Tina
Ruhpolding.
Dziura zabita dechami. W dodatku dostaję lekkiej klaustrofobii. Gdzie się nie
obejrzę, tam z każdej strony góry… Siedzę rozwalona jak krowa do dojenia na
sofie w recepcji i strzelam palcami z nerwów. Matka i ojciec rozmawiają z
dyrektorem pensjonatu, w którym się mamy zatrzymać. To jacyś dobrzy znajomi.
Nie wiem skąd. Oni poznają w ciągu roku miliardy ludzi i gdybym chciała
wszystkich zapamiętać, to nigdy by mi się nie udało.
Corni bawi się z
Olim w jakieś zgadywanki. Uśmiecham się do nich i znowu wracam do strzelania
palcami. Widzę ten potępiający wzrok mamy. Coś się we mnie budzi takiego
beznadziejnie… No wredna się robię! Jakbym jeszcze bardziej chciała ją
podkurwić. Skoro ona nie ma do mnie szacunku, co czemu ja mam mieć? Zawsze
bardziej zajmowała się Corni i jej idealnym wychowaniem. Była po prostu bliższa
jej samej. A ja wrodziłam się w ojca. Albo raczej w ojca za młodu. Bo teraz
jest totalnie pod butem matki. Kocham brak ograniczeń. I wiem, że on też. I
gdyby mógł to też wyrwałby się z jarzma obowiązków i spotkań biznesowych i
wyjechał nad jakieś jezioro i połowił sobie w spokoju rybki.
- Zbieramy się dzieci – słyszę skrzek mamy. Serio, nie ma w okolicy
apteki? Taka zaradna kobieta, a nie umie sobie poradzić z bólem gardła.
Wstaję i biorę
swoją walizkę oraz walizkę Oliego i idziemy schodami na pierwsze piętro. Tata
otwiera magnetycznym kluczem drzwi na
końcu korytarza i przechodzimy do tej ekskluzywnej części hotelu. Dostaję klucz
do swojego królestwa, pod numerem 13. Uśmiecham się do siebie. Mój ulubiony
numer. Oli idzie z rodzicami do pokoju nr 8. Tam będzie miał swój osobny
pokoik, a Corni dostaje 14. Czyli każdy zadowolony. Kiwam im głową,
niespecjalnie słuchając kolejnych wywodów mamy i wchodzę do środka.
Pokój jest mniej
więcej tego rozmiaru co ten mój we Frankfurcie. Choć może odrobinę mniejszy.
Wszystkie ściany w drewnie, po lewej stronie ogromne dwuosobowe łóżko, po
drugiej stolik i wygodna narożna kanapa. W wazonie są świeże tulipany.
Zostawiam walizkę na środku. Zaglądam do łazienki, której drzwi znajdują się po
prawej stronie, zaraz obok kanapy. Spoko. Prysznic. Nienawidzę wanien. Wracam
do pokoju i otwieram drzwi balkonowe. Musze przyznać, że mam fajny widok. Hotel
leży na lekkim wzniesieniu, więc widzę więcej. Opieram się o barierkę i
spoglądam w dół. Mają pięknie zadbany ogród. Gdyby mama tak dbała o nasz…
Słyszę pukanie do drzwi. Podchodzę i otwieram je.
- Chodź coś zjeść – Corni uśmiecha się radośnie. Pcham walizkę w
stronę szafy, którą zauważyłam kątem oka przed chwilą i wychodzę.
Przy stole w
jadalni, czekając na jedzenie, sprawdzam Facebooka. Mama już zdążyła dodać
post, że spędzamy tutaj wakacje, że jest podekscytowana (ciekawe czym) i nas
oznaczyć. Prycham na to, czym sprowadzam na siebie uwagę zebranych. Corni
chociaż sprawdza pod stołem, a nie na widoku tak jak ja.
Wiedeński
sznycel, frytki i kufel piwa. Chyba jestem w domu! Przepyszny obiad ląduje
przede mną. Muszę przyznać, że lepszego jedzenia nie widziałam i nie jadłam.
Romina pewnie by mnie za to zabiła, ale nic na to nie poradzę.
Po obiedzie
wracam do pokoju. Mama mówi, że mamy odpocząć, bo jutro czeka nas przyjęcie,
podczas którego ojciec ogłosi nowego wspólnika. Tutaj w Ruhpolding. Rozpakowuję
się i po wszystkim kładę na łoże. Sprawdzam Facebooka, Instagrama, Snapchata,
wiadomości, pocztę i przeglądam nawet serwisy plotkarskie. Po godzinie mam
dość. Zegarek na ścianie informuje mnie, że jest kilka minut do osiemnastej.
Nie myślę wiele. Ubiera się w krótką spódniczkę z czarnego opinającego
materiału, biały T-shirt i na to zakładam czarną skórzaną kurtkę. Na nogach
lądują białe trampki. Włosy w kok, makijaż poprawiony, torebka spakowana. Można
iść w miasto. Jako, że nie ma co się afiszować, nie wychodzę na korytarz.
Wychodzę oknem. Mam to przecież opanowane do perfekcji.
Cicho udaje mi
się zejść po balkonie i kratce, po której pnie się winogron. Poprawiam spódnicę
i po cichu staram się obejść pensjonat. Mijając wejście główne zaczynam biec i
dopiero przestaję, gdy skręcam do następnej ulicy. Nie wiem gdzie jestem, nie
wiem gdzie iść, nie wiem co dalej. Czyli norma. Wklepuję Ruhpolding w Google
Maps. Szukam na mapie jakiegoś klubu i gdy dostrzegam jakiś w pobliżu, od razu
się tam wybieram. Trzeba się zapoznać z okoliczną ludnością. Żeby zostawić po
sobie dobre wrażenie. Idę tak kilka dobrych minut i oczy mi się otwierają jak
pięciozłotówki, gdy jestem na miejscu. Tak, zdecydowanie fajne miejsce. Płacę
za wejściówkę i idę dalej.
Siadam przy barze
i zamawiam piwo. Nienawidzę drinków. Od razu rzygi podchodzą mi do gardła.
Wódka to zło. Barman jest dość sympatyczny i przystojny i widzę, że będzie
chciał rozwinąć trochę kontakt. Uśmiecham się zalotnie. Przecież potrafię to
robić. Potrafię uwodzić i mieszać. Tylko do tego się nadaję.
Po zamówieniu
trzeciego piwa, coraz chętniej rozglądam się po klubie. Jest kilku
przystojniaków, których chciałabym lepiej poznać, ale większość jest z
towarzystwem. Trzeba poczekać na lepszy moment. Nie, że mnie tu nikt nie
podrywa. Paru się dosiadło i próbowało zaproponować drinka, ale większość to
zdesperowani abstynenci seksualni. I to raczej z musu niż z własnej woli.
Około 23 robi się
całkiem nudno. Rozmawiałam z kilkoma frajerami, ale jedyne na co miałam ochotę
to ziewanie i sen. Sama. Ale wzięłam numery telefonów. Może się przydadzą.
Płacę za alkohol i chcę się ulotnić z zatłoczonego i zadymionego miejsca. Nie
wrócę tu. Poszukam czegoś lepszego. Przeciskam się przez wirujący w tańcu tłum,
gdy nagle czuję ból i pieczenie. Po chwili dopiero dociera do mnie huk
rozbijanego szkła. Spoglądam na swoją rękę. Jakaś pierdolnięta wariatka
rozwaliła mi butelką ramię. Patrzę na nią i odpycham ją z całej siły. Ląduje na
środku parkietu. Jest zupełnie pijana. Mam ochotę ją pobić, ale chyba nie chcę
robić sobie renomy bokserki. Już menelka i zakała rodziny mi wystarczy. Jakiś
kolo podaje mi wodę utlenioną, gazę i bandaż. Prowadzi mnie na zaplecze.
Polewam sobie ranę płynem i po chwili tego żałuję. Boli jak cholera, ale muszę
to zdezynfekować. Przykładam gazę i owijam bandażem. Jutro muszę iść do
lekarza. Dziękuję facetowi i wychodzę z klubu. Wracam jakoś do pensjonatu i
żałuję wyjścia dopiero przy balkonie. Muszę się jakoś wspiąć na górę, a to
totalnie niemożliwe z tym gównem na ręce. Zaciskam zęby na dolnej wardze i
wdrapuję się wyżej. Piecze. To nie jest ból. To jest jakaś masakra. Wchodzę
wyżej i oddycham z ulgą dopiero, gdy wchodzę do pokoju. Zapalam światło i od
razu wędruję pod prysznic. Mam nadzieję, że jakoś wytrwam do rana. Alkohol
jeszcze trochę trzyma, więc liczę, że zasnę zanim przestanie. Po chwili kładę
się i zasypiam…
~
Cornelia
Słyszałam huk z
pokoju obok. Wiem, że Tina znowu to zrobiła i wyszła na imprezę. Ja nie wiem
jak ona potrafi w obcym mieście, wyjść w środku nocy na imprezę, upić się i
wrócić całkiem w porządku do hotelu. Nie wstaję. Wiem, że doskonale da sobie radę.
Na szczęście rodzice mają pokój trochę dalej, więc nie słyszeli jak przeklina
pod nosem, gdy potyka się o stolik i tłucze wazon. Nigdy nie zrozumiem,
dlaczego jesteśmy tak różne. Przecież z jednego ojca i matki, prawie identyczne
z wyglądu, a jednak zupełnie inne charaktery. Ja wiem, że ona cierpi z powodu
tego, jak traktuje ją mama. Nie jest sprawiedliwa wobec nas. Wyładowuje na nas
swoje chore ambicje z młodości, których nie spełniła, bo wcześnie zaszła w
ciążę. Wiem, że tata nie jest naszym biologicznym ojcem. Że wziął pannę z
dzieckiem, bo ją zwyczajnie kochał. Tina nie ma o tym pojęcia, bo jej
zwyczajnie o tym nie powiedziałam. Podsłyszałam rok temu rozmowę rodziców. W
sumie to kłótnię. Nie chcę wiedzieć co by było, gdyby tata się nami nie zajął. Nie
chcę.
Dalej nie mogę
zasnąć, bo Tina jest wyjątkowo mało zainteresowana, że ktoś może chcieć spać.
Przewracam oczami i postanawiam iść do jej pokoju. Ubieram szlafrok i puchate
papucie. Pukam charakterystycznie, żeby wiedziała, że to ja, a nie jakaś rewizja.
- Stało się coś? – otwiera mi zmieszana. Nie chce mnie wpuścić, a to
kompletnie mi już pachnie kłamstwem.
- Przecież wiem, że coś wykombinowałaś – tryb starszej siostry się
załączył. Niechętnie wpuszcza mnie do środka. Widzę kilka kropel krwi i rozwinięty
zakrwawiony bandaż na sofie. – Co ci się stało? – piszczę niemiłosiernie i
spoglądam na siostrę. W momencie dostrzegam rozwalone ramię. - Kto ci to zrobił?
- Nieważne. Z resztą sama nie wiem. Mam szkło w środku i próbowałam
wyjąć, bo mało co, a wyłabym z bólu jak popierdolona – naprawdę ją boli, bo
syczy przez zęby i przeklina bardziej niż zwykle.
- Musimy jechać do szpitala! – wpadam w jakąś nieopisaną panikę.
- Jak chcesz to zrobić? Po drugie piłam i nawet leków nie dostane
przeciwbólowych – łapię się za głowę. Tina! Czemu ty musisz zawsze coś
wykombinować?
- Nie interesuje mnie to. Nie pozwolę ci się wykrwawić – wybiegam z
pokoju i poszukuję jakiejś apteczki na korytarzu. Znajduję jedną i od razu
owijam jej rękę. – Ubieraj się – warczę na nią. Czemu ona musi być taka
nieodpowiedzialna?
Wychodzimy przez
okno. To był jej pomysł, ale na lepszy nie wpadłam. Wiem, że cholernie ją boli.
Jest twarda, ale ileż można?! Jedyny szpital w miasteczku jest oddalony spory
kawałek stąd. Oczywiście idziemy pieszo. Wchodzimy na izbę przyjęć i od razu
biegnę po pielęgniarkę. Ta zabiera w momencie Tinę i znikają za drzwiami.
Siadam na korytarzu. Nie boję się krwi. Przecież chciałam iść na medycynę.
Chodzi o to, że… Jestem na nią wściekła. Na kłopoty zawsze Corni. Zawsze.
Jakbym zastępowała jej matkę. Prostuję się. Mam taki chory nawyk z dzieciństwa.
- Można panią prosić? – pielęgniarka woła mnie do sali. Wstaję
przerażona i wchodzę za nią. Lekarz ogląda prześwietlenie Tiny i zaraz weźmie
się za wyciąganie szkła z ręki. Nie wygląda to dobrze. Skrzywiam się
mimowolnie. – Musimy wypełnić trochę papierkowej roboty, a pani siostra nie
jest w stanie się skupić – kiwam głową. Nie patrzę więcej na siostrę.
Najchętniej bym usiadała zamiast niej i pozwoliła sobie wyciągać do z ręki.
Kilkanaście minut
później lekarz kończy i pielęgniarka owija ramię Tiny. Jest wykończona. Widzę
to po niej. Dziękuje lekarzowi i pielęgniarce i wychodzi z sali. Widzę, że musi
odetchnąć. A ja dalej tonę w papierkach. Kto by pomyślał, że ubezpieczenie nie
jest ważne od tygodnia. Myślałam, że mama się tym zajęła. Muszę coś wymyślić,
zanim się dowie i do reszty zacznie się mścić na Tinie.
Andreas
To był najgłupszy
pomysł Jakoba. Nigdy więcej nie pójdę z nim na imprezę! Wstydu mi narobił przy
tylu fajnych dziewczynach… Jeszcze muszę prowadzić gamonia przez pół miasta,
nawalonego jak świnia, na płukanie żołądka. Mówiłem mu, żeby tego nie pił. To
nie! Chojrak! A teraz to ja najbardziej na tym cierpię. Imprezy w Ruhpolding go
najgłupsze pomysły. Nigdy więcej!
Prowadzę tego
kretyna do okienka na izbie przyjęć. Każą mi zaczekać, bo wyciągają szkło z
ręki innej imprezowiczce. Super! Nie tylko Werner się napierdolił. Wywracam
oczami. Chcę już jechać do domu. Do mojego cieplutkiego łóżeczka. I spać..
Długo!
- Pan Werner – słyszę miły głos pielęgniarki. Prowadzę go pod drzwi i
dalej twierdzi, że pójdzie sam. W drzwiach mija mnie drobna szatynka, z
owiniętym ramieniem. Nie patrzy na mnie, tylko idzie przed siebie. Drzwi się
zamykają, a tamta siada na jednym z kilku wolnych krzeseł. Postanawiam także
usiąść. Pewnie trochę potrwa zanim go postawią na nogi.
Siadam na drugim
końcu poczekalni i obserwuję dziewczynę. Chyba wyczuwa mój wzrok, bo słyszę jak
wzdycha ciężko. Otwiera jedno oko i patrzy na mnie.
- Nie masz lepszych zajęć po nocach, tylko oglądanie nawalonej,
posranej z bólu dziewuchy? – uśmiecham się pod nosem. Zadziorna.
- Nie. Mój nawalony jak świnia kumpel jest na płukaniu żołądka i
chcąc, czy nie chcąc muszę na niego czekać – wiem, że gówno ją to obchodzi. Ale
jakoś mi to zwisa. Zamyka oczy i bierze głęboki wdech. Wstaje i podchodzi.
Siada obok i podaje mi dłoń.
- Tina – nie uśmiecha się, nie patrzy na mnie, tylko podaje dłoń i
mówi. Chyba serio ją boli.
- Andreas – chwytam ją i lekko potrząsam. – Może powiem, to dadzą ci
jakieś środki przeciwbólowe?
- Boli cię coś? Przeciwbólowe i alkohol? Równie dobrze, mogłabym sobie
ścielać łóżko na OIOMie – prycha.
- Na kogo czekasz?
- Siostra uzupełnia papierki. Matka frajerka zapomniała nas
ubezpieczyć. Chyba tak bardzo się podjarała przyjazdem tutaj.
- Jesteście na wakacjach?
- Coś w tym rodzaju – nie mówi mi wszystkiego. – Czym się zajmujesz? –
pyta. Więc istnieje ktoś w tym kraju, kto nie wie kim jestem! Uśmiecham się
szeroko. Już ją lubię.
- Jestem… Właściwie to poszukuję inspiracji do studiów – nie będę się
przyznawał. Po co jej to? I ja trochę się uwolnię od łatki TEGO Andreasa
Wellingera.
- To tak jak ja. Tyle, że ja nie poszukuję – serio jest niesamowita.
Drzwi się otwierają i spoglądam, czy to aby nie przypadkiem Jakob, ale nie. To
piękna blondynka, w mega obcisłych jeansach i wyciągniętym rozpinanym swetrze.
Identyczna jak Tina. Bliźniaczki!
- Możemy iść. Wszystko załatwione – podchodzi do nas, a ja ledwo łapię
oddech. Tina to zauważa.
- Poznaj Andreasa – mówi szybko. – Moja siostra Cornelia. Tak
bliźniaczka – dodaje, widząc moją minę. Ale zupełnie nie zgaduje, czemu jestem
tak… Zaskoczony? Nie… Oczarowany. Piękną panną Cornelią.
- Miło mi – ściskam jej dłoń. Ma piękną gładką skórę, której aż chce
się dotykać. O matko!
- Lecimy. Niedługo świta, a matka mnie zabije, że cię wyciągnęłam z
hotelu w nocy.
- Miło mi było poznać – mówię w stronę obu. Tina uśmiecha się lekko,
za to Cornelia kompletnie mnie ignoruje. Co ja takiego zrobiłem?!
Tina
Moja siostra jest
idiotką. Przecież ten koleś był przystojny! Zaraz, jak on miał na imię? Adrian?
Coś na A. Nieważne z resztą! Moja siostrzyczka i tak woli tego swojego amancika
z Frankfurtu. Pan biznesmen… Fuj! On jest okropny i obrzydliwy. Ma dużo kasy.
Naprawdę dużo. Nawet tyle na oczy nie widziałam, choć nasza rodzina do biednych
nie należy. Typowy jedynaczek. Friderick Toller. Okropny kutasiarz. Nie pałamy
do siebie miłością. Corni jakoś to akceptuje. Jakoś. Nie rozumiem jej. Przecież
on z nią jest, po to żeby kogoś miał. Nasi ojcowie się przyjaźnią. Prowadzą
razem firmę. To Toller miał otwierać z nami filię tutaj, ale coś mu wypadło… Ta,
chyba on z rytmu… Tata znalazł tutaj jakiegoś dzianego gościa i tak oto
wylądowaliśmy na tym zadupiu. Swoją drogą, skoro taka akcja na sam początek
wyjazdu to co będzie dalej?
Leżę w łóżeczku i
patrzę w sufit. Myślę o tym kolesiu z szpitala. I o tym jak patrzył na Corni.
Gdyby ich tak może zeswatać? Przecież to nie głupi pomysł. Przystojny, chyba
nawet ma jakąś pozycję społeczną, więc matka by się nie przypierdzielała,
szczupły, wysoki… Idealny dla Corni! Ale nieee! Panna Cornelia woli swojego
zarozumiałego Fridericzka. Mimo wszystko ogromnie mnie kusi, żeby ją zapoznać
bliżej z panem szczupłym i wysokim. Ale gdzie ja do cholery go znajdę? Przecież
nie wiem jak się nazywa, co robi, gdzie mieszka? Nieee. Zdecydowanie będę
musiała się zagłębić w jego temat.
Patrzę na
owinięte ramię. Boli. Boli jak cholera. I jak ja dzisiaj się zaprezentuję na
tym obiedzie? Mają przyjść nowi inwestorzy. Małżeństwo i ich dzieci… Już się
cieszę na ten moment. Rozhisteryzowane rozpieszczone bachory, biegających bez
celu po całym hotelu i ja z Corni jako niańki. Plus Oli do kompletu. Nie mogło
to małżeństwo przyjść same? Nie wiem. Nie rozumiem. Czuję jak oczy mi się
kleją. Jest 5:34. Czas spać.
***
Jest jedyneczka :) Mam nadzieję, że się spodoba :)
Miała być radość, że nie trafimy na Francję, a jednak Francja. Ale damy radę!
Szkoda, że ten TCS tak szybko minął. Fajnie było :D A tu trzeba wracać do rzeczywistości (padaczka coraz większa :P )
Do następnego :D
I tą rodziną będą państwo Wellinger (Ew. Werner) a te dzieciaki to albo Welli+siostry lub Jakob. Tak podejrzewam xD Te wakacje na 100% będą niezapomniane! I wiążące z przyszłością ;) Ja się solidaryzuję z Tiną i z samych opowieści wiem, że nie polubię pana Tollera. Nie i kropka! Czekam na nexta ;*
OdpowiedzUsuńA może w ogóle ktoś inny? :P Jak się ogarnę, to napiszę nowość, ale na razie ciężko, oj ciężko... Next za jakieś dwa tygodnie? :P
UsuńPozdrawiam również :*
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńTina najlepsza.
Co tam ze nie znam miasta lepiej iść się zabawić.
Super ciekawa postać.
Szkoda że żyje w kłamstwie i Nie wie że jej ojciec Nie jest jej biologinym ojcem.
Ciekawe czy się kiedyś dowie.
Współczuję jej takiej matki.
Nie mam pojęcia jak rozwinie się wątek Wellingera.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Witam :D
UsuńChyba też polubiłam Tinę :P Długo się do niej przekonywałam xD
Wątek Andisia będzie ciekawy, bo sam pan Wellinger jest ciekawy :P
Pozdrawiam również :*
Cześć, zapowiada się niesamowicie! :) A tu jeszcze główny bohater to Welli, do tego kłamstwo, zapowiada się niesamowicie! Życzę weny i zapraszam do mnie;) http://zranioneskrzydla.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHej :D
UsuńDzięki :D
Andiś to przebrzydły kłamczuszek :P
(Nie)dziękuję :D
Zajrzę na pewno :D
Pozdrawiam :D
O dzięki Bogu, że ktoś wymyśla spis opowiadań, bo za Chiny Ludowe bym tutaj nie trafiła!
OdpowiedzUsuńCo ja Ci mogę powiedzieć? Od pierwszego zdania zdążyłam się zakochać, a humor poprawił mi się w sekundę :D Strasznie, ale to strasznie podoba mi się charakter Tiny. Zadziorna, chamski żart, po prostu uwielbiam! :D
Natomiast Andi.. nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie zrodziła mi się myśl, że będzie go ciągnęło i do Tiny, i do jej siostry ^^
Czekam na więcej oraz zapraszam do siebie, jeśli znajdziesz chwilkę; http://elsker-meg.blogspot.com/ ;*
Powinnam się lepiej oznaczać? :P Jakoś nie umiem się reklamować po innych blogach xD Nie wiem czemu nie potrafię się przełamać, choć czytam sporo ;P
UsuńDziękuję bardzo :* Jej jak się ciesze, że komuś się podoba! :D
A co do Andisia, to zobaczymy :P (ja wiem co mu w głowie świta oczywiście)
Oczywiście zajrzę jak się odrobię :D
Pozdrawiam :*
No ciekawie się zapowiada :p
OdpowiedzUsuńCzytałam twoje wcześniejsze opowiadanie i było świetne także czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Zapraszam też do siebie ;)
milosciniemaucieczki.blogspot.com/
Dziękuję :D Chętnie zajrzę :D
UsuńRozdzialik dzisiaj :D
Pozdrawiam :D
Przeczytałam rozdział, przeczytałam też komentarze i w sumie to nie zamierzałam komentować tutaj, tylko zrobić to pod najnowszym rozdziałem, jak już przeczytam wszystko, ale... O Boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie znalazłam kogoś, kto też mówi na Wellingera Andiś XDDD Do tej pory obawiałam się, że jestem jedyna, ale przywróciłaś mi wiarę w ludzi <3 Przepraszam za głupi komentarz, ale druga w nocy to chyba jednak za późno dla mnie, żeby pisać mądrze. Obiecuję, że wrócę później o jakiejś rozsądnej godzinie z sensownym komentarzem ;* XD
OdpowiedzUsuńHahaha! :D Jeju, uwielbiam Twój komentarz! :D
UsuńDziękuję :* :D Poprawiłaś mi humor, bo po skoku Andisia z dzisiejszych kwalifikacji to mam ochotę się rozpłakać :P Beznadziejny dzień mam jakoś od rana :P
Tak mówię na niego Andiś. Tylko tak mi pasuje, choć chłop ma 20 lat, prawie 21, to jakoś tak na wieki Andisiem zostanie :P
I wcale to nie jest głupi komentarz :D
Zapraszam później :D
Pozdrawiam :D