4 lata później
Tina
Otwieram zmęczone
oczy. Wczoraj pracowałam do późna. Patrzę na zegarek i widzę godzinę 8:24. Czas
wstawać leniuchu! Siadam półprzytomna na skraju łóżka i przeciągam się. Za
oknem szaro i buro. I zaraz będzie lać. Piękny poranek. Nie ma co…
Biorę szybki
prysznic. Mam małe mieszkanko, ale już własne. Jestem sama sobie panią. Parzę
kawę w ekspresie i wkładam dwie kromki chleba tostowego do tostera. Nie
przełknę nic innego. Za 1,5 godziny mam być w firmie ojca.
Ubieram białą
koszulę z długim rękawem, czarne przylegające spodnie i czerwoną marynarkę. Co
jak co, ale pozostałam sobą chociaż trochę. Długie włosy przeczesuję szczotką.
Odkąd podrosły nie muszę już ich prostować. Nie mam też tych śmiesznych
fisiołków wokół czoła. Robię delikatny makijaż. Już dawno zrezygnowałam z
ciemnych kresek wokół oczu. Nie umiałam ich już później robić. Kojarzyły mi się
z Ruhpolding…
Nie rozmawialiśmy
od wyjazdu. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju w domu, złamałam kartę od
telefonu i wyrzuciłam. Musiałam to zrobić. A późniejsza kłótnia z Cornelią
tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że dobrze zrobiłam.
Wkładam czarne
szpilki i biorę torebkę z wieszaka w przedpokoju. Zamykam mieszkanie i schodzę
na dół. Moja Polówka jest zaparkowana na swoim miejscu w garażu podziemnym.
Wsiadam i ruszam w niełatwą drogę między korkami we Frankfurcie.
W radio leci The
Weeknd… Wzdycham ciężko. Ciągle mi się kojarzy z nim. Pamiętam jak dziś kiedy
jechaliśmy w deszczu, gdy nas odebrał z tego schroniska. Już wtedy coś mną
targało wewnętrznie, ale nie wiedziałam co to było…
Mijam kolejny
korek i jestem już prawie pod siedzibą Kirch Inc. Jestem członkinią zarządu do
spraw reklamy i handlu. Pół roku temu skończyłam studia. Tak. Ja skończyłam
studia. Po powrocie Cornelia zażądała pieniędzy na własne mieszkanie i
wyprowadziła się do Berlina. Nie chciała mnie znać. To oczywiste. Przecież
zniszczyłam jej życie. Ale ja nigdy nie chciałam jej upokorzyć. Wręcz czułam
się winna, że Andreas kochał właśnie mnie. Że wtrąciłam się w jej idealny
świat, zamiast stać z boku i imprezować i upijać się dalej w samotności. Koniec
końców i tak zostałam sama. A ona mnie nienawidzi i nigdy już pewnie się nie
pogodzimy. Wiem tylko od taty, że założyła rodzinę z jakimś księgowym i mają roczne
dziecko. Synka. Ale nie Andreasa. Robert czy jakoś tak. Nie wiem. Nie zostałam
zaproszona ani na ślub ani na chrzciny. Z resztą mama też.
Tata wniósł pozew
o rozwód miesiąc po powrocie. Okazało się, że szykował go już ponad rok i
zbierał dowody niewierności swojej żony. I jak się okazało, tata nie jest moim
biologicznym ojcem. Ale nie obchodzi mnie to zbytnio. Traktuje mnie jak własną
i to jest najważniejsze. Oliver ma już 9 lat i chodzi do szkoły. Sąd
postanowił, że będzie mieszkał z tatą w naszym domu. W opiece na nim pomaga
tacie nasza niania Maria. A mama? Mama się wyprowadziła i chyba widziałam ją
tydzień temu z jakimś małolatem na zakupach w centrum handlowym. Nie
przywitałam się. Nie rozmawiałyśmy od rozprawy rozwodowej. Nie tęsknię.
Parkuję na
pierwszym wolnym miejscu na parkingu podziemnym. Pokazuję ochroniarzowi
przepustkę i wjeżdżam windą na 30 piętro budynku. W recepcji wita mnie Anna,
sekretarka taty. Kiwam jej głową, a ona pokazuje, że już czeka. Pukam do drzwi
i słyszę aprobatę.
- Cześć tatko – podchodzę do niego i przytulam się. Chyba po tym
wszystkim mamy lepsze relacje niż kiedykolwiek.
- Cześć kochanie! Siadaj, mam sprawę – pokazuje mi fotel. Jestem
ciekawa co wymyślił. Od wczoraj jest bardzo tajemniczy.
- No mów wreszcie! Zaczynam się niecierpliwić!
- Chciałbym, żebyś została dyrektorem wykonawczym fili w Ruhpolding! –
sztywnieję. Nie zgadzam się tato! Nie chcę tam wracać!
- Wiesz dobrze, że to za dużo! Ja nie dam sobie rady!
- Czy Ty kiedykolwiek nie dałaś sobie rady? No powiedz – wiem, że ma
racje. Ale nie tam.
- Nie wiem czy powinnam tam wracać – spaliłam za sobą wszystkie
możliwe mosty.
- Powinnaś – uśmiecha się serdecznie. – Ale nie mogę Cię zmusić.
Zastanów się na spokojnie. Nie pali się.
- Czemu ja? A nie Cornelia? – posępnieje. Wiem, że jest wściekły na
Corni. Że nie pozwoliła sobie wytłumaczyć pewnych rzeczy i przyjęła własną
wersje wydarzeń. Opowiedziałam wszystko tacie i powiedział, że nie mam się za
co obwiniać. Ale jeśli już coś, to za to, że go zostawiłam i urwałam kontakt.
Często widują się
z Hermannem i słyszałam, że ma narzeczoną. Magdalenę. I są razem już trzy lata.
Znali się od podstawówki, ale widocznie to miłość z piaskownicy. Płakałam na
wiadomość o tym związku. Ale nie chciałam się wtrącać do jego życia. Cieszę
się, że jest szczęśliwy. Naprawdę! Marzyłam, żeby ułożył sobie życie.
Wiedziałam, że ktoś tak fantastyczny jak on, prędzej czy później znajdzie
kobietę swojego życia.
Tata nadal
próbuje znaleźć odpowiedź na moje pytanie. Wiem, że wszystko go martwi. Bo
kiedy rozwiódł się z mamą, pojawił się kolejny problem. Jego dzieci nie są już
jednością.
- Po pierwsze, Ty jesteś odpowiednia na to stanowisko. Po drugie, ona
by się nie zgodziła tam wrócić, a po trzecie i najważniejsze, nie mam ochoty
się przed nią płaszczyć i błagać. Sama zdecydowała co chce robić, z kim i gdzie
chce być. Nie myśl o tym więcej – na koniec uśmiecha się do mnie sympatycznie.
- Potrzebuję trochę czasu – kiwa głową. – Idę pracować szefie –
puszczam mu oczko i idę do swojego działu.
Wieczorem wracam
do mieszkania, ale po drodze wstępuję do supermarketu. Chce mi się domowej
roboty lasagne. Kupuję wszystko co potrzebne i wino. W mieszkaniu jestem pół
godziny później. Biorę ciepły prysznic i zabieram się za gotowanie. Półtorej
godziny później ląduję na kanapie, pod kocem z talerzem na kolanach i lampką
wina na oparciu. Przeskakuję po kanałach i co widzę, gdy mijam Eurosport?
Prycham pod nosem.
Andreas siedzi na
belce startowej i czeka na sygnał od trenera. Patrzę w podgląd i widzę, że to
Letnia Grand Prix w Hinterzarten. Gdziekolwiek to jest. Ale to nie ważne. Ważny
jest Andreas. Odpycha się z belki po sygnale. Patrzę na niego stęskniona jego
widoku. Do tej pory unikałam jak mogłam oglądania konkursów. Nie miałam prawa
tego robić. Przecież go zostawiłam jak ostatniego frajera.
Ląduje chyba
daleko, bo radość trenerów i jego sama jest przeogromna. Cieszę się. Bardzo się
cieszę. Mam nadzieję, że wygra. Uśmiecha się i macha do kamery. Chciałabym,
żeby machał do mnie. Ale to nieważne. Po nim skacze jeszcze czterech.
Postanawiam poczekać do końca. Chciałabym zobaczyć jak wygrywa.
Kilka minut
później już wszystko jasne. Miejsce 2, ale dla mnie jak pierwsze. Wstyd mi
trochę, że nadal nic nie wiem o tym sporcie. Cztery lata to szmat czasu, żeby
nadrobić. A przecież w liście obiecałam mu, że zawsze będę trzymać za niego
kciuki. Tyle, że tym listem to on sobie już pewnie dupę podtarł. Albo spalił w
kominku. Taki twój los Tina. Sama tego chciałaś.
Rankiem budzę się
na kanapie w zupełnie innym nastroju. Gotowa i zwarta do działania. Chyba wiem
w końcu czego chcę. I nie koniecznie chodzi o spędzanie wieczorów na kanapie w
tym pięknym mieszkaniu. Wolałabym świeże powietrze na tarasie mojego mieszkania
w centrum Ruhpolding.
Tydzień później
przemierzam trasę od Frankfurtu do Ruhpolding swoim ukochanym Polo. Nie wzięłam
dużo rzeczy. Kto wie czy za tydzień nie ucieknę z płaczem, bo nie daję rady.
Tata powiedział, że mi ufa jak nikomu innemu i że dam sobie świetnie radę.
Akurat!
Parkuję pod
domkiem, na spokojnym osiedlu na uboczu miasteczka. Jak dobrze pooddychać tym
cudownym powietrzem. Uśmiecham się na ciepłe promienie słońca ogrzewające moją
bladą twarz. Oglądam się za siebie i widzę piękny mały domek. Chyba świeżo
oddany. Jest cały mój! Otwieram drzwi i widzę przestronny przedsionek.
Zostawiam tu walizkę i idę dalej. Kuchnia jest otwarta na salon to bardzo mi
się podoba. I jest wysepka! Stół jadalny stoi zaraz przy drzwiach na taras.
Otwieram je i wpuszczam świeże powietrze do środka. Mam stąd piękny widok. W salonie
jest oczywiście kominek i duża kanapa. Kątem oka dostrzegam gabinet i łazienkę.
Czas na piętro! Biegam po okrągłych schodach i widzę trzy pokoje. Wszystkie
trzy to sypialnia plus jedna wielka łazienka, którą zauważyłam dopiero schodząc
na dół.
Kładę się na
kanapie i próbuję się uspokoić. Dom moich marzeń. Jakby tata dokładnie czytał w
moich myślach. Dzwonię do niego i dziękuję za prezent. On oczywiście przypomina
mi, że mam zaraz spotkanie z Hermannem i muszę się przygotować. Szybko zbieram
się i maszeruję do łazienki. Czas na nowy start Tina.
Cornelia
Czasami się
zastanawiam co by było, gdybyśmy nie pojechali do Ruhpolding. Ale tylko
czasami. No bo czy byłabym w tym samym miejscu i czasie gdzie teraz? Czy po
moim domku biegałby w chodziku uroczy Robi w niebieskich śpioszkach? Czy dalej
prasowałabym jego ubranka i czekała na powrót Eliasa? Wiem, że nie. Ale
zupełnie nie rozumiem, czemu ciągle analizuję ten temat. Przecież jestem
szczęśliwa. Mam męża, dziecko, dom, pracę. Jestem kochana i sama kocham. Nie
wiem jak mogłam pomylić miłość z chwilową fascynacją. Zniszczyłam życie tylu
osobom. Przesadziłam. Wiem to i gryzie mnie to już czwarty rok.
Kończę prasowanie
i zanoszę ubranka synka do jego pokoiku. Robi biegnie za mną i wesoło chichocze
przy tym. Mój synek jest mężczyzną mojego życia. Podnoszę go i biorę na ręce.
Daję mu słodkiego buziaka. Uśmiecham się do niego i gilgotam go lekko.
- Co kochanie? Zjemy coś? – czasem mam wrażenie, że mimo iż jeszcze
nie mówi, to rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek. Kiwa swoją drobną główką i
przytula się do mojej szyi. Uczucie jakie towarzyszy mi w tym momencie, jest
nie do opisania. Polecam każdej kobiecie.
Karmię go na
kolanach w salonie. Elias ma wrócić za trzydzieści minut. Wszystko u nas jest
jak zaplanowane. Jakby nasze życie było jednym wielkim schematem. Może i
dobrze? Spontaniczność nigdy mi nie wychodziła. A w sztywno ułożonych regułach
jest mi po prostu wygodnie.
Szybko
pozbierałam się po Andreasie. Nawet nie minął miesiąc, jak już przestałam o nim
myśleć. Za to Tina wyglądała gorzej. Z dnia na dzień mizerniała. Widocznie ona
kochała go naprawdę. Żałuję tego co się stało. Ale nie żałuję rozstania z
Friderickiem. Teraz jestem szczęśliwa. Z nim się dusiłam i tutaj zawsze będę
wdzięczna siostrze. Chciałabym się z nią kiedyś pogodzić, ale nie mam zupełnie
pomysłu jak naprawić mój błąd. Rozmawiałam z tatą. Ona nigdy nie miała do mnie
pretensji. To ja zawiniłam. Nie można nikogo zmusić do miłości. Tym bardziej
przewidzieć kogo pokochamy.
- Jestem – z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk głosu mojego męża.
Podchodzi do nas i całuje mnie czule. Potem daje całusa w czoło naszemu
synkowi. – Jak wam minął dzień?
- Spokojnie. Robi będzie chyba biegaczem, bo nie mogę za nim nadarzyć.
- Dobrze! Musi się ruszać! Zrobimy z niego sportowca – kocham jego
uśmiech. – Karm go spokojnie, a ja podgrzeję obiad – kocham go za wszystko.
Wieczorem, zaraz
po kąpieli, idę do pokoiku synka i sprawdzam czy śpi. Przykrywam go delikatnie
kołderką i idę do swojej sypialni. Elias czyta jakieś zestawienie. Gdy mnie
widzi od razu się rozpromienia i odkłada kartki na stolik nocny. Kładę się obok
niego i przytulam do jego klatki piersiowej.
- Co kochanie? – całuje moje czoło.
- Myślałam o mojej siostrze dzisiaj…
- Chciałabyś jechać do Frankfurtu?
- Nie wiem czy mam po co… - wzdycham.
- Jestem pewien, że nie żywi już do Ciebie urazy.
- Ale ja jej wbiłam nóż w plecy! Powinnam jej wysłuchać, wesprzeć…
- Nie myśl o tym teraz.
- Pojedziemy tam?
- W przyszłym tygodniu zapytam o wolne i pojedziemy. Robi powinien
poznać w końcu dziadka i ciocię.
- I wujka! Nie pamiętam nawet jak Oli wygląda…
- Pojedziemy – całuje moje czoło ponownie i teraz już wiem, że
wszystko będzie dobrze.
Andreas
Wychodzę umęczony
z siłowni. Mam ochotę wskoczyć do basenu i siedzieć tam przez resztę dnia.
Wsiadam do swojego Audi i jadę do mieszkania w Ruhpolding. Od roku mieszkam tam
z Leną. Oświadczyłem się jej wieki temu, ale szczerze? Nie mam ochoty się
żenić. Jest dobrze tak jak jest.
Parkuję pod
blokiem i idę na górę. Wiem, że jej nie ma, bo pracuje do wieczora w klubie
fitness. Od razu ładuję się do łazienki. Brałem prysznic na siłowni, ale to nie
to samo co własny, komfortowy.
Ubrany w świeże
ciuszki idę do kuchni. W lodówce jest oczywiście obiad. Wszystko jest oczywiste
z nią. Jakbym wszystko miał zaplanowane. Nie znoszę tego. Nie znoszę mojego
życia ostatnio. Wczoraj minęły cztery lata, kiedy wyjechała. I od tej pory
nawet nie zadzwoniła. Gdyby nie ojciec, to nic bym o niej nie wiedział. Jestem
na siebie wściekły. Nie powinienem się w niej zakochać. Słyszę dźwięk
przychodzącego smsa.
Thomas:
Za godzinę na skoczni.
Byłeś na siłowni?
Pod koniec sezonu
doznałem kontuzji kolana. Operacja, rehabilitacja, zabiegi… Wszystko od nowa.
Lena chciała mnie zagłaskać w domu. Chcę już wrócić do skakania, bo nie mogę z
nią wytrzymać tyle czasu. Rozumiem, czemu skoczkowie czekają z decyzją o ślubie
do zakończenia kariery. Przecież nigdy nie wiesz, czy kiedy będziesz widywał
swoją kobietę częściej niż 3 dni w tygodniu, to będzie wam się układać
podobnie.
Ja:
Tak. Wszystko w porządku. Zero
bólu. Będę wcześniej.
Mój trener też
chce mojego powrotu do formy. Jem szybko i pakuję się. Chwilę później jestem w
drodze na skocznię. Tam witam się z Thomasem i wjeżdżam wyciągiem na górę.
Przygotowuję sprzęt. Korzystamy z dobrej widoczności, z okazji lata.
Zasiadam na
belce. Pierwszy skok od marca. Czuję ulgę. Wiem, że wszystko jest na dobrej
drodze do powrotu do tego co kocham. Thomas daje mi sygnał i po chwili sunę w
dół. Nie wiem co się dzieje dalej. Sama świadomość, że wylądowałem bez
przeszkód i bez kontuzji, sprawia, że prawie podskakuję. Ściągam narty i
podchodzę do krótkofalówki, która leży z boku skoczni.
- Jak?
- Lepiej niż się spodziewałem. Jeszcze ze trzy razy i na dzisiaj
koniec.
- Mógłbym skakać do wieczora – cieszę się jak małe dziecko.
- Pomału! Nie bądź narwany – słyszę jak się zanosi śmiechem. –
Wjeżdżaj na górę.
Po czwartym
skoku, zaczynam lekko mieć dość. Chyba miał rację. Nic na siłę. Odpinam narty i
podchodzę do swoich rzeczy. Dobrze, że nikt się tutaj nie kręci. Przebieram się
w cywilne ciuchy i czekam, aż Thomas pojawi się z uwagami. Sprawdzam swój
telefon. Oczywiście Lena dzwoniła trzy razy. Wróciła z pracy i pewnie martwi
się, że mnie nie ma. Nie oddzwaniam. Nie mam ochoty. Piszę szybkiego smsa
„skocznia”. Mam nadzieję, że da mi spokój.
- Coś taki zmarnowany? – siada obok. Kiwam przecząco głową. Pokazuje
mi na komputerze filmy z moich skoków. Przy okazji zatrzymuje i analizuje
poszczególne fragmenty. Wiem przynajmniej na czym mam się jutro skupić. – Do
jutra. Widzimy się o 11 – ściskam jego dłoń. Zanoszę rzeczy do samochodu i mam
już jechać, gdy widzę jak ktoś idzie w stronę skoczni. Wiem, że każdy ma prawo
tam przyjść, ale wewnętrznie mnie kusi, żeby iść za tamtą osobą.
Podchodzę do
wyciągu i widzę, że kobieta, bo mniemam, że to kobieta skoro ma długie włosy,
jest już w połowie skoczni. Wyciąg nie działa, bo Thomas go wyłączył. Skąd ona
zna tą drogę? I wtedy zamieram. Wariujesz Wellinger! To nie może być ona!
Czekam aż będzie dostatecznie daleko by mnie nie widzieć. Wręcz wbiegam na
górę. Idę w to samo miejsce co wtedy i widzę, że siedzi na schodkach i podziwia
zachód słońca. Wróciła.
Podchodzę
najciszej jak potrafię. Nie słyszy mnie. I dobrze. Mogę się jej przyjrzeć.
Jeszcze bardziej wypiękniała. Włosy sięgają jej teraz do połowy pleców i mają
piękny brązowy kolor. Rysy twarzy wyostrzyły się i schudła. Nie wiem po co.
Przecież zawsze miała idealną figurę. Kucam cicho schodek wyżej. Próbuję
powstrzymać chichot, który mimowolnie chce opuścić moje usta.
- Cześć – mówię chicho, ale ona i tak wzdryga się i o mało nie spada.
Chwytam jej ramię. Spogląda na mnie zaskoczona.
- Andi! – znowu widzę te jej piękne oczy. Uśmiecham się tak szeroko,
że zaczyna mi drętwieć twarz.
- Wiedziałem, że to Ty. Wszędzie bym Cię poznał – podnoszę się i
pomagam jej wstać. Po chwili ląduje w moich ramionach i tulę ją do siebie z
całej siły. Cała wściekłość odchodzi w niepamięć, kiedy znowu mam ją przy
sobie.
- Tęskniłam za Tobą – szepcze. Gdybyś wiedziała jak bardzo ja
tęskniłem. Odsuwam się lekko, by móc dotknąć dłonią jej policzka. Przeczesuję
go kciukiem i rozpływam się nad miękkością jej skóry. Doskonale pamiętam ten
dotyk.
- Co tu robisz? – pytam nie odrywając od niej wzroku.
- Tata poprosił bym zajęła się prowadzeniem tutejszej filii.
- Przeprowadzasz się do Ruhpolding? – wspaniała wiadomość!
- Chyba zawsze czułam się tu jak w domu. Decyzja była łatwa. Pytanie
czy dam sobie radę…
- Oczywiście, że tak! – ciągle w siebie nie wierzy. Słyszę dźwięk
mojego telefonu. Spoglądam na wyświetlacz i przeklinam w duchu osobę, która mi
przerywa spotkanie z Tiną. Oczywiście, że to Lena. Ignoruję połączenie.
- Nie odbierasz? – pyta zaskoczona.
- Zajęty jestem – jestem frajerem skończonym. Nie mogę jej dłużej oszukiwać Leny.
Przecież jedyna kobieta którą kiedykolwiek kochałem stoi przede mną. I zrobię
wszystko, żeby do mnie wróciła.
- Zapraszam na kawę – mówi w końcu. Ciekawi mnie, czy ona też myśli o
tym co ja. Spytam ją. Nie teraz. Niedługo. Przecież mamy czas. Teraz, gdy w
końcu się odzyskaliśmy to nie ma się co spieszyć.
Dociera do mnie
symbolika tego miejsca. Tutaj się wszystko zaczęło. Tutaj poczułem po raz
pierwszy coś więcej. I wracamy do punktu wyjścia. Skoro znowu tu jesteśmy i
zaczynamy od nowa, to chyba najwyższy czas wykorzystać szansę jaką dostaliśmy.
Podaję jej swoją dłoń, a ona dopiero po chwili ją łapie. Jakby czekała na
pozwolenie. Zacieśniam uścisk i schodzimy w stronę parkingu. Otwieram jej
drzwi od strony pasażera i po chwili już siedzę za kółkiem. Spoglądam na nią i
mimowolnie, podobnie jak ona, się uśmiecham. Teraz już wszystko zależy tylko od
nas.
KONIEC
****
Cześć :D
Witajcie w epilogu tej historii. Mam nadzieję, że Święta były udane :D
Chciałabym podziękować Wam wszystkim <3 Jesteście najukochańsze
ever! Jestem wdzięczna za wszystkie komentarze, wyświetlenia. Nie spodziewałam
się tak ciepłego odbioru tego opowiadania, a jednak :D
Dziękuję <3 :*
Wiecie co? To chyba jedyne opowiadanie do tej pory, z którego jestem
zadowolona. Poprowadziłam bohaterów dokładnie tak jak chciałam i historia wiele
nie odbiega od pierwotnego założenia. Polubiłam ich. I będę za nimi tęsknić.
Przez chwilę zastanawiałam się czy w wakacje nie napisać drugiej
części. Opisać dalszych losów Tiny, Andreasa i Cornelii, ale chyba nie ma sensu
rozgrzebywać zakończonych historii. Ale kto tam wie co mi wpadnie do głowy :D
Oczywiście już walczę ze sobą nad napisaniem nowej historii o
Andreasie… Pomysł urodził się w piątek i udało mi się go zapisać. Kto wie.
Pewnie kiedyś go wykorzystam.
Oczywiście zapraszam na nowe opowiadanie o Tande. Rozdział pojawi się
najprawdopodobniej w weekend i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :D
What didn't kill us made us stronger
What didn't kill us made us stronger
Do zobaczenia w aktualnej historii.
Buziaki :*