osiedlu na uboczu miasteczka. Jak dobrze pooddychać tym cudownym powietrzem. Uśmiecham się na ciepłe promienie słońca ogrzewające moją bladą twarz. Oglądam się za siebie i widzę piękny mały domek. Chyba świeżo oddany. Jest cały mój! Otwieram drzwi i widzę przestronny przedsionek. Zostawiam tu walizkę i idę dalej. Kuchnia jest otwarta na salon to bardzo mi się podoba. I jest wysepka! Stół jadalny stoi zaraz przy drzwiach na taras. Otwieram je i wpuszczam świeże powietrze do środka. Mam stąd piękny widok. W salonie jest oczywiście kominek i duża kanapa. Kątem oka dostrzegam gabinet i łazienkę. Czas na piętro! Biegam po okrągłych schodach i widzę trzy pokoje. Wszystkie trzy to sypialnia plus jedna wielka łazienka, którą zauważyłam dopiero schodząc na dół.
                Kładę się na kanapie i próbuję się uspokoić. Dom moich marzeń. Jakby tata dokładnie czytał w moich myślach. Dzwonię do niego i dziękuję za prezent. On oczywiście przypomina mi, że mam zaraz spotkanie z Hermannem i muszę się przygotować. Szybko zbieram się i maszeruję do łazienki. Czas na nowy start Tina.

~

Cornelia

                Czasami się zastanawiam co by było, gdybyśmy nie pojechali do Ruhpolding. Ale tylko czasami. No bo czy byłabym w tym samym miejscu i czasie gdzie teraz? Czy po moim domku biegałby w chodziku uroczy Robi w niebieskich śpioszkach? Czy dalej prasowałabym jego ubranka i czekała na powrót Eliasa? Wiem, że nie. Ale zupełnie nie rozumiem, czemu ciągle analizuję ten temat. Przecież jestem szczęśliwa. Mam męża, dziecko, dom, pracę. Jestem kochana i sama kocham. Nie wiem jak mogłam pomylić miłość z chwilową fascynacją. Zniszczyłam życie tylu osobom. Przesadziłam. Wiem to i gryzie mnie to już czwarty rok.
                Kończę prasowanie i zanoszę ubranka synka do jego pokoiku. Robi biegnie za mną i wesoło chichocze przy tym. Mój synek jest mężczyzną mojego życia. Podnoszę go i biorę na ręce. Daję mu słodkiego buziaka. Uśmiecham się do niego i gilgotam go lekko.
- Co kochanie? Zjemy coś? – czasem mam wrażenie, że mimo iż jeszcze nie mówi, to rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek. Kiwa swoją drobną główką i przytula się do mojej szyi. Uczucie jakie towarzyszy mi w tym momencie, jest nie do opisania. Polecam każdej kobiecie.
                Karmię go na kolanach w salonie. Elias ma wrócić za trzydzieści minut. Wszystko u nas jest jak zaplanowane. Jakby nasze życie było jednym wielkim schematem. Może i dobrze? Spontaniczność nigdy mi nie wychodziła. A w sztywno ułożonych regułach jest mi po prostu wygodnie.
                Szybko pozbierałam się po Andreasie. Nawet nie minął miesiąc, jak już przestałam o nim myśleć. Za to Tina wyglądała gorzej. Z dnia na dzień mizerniała. Widocznie ona kochała go naprawdę. Żałuję tego co się stało. Ale nie żałuję rozstania z Friderickiem. Teraz jestem szczęśliwa. Z nim się dusiłam i tutaj zawsze będę wdzięczna siostrze. Chciałabym się z nią kiedyś pogodzić, ale nie mam zupełnie pomysłu jak naprawić mój błąd. Rozmawiałam z tatą. Ona nigdy nie miała do mnie pretensji. To ja zawiniłam. Nie można nikogo zmusić do miłości. Tym bardziej przewidzieć kogo pokochamy.
- Jestem – z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk głosu mojego męża. Podchodzi do nas i całuje mnie czule. Potem daje całusa w czoło naszemu synkowi. – Jak wam minął dzień?
- Spokojnie. Robi będzie chyba biegaczem, bo nie mogę za nim nadarzyć.
- Dobrze! Musi się ruszać! Zrobimy z niego sportowca – kocham jego uśmiech. – Karm go spokojnie, a ja podgrzeję obiad – kocham go za wszystko.
                Wieczorem, zaraz po kąpieli, idę do pokoiku synka i sprawdzam czy śpi. Przykrywam go delikatnie kołderką i idę do swojej sypialni. Elias czyta jakieś zestawienie. Gdy mnie widzi od razu się rozpromienia i odkłada kartki na stolik nocny. Kładę się obok niego i przytulam do jego klatki piersiowej.
- Co kochanie? – całuje moje czoło.
- Myślałam o mojej siostrze dzisiaj…
- Chciałabyś jechać do Frankfurtu?
- Nie wiem czy mam po co… - wzdycham.
- Jestem pewien, że nie żywi już do Ciebie urazy.
- Ale ja jej wbiłam nóż w plecy! Powinnam jej wysłuchać, wesprzeć…
- Nie myśl o tym teraz.
- Pojedziemy tam?
- W przyszłym tygodniu zapytam o wolne i pojedziemy. Robi powinien poznać w końcu dziadka i ciocię.
- I wujka! Nie pamiętam nawet jak Oli wygląda…
- Pojedziemy – całuje moje czoło ponownie i teraz już wiem, że wszystko będzie dobrze.

~

Andreas

                Wychodzę umęczony z siłowni. Mam ochotę wskoczyć do basenu i siedzieć tam przez resztę dnia. Wsiadam do swojego Audi i jadę do mieszkania w Ruhpolding. Od roku mieszkam tam z Leną. Oświadczyłem się jej wieki temu, ale szczerze? Nie mam ochoty się żenić. Jest dobrze tak jak jest.
                Parkuję pod blokiem i idę na górę. Wiem, że jej nie ma, bo pracuje do wieczora w klubie fitness. Od razu ładuję się do łazienki. Brałem prysznic na siłowni, ale to nie to samo co własny, komfortowy.
                Ubrany w świeże ciuszki idę do kuchni. W lodówce jest oczywiście obiad. Wszystko jest oczywiste z nią. Jakbym wszystko miał zaplanowane. Nie znoszę tego. Nie znoszę mojego życia ostatnio. Wczoraj minęły cztery lata, kiedy wyjechała. I od tej pory nawet nie zadzwoniła. Gdyby nie ojciec, to nic bym o niej nie wiedział. Jestem na siebie wściekły. Nie powinienem się w niej zakochać. Słyszę dźwięk przychodzącego smsa.

Thomas:
Za godzinę na skoczni. Byłeś na siłowni?

                Pod koniec sezonu doznałem kontuzji kolana. Operacja, rehabilitacja, zabiegi… Wszystko od nowa. Lena chciała mnie zagłaskać w domu. Chcę już wrócić do skakania, bo nie mogę z nią wytrzymać tyle czasu. Rozumiem, czemu skoczkowie czekają z decyzją o ślubie do zakończenia kariery. Przecież nigdy nie wiesz, czy kiedy będziesz widywał swoją kobietę częściej niż 3 dni w tygodniu, to będzie wam się układać podobnie.

Ja:
Tak. Wszystko w porządku. Zero bólu. Będę wcześniej.

                Mój trener też chce mojego powrotu do formy. Jem szybko i pakuję się. Chwilę później jestem w drodze na skocznię. Tam witam się z Thomasem i wjeżdżam wyciągiem na górę. Przygotowuję sprzęt. Korzystamy z dobrej widoczności, z okazji lata.
                Zasiadam na belce. Pierwszy skok od marca. Czuję ulgę. Wiem, że wszystko jest na dobrej drodze do powrotu do tego co kocham. Thomas daje mi sygnał i po chwili sunę w dół. Nie wiem co się dzieje dalej. Sama świadomość, że wylądowałem bez przeszkód i bez kontuzji, sprawia, że prawie podskakuję. Ściągam narty i podchodzę do krótkofalówki, która leży z boku skoczni.
- Jak?
- Lepiej niż się spodziewałem. Jeszcze ze trzy razy i na dzisiaj koniec.
- Mógłbym skakać do wieczora – cieszę się jak małe dziecko.
- Pomału! Nie bądź narwany – słyszę jak się zanosi śmiechem. – Wjeżdżaj na górę.
                Po czwartym skoku, zaczynam lekko mieć dość. Chyba miał rację. Nic na siłę. Odpinam narty i podchodzę do swoich rzeczy. Dobrze, że nikt się tutaj nie kręci. Przebieram się w cywilne ciuchy i czekam, aż Thomas pojawi się z uwagami. Sprawdzam swój telefon. Oczywiście Lena dzwoniła trzy razy. Wróciła z pracy i pewnie martwi się, że mnie nie ma. Nie oddzwaniam. Nie mam ochoty. Piszę szybkiego smsa „skocznia”. Mam nadzieję, że da mi spokój.
- Coś taki zmarnowany? – siada obok. Kiwam przecząco głową. Pokazuje mi na komputerze filmy z moich skoków. Przy okazji zatrzymuje i analizuje poszczególne fragmenty. Wiem przynajmniej na czym mam się jutro skupić. – Do jutra. Widzimy się o 11 – ściskam jego dłoń. Zanoszę rzeczy do samochodu i mam już jechać, gdy widzę jak ktoś idzie w stronę skoczni. Wiem, że każdy ma prawo tam przyjść, ale wewnętrznie mnie kusi, żeby iść za tamtą osobą.
                Podchodzę do wyciągu i widzę, że kobieta, bo mniemam, że to kobieta skoro ma długie włosy, jest już w połowie skoczni. Wyciąg nie działa, bo Thomas go wyłączył. Skąd ona zna tą drogę? I wtedy zamieram. Wariujesz Wellinger! To nie może być ona! Czekam aż będzie dostatecznie daleko by mnie nie widzieć. Wręcz wbiegam na górę. Idę w to samo miejsce co wtedy i widzę, że siedzi na schodkach i podziwia zachód słońca. Wróciła.
                Podchodzę najciszej jak potrafię. Nie słyszy mnie. I dobrze. Mogę się jej przyjrzeć. Jeszcze bardziej wypiękniała. Włosy sięgają jej teraz do połowy pleców i mają piękny brązowy kolor. Rysy twarzy wyostrzyły się i schudła. Nie wiem po co. Przecież zawsze miała idealną figurę. Kucam cicho schodek wyżej. Próbuję powstrzymać chichot, który mimowolnie chce opuścić moje usta.
- Cześć – mówię chicho, ale ona i tak wzdryga się i o mało nie spada. Chwytam jej ramię. Spogląda na mnie zaskoczona.
- Andi! – znowu widzę te jej piękne oczy. Uśmiecham się tak szeroko, że zaczyna mi drętwieć twarz.
- Wiedziałem, że to Ty. Wszędzie bym Cię poznał – podnoszę się i pomagam jej wstać. Po chwili ląduje w moich ramionach i tulę ją do siebie z całej siły. Cała wściekłość odchodzi w niepamięć, kiedy znowu mam ją przy sobie.
- Tęskniłam za Tobą – szepcze. Gdybyś wiedziała jak bardzo ja tęskniłem. Odsuwam się lekko, by móc dotknąć dłonią jej policzka. Przeczesuję go kciukiem i rozpływam się nad miękkością jej skóry. Doskonale pamiętam ten dotyk.
- Co tu robisz? – pytam nie odrywając od niej wzroku.
- Tata poprosił bym zajęła się prowadzeniem tutejszej filii.
- Przeprowadzasz się do Ruhpolding? – wspaniała wiadomość!
- Chyba zawsze czułam się tu jak w domu. Decyzja była łatwa. Pytanie czy dam sobie radę…
- Oczywiście, że tak! – ciągle w siebie nie wierzy. Słyszę dźwięk mojego telefonu. Spoglądam na wyświetlacz i przeklinam w duchu osobę, która mi przerywa spotkanie z Tiną. Oczywiście, że to Lena. Ignoruję połączenie.
- Nie odbierasz? – pyta zaskoczona.
- Zajęty jestem – jestem frajerem skończonym. Nie mogę jej dłużej oszukiwać Leny. Przecież jedyna kobieta którą kiedykolwiek kochałem stoi przede mną. I zrobię wszystko, żeby do mnie wróciła.
- Zapraszam na kawę – mówi w końcu. Ciekawi mnie, czy ona też myśli o tym co ja. Spytam ją. Nie teraz. Niedługo. Przecież mamy czas. Teraz, gdy w końcu się odzyskaliśmy to nie ma się co spieszyć.
                Dociera do mnie symbolika tego miejsca. Tutaj się wszystko zaczęło. Tutaj poczułem po raz pierwszy coś więcej. I wracamy do punktu wyjścia. Skoro znowu tu jesteśmy i zaczynamy od nowa, to chyba najwyższy czas wykorzystać szansę jaką dostaliśmy. Podaję jej swoją dłoń, a ona dopiero po chwili ją łapie. Jakby czekała na pozwolenie. Zacieśniam uścisk i  schodzimy w stronę parkingu. Otwieram jej drzwi od strony pasażera i po chwili już siedzę za kółkiem. Spoglądam na nią i mimowolnie, podobnie jak ona, się uśmiecham. Teraz już wszystko zależy tylko od nas.



KONIEC



****


Cześć :D
Witajcie w epilogu tej historii. Mam nadzieję, że Święta były udane :D

Chciałabym podziękować Wam wszystkim <3 Jesteście najukochańsze ever! Jestem wdzięczna za wszystkie komentarze, wyświetlenia. Nie spodziewałam się tak ciepłego odbioru tego opowiadania, a jednak :D 
Dziękuję <3 :*

Wiecie co? To chyba jedyne opowiadanie do tej pory, z którego jestem zadowolona. Poprowadziłam bohaterów dokładnie tak jak chciałam i historia wiele nie odbiega od pierwotnego założenia. Polubiłam ich. I będę za nimi tęsknić.
Przez chwilę zastanawiałam się czy w wakacje nie napisać drugiej części. Opisać dalszych losów Tiny, Andreasa i Cornelii, ale chyba nie ma sensu rozgrzebywać zakończonych historii. Ale kto tam wie co mi wpadnie do głowy :D
Oczywiście już walczę ze sobą nad napisaniem nowej historii o Andreasie… Pomysł urodził się w piątek i udało mi się go zapisać. Kto wie. Pewnie kiedyś go wykorzystam.

Oczywiście zapraszam na nowe opowiadanie o Tande. Rozdział pojawi się najprawdopodobniej w weekend i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :D 

What didn't kill us made us stronger

Do zobaczenia w aktualnej historii.
Buziaki :*


19 mar 2016

Prawda Cię wyzwoli

Tina

                Budzę się pierwsza. Jest poranek i wschód słońca dociera jedynie przez lekko uchylone okno w pokoju, bo wszystko jest pozasłaniane. Czyżby Andreas chciał wyhodować wczoraj nastrój? Uśmiecham się pod nosem. Czuję jego dłoń na swojej talii. Chwytam ją i przytulam się do niej z całej siły. Dzisiaj wyjeżdżamy. I co dalej? Mam zostawić jedynego faceta, w którym się w życiu zakochałam i wrócić do szarej rzeczywistości? Ściska mnie z bólu w żołądku. Nie chcę wyjeżdżać. Nie teraz kiedy mam przy sobie kogoś kto chyba mnie kocha.
                Wyczuł mój niepokój, bo przysunął się do mnie najbliżej jak się da. Całuję jego dłoń, którą tak mocno ściskam. Kocham każdy centymetr jego ciała. I nigdy się tak nie czułam jak tej nocy. Z żadnym facetem. To nienormalne i popieprzone. Tylko co ja powiem Cornelii? Sorki, ale zakochałam się w facecie, dla którego rzuciłaś narzeczonego? I wiesz co? On też powiedział, że mnie kocha. To bez urazy, co?
Nagle skręca mnie od wyrzutów sumienia. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Obracam się w stronę Andreasa. Patrzę na niego z zachwytem. Śpi z pięknym uśmiechem na twarzy i na dotyk mojej dłoni na jego policzku, reaguje jeszcze piękniejszym.
                Chciałabym mówić o nim mój chłopak. Móc pójść z nim na spacer po mieście. Potrzymać go za rękę i widzieć jego uśmiech skierowany tylko w moją stronę. Żebym mogła z nim poleniuchować na kanapie. Spróbować mu coś ugotować. Pójść na jego zawody i trzymać za niego kciuki. Czy zwyczajnie posiedzieć w jego ciepłych ramionach i czuć się bezpiecznie. Ale to chyba nie jest nam pisane…
                Całuję go delikatnie. Nie chcę, żeby się obudził. Wyswobadzam się z jego uścisku i na paluszkach idę po swoje ubrania, które są porozrzucane po całej sypialni. Choć czy jego koszulkę, mogę nazwać swoją? Przecież mi ją dał. Jedyna rzecz jaka mi po nim zostanie.
                Myślę czy napisać mu coś na pożegnanie. Chyba wolę tak niż mieć pretensje do siebie, że nie powiedziałam nawet spadaj. Szukam gdzieś czystej kartki i zwykłego ołówka. Wszystko leży na jego zabałaganionym biurku. Siadam na sofie i próbuję naskrobać coś odpowiedniego.
                Gdy kończę kładę kartkę na poduszce obok niego, w miejscu gdzie spałam. Jakież to głupie i banalne. Jak na tanich komediach romantycznych. Ale nie umiem inaczej. Ostatni raz składam całusa na jego ustach.
- Kocham Cię – szepczę. I zaraz uciekam zanim się rozpłaczę.

~

Andreas

                Dawno tak dobrze nie spałem. Świadomość, że obok śpi ukochana kobieta jest najlepsza na świecie. Słyszałem jej „kocham Cię” przez sen. I czułem dotyk jej na twarzy. Czuję, że śnię. Jeszcze do niedawna nie chciałem mieć dziewczyny. Czułem się dobrze jako singiel. Wszyscy dookoła zakochani, albo zranieni. A ja… Bałem się zakochać. Że poznam laskę, która pod przykrywką sympatycznej i zakochanej, wykorzysta i rzuci mnie jak psa. Chyba to prawda co mówią. Miłość przychodzi znienacka. Tiny się kompletnie nie spodziewałem. Polubiłem ją jako przyjaciółkę. Dobrą kumpelę, z którą mógłbym spędzać czas. Z czasem zrozumiałem, że chyba tego oczekuję od kobiety, z którą chcę być. I nagle mnie olśniło. I fakt, że zaraz wyjeżdża dodatkowo wszystko spotęgował.
 Otwieram oczy i zamieram. Nie ma jej. Czyżby mi się to przyśniło? Niemożliwe! Rozglądam się gorączkowo. Drzwi balkonowe są otwarte, więc na pewno tu była.
                Patrzę na część łóżka, na której spała jeszcze przed chwilą. Pościel jest ciepła. I dopiero po chwili dostrzegam kartkę. Zamieram po raz kolejny. Nie! To nie jest możliwe! Nie mogła mnie tak zwyczajnie zostawić! Chwytam ją nerwowo i zaczynam czytać…

Uznasz mnie za wariatkę, ale tak trzeba.
Dziękuję za wszystko. Za te dwa tygodnie, za sobotę, za tą noc.
Nigdy nikogo tak nie kochałam i pewnie nie pokocham.
Ale muszę to zrobić.
Nie chcę, żebyś cierpiał. Wiem, że jeśli będziesz chciał, to znajdziesz tą właściwą.

                Co ona bredzi?! Jaką właściwą? Ona jest tą właściwą! Łzy napływają mi do oczu. To pierwsza kobieta, która sprawiła, że mam ochotę wyć. Czytam jednak dalej.

Chciałabym, żebyś wiedział, że… Bez sensu.
Nieważne z resztą.
Kocham Cię i będę za Ciebie mocno trzymała kciuki.
Ale nie szukaj mnie. Nie pisz. Nie dzwoń. I nie przychodź dzisiaj.
Nie chcę płakać przy Cornelii i mamie. I przede wszystkim przy Tobie. I tak już dużo energii zabrało mi napisanie tego…
Twoja Tina

                Serce pęka mi na miliard kawałków. Moja Tina… Ale jak to? Mam nie przyjść? Nie ma mowy! Mam nadzieję, że mnie zna i wie, że za moment pojawię się pod ich hotelem. Ubieram się pośpiesznie i szybko wyjeżdżam swoim samochodem w stronę Ruhpolding. Włączam telefon i sprawdzam, czy nie próbowała zostawić mi jakiejś wiadomości. Niestety pusto…
                Jadę te kilkanaście minut, ale dłużą mi się niemiłosiernie. To nie może dziać się naprawdę. Nie pozwolę jej odejść! Nie teraz. Nie tak. Nie może decydować za nas oboje. Niech pomyśli, że ja też mam uczucia. W czasie drogi dzwoni do mnie telefon. Patrzę na wyświetlacz, ale nie mam ochoty odbierać. Mam teraz inne sprawy na głowie.
                Parkuję pod hotelem i widzę, że czarny van już stoi. Czekam w samochodzie i wyglądam tej, którą muszę zobaczyć. Nie wiem skąd we mnie te pokłady determinacji. Nigdy mi na nikim tak nie zależało. Przeczesuję swoje nieułożone włosy. Nie umyłem nawet zębów. Spoglądam na zegarek i widzę, że jest przed 10. Niedługo będą się schodzić. Wysiadam, zamykam samochód i idę w stronę hotelu.
                Czaję się za rogiem budynku i widzę, że jej matka i brat już na podjeździe. Nie dzwonię do niej, bo wiem, że ją to wystraszy. Denerwuję się. Ręce mi się pocą jak jakiemuś gówniarzowi. A przecież jestem dorosłym facetem!
                Widzę jak idzie za Cornelią z ogromną walizką. Jest smutna. I jej oczy są smutne. Na moje szczęście staje dokładnie tak, że może mnie zobaczyć. Jest na mnie wściekła. Nie chciała tego. Ale ja muszę ją dotknąć jeszcze raz. Nie tak wyobrażałem sobie nasz pierwszy wspólny poranek. Wolałbym opcję leżenia w łóżku do południa, zjedzeniu porządnego śniadania, zrobionego przeze mnie. Przytulania się, całowania, czy nawet zwykłego wpatrywania się w siebie. Ale nie. Najwyraźniej w moim życiu wszystko nie idzie zgodnie z planem. Zapraszam ją wzrokiem na moment. Nie wiem jak ona to wymyśli, ale chciałbym, żeby tu podeszła.
                Widzę, że udaje, że ma telefon i odchodzi na moment od rodziny. Idzie szybko w moją stronę i gdy tylko to możliwe łapię ją za ramię i przyciągam do siebie.
- Chciałaś mnie tak zwyczajnie zostawić? – dotykam jej policzka i składam niecierpliwe pocałunki na całej twarzy, aż w końcu zatapiam się mocno w jej wargach.
- Nie umiem inaczej… Nie planowałam tego… Nie wiem co robić, kiedy coś nie idzie tak jak powinno – zaczyna płakać. Cały makijaż spływa po jej policzkach, które próbuję otrzeć z łez.
- Masz mnie. Cokolwiek by się nie działo, rozumiesz? Wiesz, że będę na Ciebie czekał. Do Frankfurtu nie jest daleko. Mam samochód – próbuję obrócić to wszystko w żart, ale chyba średnio mi idzie, skoro słyszę jej cichy szloch zamiast śmiechu. Przytulam ją mocno do siebie. – Kocham Cię – szepczę w jej włosy.
- Wiem Andi. I dlatego powinieneś o mnie zapomnieć. Ze mną nie ma przyszłości. Jestem życiowym nieudacznikiem. Nie mam wykształcenia, pracy, wyglądu, jestem okropnym człowiekiem. Gorszą wersją mojej idealnej siostry… - nie wiem jaką trzeba być matką, żeby tak zniszczyć psychikę dziecka. Wmówiła jej, że jest tą gorszą, a przecież to nie jest prawda!
- Przestań tak mówić! Dla mnie jesteś najwspanialsza!
- Martina! – słyszymy krzyk jej matki. Szybko odrywa się ode mnie i ociera zapłakane policzki.
- Zaraz idę! – krzyczy zachrypnięta.
- Chodź – pomagam jej doprowadzić się do stanu sprzed rozmowy. Dokładnie ocieram chusteczką każdą mazę i łzę. – Teraz jest pięknie – całuję jej czoło.
- Muszę iść – próbuje się nie rozkleić, ale średnio jej to idzie.
- Zadzwoń jak dojedziesz. Proszę – uśmiecham się lekko.
- Kocham Cię – mówi i wręcz wyrywa się z uścisku i biegnie w stronę rodziny. Nie wiem czemu wziąłem to za pożegnanie. Bo dla niej to chyba jest pożegnanie.
                Pośpiesznie pakują się do samochodu i po chwili słyszę jak odpalają silnik. Chowam się za jakimś drzewem i obserwuję jak moja ukochana znika z mojego życia.

~

Cornelia

                Obudziłam się wściekła na siebie. Próbowałam nie dopuścić do siebie tego co zauważyłam, ale nie umiem. Nie jestem idiotką. Zniknięcie Tiny i Andiego w jednym czasie to nie przypadek. Ukryte spojrzenia i uśmieszki też. Czuję się jak zdradzona, wystawiona na pośmiewisko idiotka. Jakby ich planem było publiczne ośmieszenie mnie.
                Wstaję i idę wziąć zimny prysznic. Potrzebuję otrzeźwienia. Przecież nie mogę posądzać własnej siostry o złe zamiary. Sama mnie namawiała na zerwanie z Friderickiem i danie szansy Andreasowi. Nie mogłaby mi go zabrać tak nagle. Ufam jej. Zawsze jej ufałam.
                Ubieram się z jeansy i szary t-shirt. Na razie mam dość sukienek. Chcę wyglądać zwyczajnie. Maluję się, czeszę starannie włosy i zakładam moje miliard bransoletek. Idę  do pokoju Tiny. Pukam nerwowo od kilku minut, ale nikt mi nie odpowiada. Przecież wie, że to ja. Mamy charakterystyczny kod. Próbuję przez balkon.
                Coraz lepiej mi idzie skradanie się jak złodziej. Jej szkoła. Widzę uchylone drzwi, więc albo gdzieś uciekła z rana, albo zwyczajnie wstała i wietrzy pokój.
- Tina? – wchodzę do środka i słyszę odgłos wody. Bierze prysznic. Spoglądam na podłogę i widzę  prawie spakowaną walizkę, a na niej tą samą koszulkę, którą Andreas miał na tej cholernej imprezie. Pamiętam, że dał jej ją, żeby nie chodziła w tej rozerwanej. Czemu jej jeszcze nie oddała? Zamierza ją zabrać?
                Podnoszę ją i chcę poczuć jego perfumy. Ale zamiast nich czuję te Tiny. Te duszące cholerne perfumy, które może nosić tylko ona. Po chwili słyszę, że zamierza opuścić łazienkę.
- Cześć! – piszczę radośnie na jej widok. Ona prawie dostaje zawału.
- Zwariowałaś, żeby mnie tak straszyć?! – próbuje złapać oddech.
- A co? Masz coś na sumieniu, że się tak boisz? – chichoczę. Ona tylko uśmiecha się krzywo.
- Chyba alkohol po ostatnich imprezach uszkodził Ci mózg… - mówi i idzie w stronę łóżka. Zabiera przygotowane ubrania i znika na moment w łazience.
                Rozglądam się po pokoju. Będzie mi brakować tego miejsca. Ruhpolding zaskoczyło mnie tym wszystkim. Przede wszystkim ludźmi. Nigdy nie podejrzewałem, że może mi być dobrze w innym miejscu niż Frankfurt.
                Myślę o Andreasie. Mam jego numer telefonu, adres, ale kompletnie nie wiem jak dalej kontynuować tą znajomość. Przecież go kocham i nie chcę stąd wyjeżdżać jak z kolonii w podstawówce. Chcę, żeby był dalej obecny w moim życiu. Muszę z nim porozmawiać. Wybieram jego numer telefonu, ale słyszę, że abonent czasowo nie dostępny. Wyłączył telefon… A może mu się coś stało?! Wszystko już mam przed oczami. Kręcę się nerwowo na kanapie.
- Stało się coś? – Tina patrzy na mnie jak na kosmitę.
- Nie – próbuję ją zbyć. I chyba skutkuje, bo więcej nie dopytuje.
Schodzimy na śniadanie. Próbuję się skupić, ale jakoś mi nie wychodzi. Wiercę widelcem w jajecznicy i najchętniej bym stąd poszła, ale czeka nas kilka godzin jazdy i to bez sensu, żebym jechała głodna. Tina też jest jakaś bez energii. Wręcz mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Chyba obie nie chcemy stąd wyjeżdżać. Jedynie mama i tata wyglądają na zadowolonych. I Oli. Bo będzie mógł w końcu pobawić się ze swoimi kolegami w parku obok naszego osiedla.
Dopakowuję ostatnie rzeczy. Sprawdzam trzy razy czy wszystko zabrałam. Wygląda na to, że tak. Umówiłam się z siostrą, że razem pojawimy się przed hotelem. Siedzę więc na łóżku i czekam na naszą wiecznie spóźnioną królewnę. Dostaję wiadomość, że Andreas jest już dostępny. Od razu wybieram jego numer, ale nie odbiera. Co jest?! Obraził się? Może faktycznie trochę przesadziłam wczoraj w oblepianiem go ramionami, ale bez przesady…
Przed 10 schodzimy z Tiną na dół. Ja jeszcze się jakoś trzymam, ale ona jest kompletnie rozbita. Stoimy obok rodziców, gdy Tina odbiera nagły telefon i odchodzi od nas. Z kim ona może tak rozmawiać? Skręca za krawędź budynku tak, że kompletnie jej nie widzę. Chcę ponownie zadzwonić do Andreasa, ale ma wyłączony telefon. Co do cholery?! Próbuje mnie zbyć? Tak się nie robi panie Wellinger!
Mama się niecierpliwi, więc idę po siostrę. Zaglądam za winkiel budynku i zamiera mi serce. Nie wierzę! Nie! To nie może dziać się naprawdę!
Zapłakana Tina w objęciach Andreasa. Całują się namiętnie i nawet nie próbują się z tym kryć. Jak oni mogli mi to zrobić?! Moja własna siostra! Pod moim nosem! Ukradła mi faceta…
Łzy mimowolnie płyną po moich policzkach. Próbuję cokolwiek powiedzieć, ale mam wrażenie, że ktoś ścisnął mi gardło. Patrzę jak się od siebie odrywają i mówi jej, że ją kocha… Kocha ją! Nie mnie, ją! Nigdy jeszcze nie poczułam się tak jak teraz! Zawsze dostawałam to co chciałam. Zawsze to ja byłam tą lepszą, szczęśliwszą, bardziej lubianą i szanowaną. A tutaj? Ona bierze wszystko czego pragnęłam! I to mydlenie oczu! Jestem pewna, że właśnie o to jej chodziło cały czas! Żebym poczuła się dokładnie jak ona! Gorsza!
Odwracam się na pięcie i wsiadam do samochodu. Próbuję się uspokoić, bo mama nie może mnie widzieć w tym stanie. Po chwili słyszę jak ją woła. Chwilę to trwa zanim próbuje udawać niezaryczaną i biegnie do mamusi. I teraz znowu będzie mi mydlić oczy i udawać, że nic się nie stało.
Ciekawi mnie ile to trwa? Od początku? Czy to nagły wybuch niesamowitej miłości! Mam ochotę ją rozszarpać. I jego też! Tak się do mnie łasił na początku, a tu nagle postanowił zabrać się na moją cudowną, robiącą z siebie ofiarę siostrzyczkę! Nie wierzę, że sama, na własne życzenie zmarnowałam sobie życie. Nie wierzę!
Wszyscy wchodzą do samochodu. Nie będę robić scen tutaj. Poczekam, aż znajdziemy się na osobności w domu. Wtedy ją zabiję! Siada obok mnie jak gdyby nigdy nic. Ale nie patrzy na mnie. Od rana ją coś gryzło i wiem już co. Bezczelna zdzira!
Co jakiś czas patrzę na nią i widzę, jak próbuje nie płakać. Mruga szybko oczami i tamuje potok łez. Od razu powinnam coś wyczuć. Poszła nieodpowiedzialna gówniara na imprezę, w nieznane miejsce, rozwaliła rękę i wtedy się zaczęło! Ja się przejmowałam nią, bo biedna moja siostra, zawsze ładuje się w kłopoty, a ona zaczęła zapuszczać przynętę na Wellingera. Cicha woda brzegi rwie…
W domu od razu, bez słowa wbiegam na piętro. Nie witam się nawet z Francys. Nie obchodzi mnie nic poza nawrzeszczeniem na Tinę. Zabieram pranie do pralni i spotykam ją przy wejściu do jej sypialni.
- Ty pieprzona wywłoko! – podchodzę do niej i uderzam ją w twarz. Łapie się za zaczerwieniony policzek i nie próbuje się nawet bronić. – Tylko o to Ci chodziło! Żeby mnie ośmieszyć! Widziałam was przed hotelem.
- Nie! To wszystko stało się przez przypadek!
- Przestań bredzić! Od początku planowałaś pokazać mi, jak to jest być tą gorszą!
- Opanuj się! Sama zaczynasz bredzić!
- Przyznaj się! Mieliście niezły ubaw!
- Nigdy, przenigdy nie planowałam Cię skrzywdzić! Owszem, zakochałam się, ale chciałam zejść wam z drogi!
- I tak po prostu sobie spacerowaliście jak przyjaciele najlepsi?!
- Tak! Chciałam, żebyś z nim była, bo nie mogłam patrzeć jak męczysz się z Friderickiem!
- Ale jesteś przecież małą głupią dziewczyną i nie domyśliłaś się, że nie rzuciłam narzeczonego, bo mi kazałaś, tylko dlatego, że ja też się zakochałam w Wellingerze! Nie przyszło Ci to do tej pustej głowy?! – szarpie ją tak mocno, że sama siebie zaskakuję.
- Co się tu dzieje?! – oczywiście matka musi się wtrącić.
- Nie wtrącaj się! To sprawa między mną, a nią! – ciągnę Tinę do swojego pokoju i zamykam za sobą drzwi. – I tak nagle pan skoczek zmienił zdanie i postanowił się zakochać w Tobie?
- Nie siedzę w jego głowie. Zawsze uchodziłaś za inteligentną, więc nie wiem co Ci się popierdoliło w tej głowie – prycha.
- I akurat teraz musiałaś w końcu wygrać? Jak postanowiłam zmienić swoje życie, Ty zabierasz mi to na czym mi zależało?! Jest miliard mężczyzn w okolicy, ale musiałaś wziąć mojego! Nienawidzę Cię!
- Myśl sobie co chcesz. On nigdy nie był Twój. Mój też nigdy nie będzie. Ale skoro wolisz zwalić całą winę na mnie i nie widzieć jak go skutecznie odstraszyłaś swoim nachalnym zachowaniem, to spoko. Nie wtrącam się. Jednego mnie nauczyła ta historia. Zawsze byłaś zawistną żmiją! I kochałaś być ta lepszą. Nigdy nie dostałaś po dupie od życia. I masz racje. Jestem głupsza i gorsza. Ale chyba wygrałam coś więcej niż wspaniałego faceta. Wygrałam jego miłość – wychodzi zapłakana z mojego pokoju i trzaska drzwiami. Próbuję się uspokoić. W głębi duszy wiem, że ma rację. Wygrała więcej przez dwa tygodnie, niż ja przez całe życie. Na co mi wykształcenie, praca, wygląd, kiedy nigdy nie doświadczyłam tego uczucia. Żaden z moich chłopaków nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jestem dla niego najważniejsza. A ona? Całe życie z tyłu i nagle pojawia się on. Jestem zazdrosna. I będę do końca życia…

***

Cześć! :D
Wszystko się wyjaśniło (chyba)…
Jest dokładnie tak jak zaplanowałam.
Jestem podła, wiem :P
Za tydzień jeszcze epilog, żeby wszystko uporządkować :)
Chyba tyle w ramach moich przemyśleń, co do rozdziału powyżej :)
Dziękuję wam za komentarze :*

Zapraszam tutaj KLIK
Pojawił się prolog i niecierpliwie czekam na Wasze opinie :D

Wesołych Świąt Wielkanocnych :*

Buziaki :*

13 mar 2016

Gdy uczucia biorą górę

Tina

                Tego się nie spodziewałam. Znaczy spodziewałam, ale nie tu, nie przy kolacji! Nie przy matce! Ale jej mina była bezcenna. Wpatrywała się w Corni jakby zobaczyła obcą osobę. Pominę fakt, że ja też dostałam zjebkę, że to moja wina i że to ja zrobiłam Cornelii pranie mózgu. Ale na szczęście nikt się tym nie przejął.
                Jest wtorek. Dzisiaj wieczorem ma się odbyć to przyjęcie, a jutro z samego rana wracamy do domu. Walizki są prawie spakowane. Jest mi smutno na tą myśl. Nie chcę wyjeżdżać. Pokochałam Ruhpolding jak nic innego na świecie. Nie dość, że pięknie, to ludzie mnie lubią i szanują. No, nie licząc pana taksówkarza i Wernera.
                Otrząsnęłam się po tym niedoszłym gwałcie. Muszę przyznać, że trochę czasu mi to zajęło, ale przynajmniej mam pana popierdolonego nr 2 z głowy. Od soboty myślę nad gestem wdzięczności, który wymyślił sobie Andreas. Próbowałam go podpytać, ale nic mi nie powiedział. Nie spotkaliśmy się od tej cholernej nocy. I przyznam, że trochę za nim się stęskniłam. On za to trenował ostro. Bo trener mu kazał. Chciałabym przyjść kiedyś na jego konkurs. Żeby chociaż zobaczyć o co tam dokładnie chodzi. Może, gdybym poczuła atmosferę, to by mi to trochę ułatwiło życie.
                Idziemy właśnie z Cornelią, Olim i tatą do miasta. Matka woli udawać, że napierdala ją łeb i siedzi sama w hotelowym spa. Tak też można. My z Corni mamy plan kupić jakieś eleganckie sukienki na wieczór. Ostatnie na co mamy ochotę, to zniechęcić wspólników taty do współpracy. Oli i tata mają kupić sobie jakieś ładne garnitury. Cóż. Zapowiada się całkiem przyjemne przyjęcie.
                Oprócz fioletowej sukienki z długim rękawem, podkreślającą talię i rozkloszowanym dołem, potrzebuję nowych butów. I gdy widzę piękne czarne sandałki na szpilce, szaleję. Cornelia też, więc tato musi zapłacić za obie pary. Cornelia decyduje się na małą białą. Ona we wszystkim będzie wyglądać jak Kendall Jenner. Nic na to nie poradzę.
                Wieczorem szykujemy się ostro w moim pokoju. Odmalowane, uczesane i starannie wypielęgnowane, czekamy na założenie sukienek i butów. Na koniec selfie, które ląduje na moim Instagramie. Chwilę później widzę wśród polubień konto Andreasa. Uśmiecham się szeroko na ten widok. Chyba nie może się doczekać. Ale jak on mnie znalazł do cholery!?
                Schodzimy na dół i od razu musimy witać pierwszych gości. A z tego co wiem, to będzie ich trochę. Już się cieszę na sztuczne uśmiechy i kłamstwa matki na temat zawieszenia przeze mnie studiów, z powodu problemów zdrowotnych. Nie potrafi się przyznać do tego, że jej córka jest nieudacznikiem życiowym.
                Kilkanaście minut później stania w holu i witania gości, zjawiają się Wellingerowie. Nie powiem, że na widok Andreasa serce nie przyspiesza zbyt gwałtownie. Ale próbuję to zabić w sobie. Przecież Cornelia rzuciła dla niego narzeczonego. Nie mogłabym jej tego zrobić. Patrzę na nią i widzę ten wpatrzony w niego wzrok. Podchodzi do moich rodziców, wita się uściskiem dłoni i potem do nas. Całuje policzek Cornelii, uśmiecha się delikatnie, a potem zjawia się przede mną. Drętwieję, gdy również całuje na przywitanie mój policzek.
- Mam już wymyślony gest wdzięczności – zawadiacki uśmiech przecina jego twarz.
- Mam nadzieję, że to nie jest nic lubieżnego – próbuję nie przygryzać wargi, ale mam z tym problem.
                Witam się z resztą jego rodziny, po czym udają się w stronę jadalni, a my nadal stoimy na baczność na schodach i czekamy na pozostałych gości. Już pomału mam dość. Dopiero, gdy mama informuje, że to koniec, wypuszcza powietrze, dzięki któremu nie garbiłam się jak stara babcia.
                W jadalni zajmujemy stolik dla młodzieży. Mnie przypada miejsce obok Tanji i jakiegoś chłopaka, syna kogoś tam. Wiem tylko, że ma na imię Felix i jest w podstawówce. Ale mam być grzeczna, więc będę. Taki był plan. Choć ostatnio moje plany trafia szlag.
                Cornelia jest wniebowzięta, bo dostała miejsce obok Andreasa i w dodatku naprzeciwko mnie. Patrzę na niego i widzę, że wcale nie ma ochoty rozmawiać z lekko nachalną Corni. Co z nią do cholery?! Czemu nie jest taka jak dawniej? Przecież właśnie taką Corni Andi lubi najbardziej.
                Po pierwszym daniu idę do rodziców, bo Cornelia nie reaguje na ich zaproszenia. Słucham ich uwag i wykonuję posłusznie polecenia. Do tej pory to Corni zajmowała się tego typu rzeczami. Nie będę narzekać. Dam jej i Andreasowi czas dla siebie. Choć wewnętrznie targa mną jakieś chore uczucie. Idę do kuchni i informuję grzecznie obsługę o prośbach moich rodziców. Wiem, że to beznadziejne zadanie, ale najzwyczajniej w świecie muszę.
                Wracam do stolika i widzę jak Corni wiesza się prawie na Andim. Współczuję mu. Pod stołem piszę szybkiego smsa.

Ja:
Żyjesz? Czy mam ją zabrać?

                Ustawiam wysyłanie wiadomości za 4 minuty i chowam telefon do kieszeni w sukience. Wdaję się w rozmowę z Tanją, po czym słyszę, jak telefon Andreasa o mało nie przewraca kieliszka z wodą na stole. Łapie za ten telefon tak nerwowo, jakby zależało od tego życie. Na jego twarzy widać ten sympatyczny uśmieszek, gdy analizuje treść wiadomości. Corni próbuje podejrzeć od kogo, ale średnio jej się udaje.
                Andreas nie krępuje się i wysyła od razu odpowiedź, przez co mój telefon wydaje z siebie dźwięk. Mogłam go chociaż kuźwa wyciszyć! Urwę mu jaja kiedyś! Przecież wszyscy się zaraz domyślą, że to ja! Patrzę na niego wzrokiem zabójcy. Od razu się peszy i zwraca do Cornelii. Przynajmniej przestaje jej unikać. Mija chwila zanim odczytuję odpowiedź.

Andreas:
Dzisiaj jestem Waszym gościem. Nie będę narzekać. Choć chwila wytchnienia by się przydała ;)

                Rozglądam się po pomieszczeniu. Kelnerzy zajmują się roznoszeniem deseru. Niedługo koniec tej błazenady. Wszyscy sobie pójdą, a ja w końcu odpocznę we własnym łóżku. Nie odpisuję panu skoczkowi. Nie wiedziałabym nawet co. Bo jest mi trochę wstyd za siostrę. Wiem, że dawno nie była sama, ale żeby tak się kleić do Andreasa?
- Ona go zaraz udusi – Tanja podśmiewuje się pod nosem. Nie będę kłamać. Myślę tak samo. Chętnie kopnęłabym ją z całej siły w łydkę, ale mam za daleko.
- Nie wiem co jej do tego dość mądrego łba strzeliło…
- Może ona się zakochała? – sztywnieję na to słowo. Owszem, taki był plan. Ale w międzyczasie wydarzyło się miliard innych rzeczy. Nie wiem czemu tak mnie to zabolało. Gdzieś w głębi duszy przestaję być dobrą siostrą i nie chcę przyjąć do wiadomości, że Corni mogłaby faktycznie pokochać Andreasa. Nie chcę tego. Ja…
- Tak to wygląda trochę – Julia krzywi się na to zdanie. Czyli nie tylko ona średnio to widzi?
                Właściwie nie wiem o chuj mi chodzi! Miałam ich zeswatać? To zeswatałam. I nie powinnam marudzić. W końcu mi się coś udało. Koniec i kropka. Andreas jest tylko moim przyjacielem! Powtarzaj! TYLKO twoim przyjacielem.
                Po deserze, większość gości opuszcza hotel. Na potańcówce dla niedobitków, choć do potańcówki to dużo brakuje, zostaje kilkanaście osób. Może to i dobrze. W końcu można odetchnąć od tej sztywnej atmosfery.
                Wymykam się cicho do pokoju po fajki. Nie będę palić na balkonie w pokoju, więc schodzę do jadalni i od razu zmierzam w stronę tarasu. Opieram się o ten brudny parapet, który staje się moim ulubionym miejscem kontemplacji życia ostatnio. Odpalam papierosa i zaciągam się tym cholernym szkodliwym dymem.
- Podzielisz się? – łapa Andreasa wychyla się w stronę mojej. Nie odpowiadam, tylko podaję mu paczkę i zapalniczkę.
- Dzisiaj cały? – ciekawość zwycięża.
- Jest okazja – uśmiecha się znacząco.
- To dawaj. Co to za gest wdzięczności.
- Chodź ze mną na spacer. Pokażę Ci coś – nie mogę nic wyczytać z jego twarzy.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Cornelia jest i w ogóle…
- Szczerze mówiąc mam gdzieś Cornelię dzisiaj. Proszę… – podchodzi do mnie i staje tuż przede mną. Robi mi się słabo. Szybko kończymy papierosy i wymykamy się boczną furtką z hotelu.
- Wiesz, że właściwie powinnam Ci podziękować w tej chwili? – mówię podczas wędrówki przez las. O dziwo nie jestem przerażona. Wręcz czuję się bezpieczna z nim. Ufam mu jak nikomu innemu. I nie przeszkadzają mi te cholernie piękne sandałki.
- Nie przesadzaj…
- Faktycznie, nie ma za co – prycham. – To normalne ratować idiotkę od gwałtu… - nie odpowiada. - Dokąd idziemy? – próbuję się dowiedzieć czegokolwiek, ale nie daję rady. Jest tak tajemniczy i seksowny… Nie muszę przecież dodawać, że w czarnych obcisłych jeansach, szarych półbutach i granatowej koszuli wygląda obłędnie.
- Niedługo się dowiesz – uśmiecha się przez ramię. Wyciąga swoją dłoń w kierunku mojej i chwytam ją bez zastanowienia.

~

Andreas

                Kiedy ją zobaczyłem, to stanęło mi serce. No prawie, bo jeszcze żyję. Zdjęcie na Instagramie nie oddaje rzeczywistości. Znalazłem ją dwa dni temu, po lokalizacji ostatniego zdjęcia, a to jakoś specjalnie trudne nie było. Dziś wyglądała najpiękniej, jak tylko mogła. I nie obchodziło mnie, że obok stała jej idealna siostra, która jako pierwsza w te wakacje zrobiła na mnie wrażenie. Moje myśli były pełne Tiny od dobrego tygodnia. I choć się wypierałem tego, to wiem, że nie ma sensu. Przecież nie mogę okłamywać samego siebie.
                Na kolacji siedziałem naprzeciwko niej. Mógłbym patrzeć na nią godzinami, gdyby nie fakt, że Cornelia w końcu zareagowała na moje zaloty. Tyle, że trochę za późno. Nie chciałem być chamski. Przecież dziewczyna niczemu nie zawiniła. Ale skoro wszystko potoczyło się tak jak się potoczyło, to chyba znak, że właśnie tak miało być.
                Od soboty nie umiałem zebrać myśli. Ciągle miałem przed oczami rozchwianą emocjonalnie i rozdygotaną Tinę, na zmianę z tą zadziorną i wesołą ze skoczni. Tą w poszarpanej koszulce i zaróżowionej od płaczu i tej zanoszącej się od śmiechu i pełnej podziwu.
Do tej pory serce mi się kraje na wspomnienie widoku z sobotniej nocy. Jakob nie odzywał się ani słowem. Wiem tylko, że próbował wnieść sprawę o napaść i włamanie, ale chyba po głębszym przemyśleniu sytuacji zrozumiał, że nie ma najmniejszych szans. Tak przynajmniej twierdzi mój wujek policjant. Nie powiedziałem nic o Tinie. Tylko, że chodziło o jakąś dziewczynę z imprezy. Nie chciałem jej w to znowu mieszać. I tak już czułem się winny, że ją z nim poznałem. Od początku to był poroniony pomysł. I przyznaj się przed sobą frajerze, że chciałeś ją mieć dla siebie…
                Kiedy widziałem jak wstaje i na moment wychodzi, myślałem, że się obraziła. Czy coś. Ale po chwili wróciła i od razu pomaszerowała w stronę tarasu. To było oczywiste, że poszła zapalić. Uśmiecham się pod nosem na ten widok. Wcale mi nie przeszkadza, że taka jest.
                Siedzę obok Cornelii i wiem, że wypadałoby zaprosić ją do tańca. Muzyka jest dość rytmiczna i pozwala się dobrze bawić. Wykonuję zadanie i po chwili wędruję z Corni po parkiecie. Widzę jak na mnie patrzy, ale zwyczajnie nie umiem jej okłamywać.
- Wiesz… - zaczynam. – Dużo myślałem ostatnio nad tym wszystkim i… Na razie nie chcę mieć dziewczyny – albo mi zaraz zajebie z liścia, albo uniesie się honorem i uzna mnie za chama. Z jej twarzy nie umiem wyczytać nic.
- Czyli chcesz się przyjaźnić? – jest smutna. Zawiodłem ją. Ale wiem, że to najlepsze możliwe wyjście. Na razie.
- Przepraszam, ale chcę być z Tobą szczery – ona to wie i kiwa twierdząco głową. – Pójdę się przewietrzyć – mówię szybko. Chyba nie wie, gdzie jest jej siostra, bo nie robi podejrzanej miny. Tylko uśmiecha się lekko.
                Na zewnątrz widzę Tinę, jak zaciąga się papierosem. Podchodzę do niej i opieram się tak jak ona o parapet.
- Podzielisz się? – widzę to skołowanie na twarzy. Ale też uśmiech. Mam plan. I chcę te  plan wcielić w życie. W końcu miałem wymyślić gest wdzięczności. Dlatego od kilku minut prowadzę ją przez las, w stronę jeziora. Wiem, że tam jeszcze nie była. Z resztą. Ja tam idę, bo znam to miejsce doskonale. W podstawówce uciekaliśmy tutaj czasem na wagary. Dobrze jest czuć ciepło jej dłoni w swojej.
                Zatrzymujemy się nad jeziorkiem. Jest ciemno, ale dzięki blasku księżyca można dostrzec piękno tego miejsca. Patrzę na nią i wiem, że ją zaskoczyłem.
- I co teraz? – krzyżuje ręce i patrzy na mnie wyczekująco. Biorę głęboki wdech i podchodzę na maksymalną odległość do niej. Staję tuż przed jej pięknym ciałem i wiem, że to jest jedyne miejsce, w którym chcę teraz być.
- Nie zrozum mnie źle… Ja… Ech! Nie jestem dobry we wstępach… – dotykam dłonią jej policzka i kciukiem gładzę delikatnie jej skórę. Przymyka oczy. Skoro reaguje na mój dotyk, to jest nieźle. Drugą ręką obejmuję ją w talii i przyciągam do siebie.
- Wiesz, że nie możemy… Nie taki był plan – mówi tuż przy moich ustach.
- Był. Ale uległ zmianie.
- Ja nigdy nie będę dla Ciebie wystarczająco dobra… - zakładam kosmyk jej włosów za ucho. Jej wzrok jest pełen… Wątpliwości?
- Jesteś idealna. Chcę Ciebie. Zrozum to. Chcę dokładnie Ciebie – wpijam się w jej usta z zachłannością. Nie interesuje mnie nic dookoła. Pozwalam jej dłoniom błądzić po moich włosach, plecach… Moje ramiona zaciskają się mocniej wokół jej talii. Mógłbym tak stać do rana i ją całować. - Nigdy, żaden facet nie doprowadził mnie do tego stanu – przerywa pocałunek i patrzy mi w oczy. Z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Czyli coś mi się udało – kradnę jej kolejnego całusa.
- Jestem najgorszą siostrą na świecie – mina jej rzednie. Nie chcę, żeby była przy mnie smutna.
- Cornelia chciałaby Twojego szczęścia.
- A skąd wiesz, że właśnie z Tobą będę szczęśliwa, co? – chichocze. Kocham ten chichot.
- Intuicja – całuję jej czoło. – Chodźmy stąd, co? Skoro się przełamałem, to nie chcę spędzić w tym zadupiu całej nocy. Wolę się Tobą nacieszyć w samotności w pomieszczeniu zamkniętym – chwytam jej dłoń i prowadzę w stronę hotelu.
                Jak gdyby nigdy nic wchodzimy do środka. Tanja i Julia na szczęście jeszcze są. Ojciec z Olivią rozmawiają wesoło z panem Kirchem. Patrzę na Tinę. Siada przy stoliku z moimi siostrami i Cornelią, ale nie umie zachować powagi. Jest zarumieniona i rozpromieniona. Czy to naprawdę moja zasługa? Chciałbym ją zabrać do siebie i móc zatopić się w jej pełnych wargach z zachłannością. Chciałbym, żeby była moja. Żebym mógł cieszyć się nią nie tylko tej nocy, ale przez kolejne dni mojego życia.
                Kiedy słyszę, że pora się zbierać, sztywnieję. Nie chcę stąd iść! Nie bez niej. Idziemy wszyscy do lobby i staję obok niej. Ukradkiem chwytam tą drobną dłoń za plecami. Splatam nasze palce razem i czuję ulgę. Chwilową, bo zaraz musimy opuścić hotel. Żegnamy się przyjacielskim uściskiem. Zaczynam od Cornelii, by po chwili dłużej zatopić się w ramionach Tiny.
- Za godzinę? – szepczę do jej ucha.
- U Ciebie. Zakradnę się przez balkon – jestem podekscytowany tym wszystkim. Trochę jak przestępcy, którzy ukrywają się przed światem. Ale czy my robimy coś złego? Przecież jeśli dwoje ludzi chce być razem, to kuźwa powinni być razem. Mimo wszystko.
                Ta godzina dłuży mi się niemiłosiernie. Czekam na taksówkę z utęsknieniem. Wymykam się niepostrzeżenie z pokoju. Przynajmniej próbuję, bo w kuchni zastaję rozbawioną do łez Julię.
- Nie śpisz?!  - prawie piszczę na jej widok.
- Myślisz, że jestem głupia?
- Julia, ja…
- Przecież na wylot widać, że się zakochałeś. Widziałam te wasze spojrzenia. Szczególnie po powrocie. Nie chcę wiedzieć, gdzie i po co zniknęliście na godzinę, ale wiedz, ze kibicuję wam dużo bardziej niż Tobie i Corni.
- Julia… To wszystko jest skomplikowane… - oddycham ciężko. Siadam obok niej w jadalni.
- Myślę, że zrozumie. Nie sądzę, żeby szczęście siostry było mniej ważne od jej.
- Czemu myślisz, że kocham Tinę?
- A co teraz robisz? Idziesz na grzyby? – chichocze. – Widziałam ten wasz uścisk na pożegnanie. Nie zrób niczego głupiego – przytula się do mojego ramienia. – Mam nadzieję, że chociaż z nią Ci wyjdzie – czuję się pokrzepiony słowami Julii.
                Wręcz biegnę w stronę swojego pokoju, gdy słyszę dźwięk taksówki. Jestem mega podniecony faktem potajemnego spotkania z Tiną. Wychodzę na balkon i rozglądam się w poszukiwaniu dziewczyny. Wiem, że to chore, ale ten balkon to jakiś symbol. A po drugie, gdyby przypadkiem mama ją zobaczyła, to zacząłby się festiwal pytań. A tak? Spokój i pełna konspiracja.
Widzę jak stoi oparta o moją starą huśtawkę. Jest taka piękna! Zdążyła się przebrać w moją koszulkę i szorty. Rozpromienia się na mój widok. To chyba najpiękniejsza rzecz jaką widziałem. Wdrapuje się na górę i gdy tylko mogę, łapię ją w swoje ramiona i całuję zachłannie. Po omacku wchodzimy do mojego pokoju i zamykamy za sobą drzwi. W pokoju panuje półmrok. Jest bardziej nastrojowo.
- Nie mogłem się doczekać – przestaję na moment, by złapać oddech.
- Tak samo jak ja. Corni nie chciała wyjść, ale… - uciszam ją pocałunkiem.
- Tej nocy jesteśmy tylko ja i Ty. Razem – wsuwam ręce pod moją koszulkę na jej zgrabnym ciele i szybko pozbywam się jej. – Jest już Twoja. Pięknie w niej wyglądasz, ale dzisiaj śpisz bez – droczę się z nią przygryzając jej dolną wargę. Nie przeszkadza mi zbytnio, że jest trochę niższa. Nawet jeśli muszę się trochę schylić.
- Mam nadzieję, że to działa w dwie strony? – teraz to jej zachłanne dłonie pozbawiają mnie koszuli. Odpina niestarannie każdy guzik i gdy kończy, składa na mojej klatce piersiowej długi pocałunek. Moje ciało przeszywają dreszcze. Po chwili dostrzega bliznę na prawym obojczyku. Pozostałość po operacji po upadku w Kuusamo. Dotyka jej opuszkami palców, tak delikatnie, jakby się bała, że się rozpadnę i tamto miejsce też całuje. Moje ciało zalewa się emocjami.
- Zależy mi na Tobie tak bardzo mocno. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby on Ci coś zrobił – chwytam jej twarz w dłonie i całuję w ten śliczny zgrabny nosek. - Kocham Cię – mimowolnie wypowiadam te dwa magiczne słowa, które muszą opuścić moje usta. Patrzy na mnie chwilę zszokowana.
- Andi… Ja… - boję się, że zaraz wyleci z wiązanką, że Cornelia, że jednak nie może, albo, że ona mnie nie. Pękłoby mi serce. Na miliard kawałków.
- Ty nie? – mówię smutno.
- Gdybym nie, to już dawno brałbyś przeciwbólowe z powodu bólu jaj. Bo dostałbyś mocnego kopa na otrzeźwienie. W tamtym lesie – tylko ona potrafi powiedzieć coś tak nieodpowiedniego w takim momencie, że wybucham niepohamowanym śmiechem. – Chyba też Cię kocham – odpowiada po chwili.
- Chyba? – muszę mieć pewność. Nie chcę jej zrobić krzywdy. Za dużo dla mnie znaczy.
- Kocham Cię – wpija się w moje wargi. Teraz mogę z czystym sumieniem doprowadzić jej ciało do rozkoszy.

***

Cześć :D
To jeszcze nie koniec :D
Rozdział miał być pod koniec tygodnia, ale odwołali konkurs i jest dzisiaj.
Dziękuję za komentarze <3 Uwielbiam Was!
Wiem, że to nie jest dzieło sztuki, ale chyba jestem zadowolona z tego.
Bo to zakładałam.
Lubię skomplikowane historie. Przecież w życiu też występują komplikacje, prawda?

Teraz ogłoszenie parafialne:


Zapraszam was tutaj --->  KLIK
Niedługo pojawią się bohaterowie i mam do Was pytanko :D
Kogo się spodziewacie?
Podpowiedź: zostaję w tematyce moich ukochanych skoków :P
EDIT: Bohaterowie zawitali :) 


Jak sobie pomyślę, że został jeszcze tylko jeden weekend, to pęka mi serce.
Dawno tak się nie zżyłam z nimi, jak w tym sezonie. Kochane misie-pysie!
Wyczuwam ostre płakanie przy Eurosporcie, niedzieli, Igorze i Planicy :(
Nawet powrót F1 mnie nie cieszy…

Buziaki :*
czytasz = komentujesz
Bardzo byłabym wdzięczna za wszelakie uwagi.
Zawsze to lepiej, gdy ma się świadomość, czy komuś się podoba czy nie :))