9 sty 2016

Ruhpolding

Tina

                Ruhpolding. Dziura zabita dechami. W dodatku dostaję lekkiej klaustrofobii. Gdzie się nie obejrzę, tam z każdej strony góry… Siedzę rozwalona jak krowa do dojenia na sofie w recepcji i strzelam palcami z nerwów. Matka i ojciec rozmawiają z dyrektorem pensjonatu, w którym się mamy zatrzymać. To jacyś dobrzy znajomi. Nie wiem skąd. Oni poznają w ciągu roku miliardy ludzi i gdybym chciała wszystkich zapamiętać, to nigdy by mi się nie udało.
                Corni bawi się z Olim w jakieś zgadywanki. Uśmiecham się do nich i znowu wracam do strzelania palcami. Widzę ten potępiający wzrok mamy. Coś się we mnie budzi takiego beznadziejnie… No wredna się robię! Jakbym jeszcze bardziej chciała ją podkurwić. Skoro ona nie ma do mnie szacunku, co czemu ja mam mieć? Zawsze bardziej zajmowała się Corni i jej idealnym wychowaniem. Była po prostu bliższa jej samej. A ja wrodziłam się w ojca. Albo raczej w ojca za młodu. Bo teraz jest totalnie pod butem matki. Kocham brak ograniczeń. I wiem, że on też. I gdyby mógł to też wyrwałby się z jarzma obowiązków i spotkań biznesowych i wyjechał nad jakieś jezioro i połowił sobie w spokoju rybki.
- Zbieramy się dzieci – słyszę skrzek mamy. Serio, nie ma w okolicy apteki? Taka zaradna kobieta, a nie umie sobie poradzić z bólem gardła.
                Wstaję i biorę swoją walizkę oraz walizkę Oliego i idziemy schodami na pierwsze piętro. Tata otwiera  magnetycznym kluczem drzwi na końcu korytarza i przechodzimy do tej ekskluzywnej części hotelu. Dostaję klucz do swojego królestwa, pod numerem 13. Uśmiecham się do siebie. Mój ulubiony numer. Oli idzie z rodzicami do pokoju nr 8. Tam będzie miał swój osobny pokoik, a Corni dostaje 14. Czyli każdy zadowolony. Kiwam im głową, niespecjalnie słuchając kolejnych wywodów mamy i wchodzę do środka.
                Pokój jest mniej więcej tego rozmiaru co ten mój we Frankfurcie. Choć może odrobinę mniejszy. Wszystkie ściany w drewnie, po lewej stronie ogromne dwuosobowe łóżko, po drugiej stolik i wygodna narożna kanapa. W wazonie są świeże tulipany. Zostawiam walizkę na środku. Zaglądam do łazienki, której drzwi znajdują się po prawej stronie, zaraz obok kanapy. Spoko. Prysznic. Nienawidzę wanien. Wracam do pokoju i otwieram drzwi balkonowe. Musze przyznać, że mam fajny widok. Hotel leży na lekkim wzniesieniu, więc widzę więcej. Opieram się o barierkę i spoglądam w dół. Mają pięknie zadbany ogród. Gdyby mama tak dbała o nasz… Słyszę pukanie do drzwi. Podchodzę i otwieram je.
- Chodź coś zjeść – Corni uśmiecha się radośnie. Pcham walizkę w stronę szafy, którą zauważyłam kątem oka przed chwilą i wychodzę.
                Przy stole w jadalni, czekając na jedzenie, sprawdzam Facebooka. Mama już zdążyła dodać post, że spędzamy tutaj wakacje, że jest podekscytowana (ciekawe czym) i nas oznaczyć. Prycham na to, czym sprowadzam na siebie uwagę zebranych. Corni chociaż sprawdza pod stołem, a nie na widoku tak jak ja.
                Wiedeński sznycel, frytki i kufel piwa. Chyba jestem w domu! Przepyszny obiad ląduje przede mną. Muszę przyznać, że lepszego jedzenia nie widziałam i nie jadłam. Romina pewnie by mnie za to zabiła, ale nic na to nie poradzę.
                Po obiedzie wracam do pokoju. Mama mówi, że mamy odpocząć, bo jutro czeka nas przyjęcie, podczas którego ojciec ogłosi nowego wspólnika. Tutaj w Ruhpolding. Rozpakowuję się i po wszystkim kładę na łoże. Sprawdzam Facebooka, Instagrama, Snapchata, wiadomości, pocztę i przeglądam nawet serwisy plotkarskie. Po godzinie mam dość. Zegarek na ścianie informuje mnie, że jest kilka minut do osiemnastej. Nie myślę wiele. Ubiera się w krótką spódniczkę z czarnego opinającego materiału, biały T-shirt i na to zakładam czarną skórzaną kurtkę. Na nogach lądują białe trampki. Włosy w kok, makijaż poprawiony, torebka spakowana. Można iść w miasto. Jako, że nie ma co się afiszować, nie wychodzę na korytarz. Wychodzę oknem. Mam to przecież opanowane do perfekcji.
                Cicho udaje mi się zejść po balkonie i kratce, po której pnie się winogron. Poprawiam spódnicę i po cichu staram się obejść pensjonat. Mijając wejście główne zaczynam biec i dopiero przestaję, gdy skręcam do następnej ulicy. Nie wiem gdzie jestem, nie wiem gdzie iść, nie wiem co dalej. Czyli norma. Wklepuję Ruhpolding w Google Maps. Szukam na mapie jakiegoś klubu i gdy dostrzegam jakiś w pobliżu, od razu się tam wybieram. Trzeba się zapoznać z okoliczną ludnością. Żeby zostawić po sobie dobre wrażenie. Idę tak kilka dobrych minut i oczy mi się otwierają jak pięciozłotówki, gdy jestem na miejscu. Tak, zdecydowanie fajne miejsce. Płacę za wejściówkę i idę dalej.
                Siadam przy barze i zamawiam piwo. Nienawidzę drinków. Od razu rzygi podchodzą mi do gardła. Wódka to zło. Barman jest dość sympatyczny i przystojny i widzę, że będzie chciał rozwinąć trochę kontakt. Uśmiecham się zalotnie. Przecież potrafię to robić. Potrafię uwodzić i mieszać. Tylko do tego się nadaję.
                Po zamówieniu trzeciego piwa, coraz chętniej rozglądam się po klubie. Jest kilku przystojniaków, których chciałabym lepiej poznać, ale większość jest z towarzystwem. Trzeba poczekać na lepszy moment. Nie, że mnie tu nikt nie podrywa. Paru się dosiadło i próbowało zaproponować drinka, ale większość to zdesperowani abstynenci seksualni. I to raczej z musu niż z własnej woli.
                Około 23 robi się całkiem nudno. Rozmawiałam z kilkoma frajerami, ale jedyne na co miałam ochotę to ziewanie i sen. Sama. Ale wzięłam numery telefonów. Może się przydadzą. Płacę za alkohol i chcę się ulotnić z zatłoczonego i zadymionego miejsca. Nie wrócę tu. Poszukam czegoś lepszego. Przeciskam się przez wirujący w tańcu tłum, gdy nagle czuję ból i pieczenie. Po chwili dopiero dociera do mnie huk rozbijanego szkła. Spoglądam na swoją rękę. Jakaś pierdolnięta wariatka rozwaliła mi butelką ramię. Patrzę na nią i odpycham ją z całej siły. Ląduje na środku parkietu. Jest zupełnie pijana. Mam ochotę ją pobić, ale chyba nie chcę robić sobie renomy bokserki. Już menelka i zakała rodziny mi wystarczy. Jakiś kolo podaje mi wodę utlenioną, gazę i bandaż. Prowadzi mnie na zaplecze. Polewam sobie ranę płynem i po chwili tego żałuję. Boli jak cholera, ale muszę to zdezynfekować. Przykładam gazę i owijam bandażem. Jutro muszę iść do lekarza. Dziękuję facetowi i wychodzę z klubu. Wracam jakoś do pensjonatu i żałuję wyjścia dopiero przy balkonie. Muszę się jakoś wspiąć na górę, a to totalnie niemożliwe z tym gównem na ręce. Zaciskam zęby na dolnej wardze i wdrapuję się wyżej. Piecze. To nie jest ból. To jest jakaś masakra. Wchodzę wyżej i oddycham z ulgą dopiero, gdy wchodzę do pokoju. Zapalam światło i od razu wędruję pod prysznic. Mam nadzieję, że jakoś wytrwam do rana. Alkohol jeszcze trochę trzyma, więc liczę, że zasnę zanim przestanie. Po chwili kładę się i zasypiam…

~

Cornelia

                Słyszałam huk z pokoju obok. Wiem, że Tina znowu to zrobiła i wyszła na imprezę. Ja nie wiem jak ona potrafi w obcym mieście, wyjść w środku nocy na imprezę, upić się i wrócić całkiem w porządku do hotelu. Nie wstaję. Wiem, że doskonale da sobie radę. Na szczęście rodzice mają pokój trochę dalej, więc nie słyszeli jak przeklina pod nosem, gdy potyka się o stolik i tłucze wazon. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego jesteśmy tak różne. Przecież z jednego ojca i matki, prawie identyczne z wyglądu, a jednak zupełnie inne charaktery. Ja wiem, że ona cierpi z powodu tego, jak traktuje ją mama. Nie jest sprawiedliwa wobec nas. Wyładowuje na nas swoje chore ambicje z młodości, których nie spełniła, bo wcześnie zaszła w ciążę. Wiem, że tata nie jest naszym biologicznym ojcem. Że wziął pannę z dzieckiem, bo ją zwyczajnie kochał. Tina nie ma o tym pojęcia, bo jej zwyczajnie o tym nie powiedziałam. Podsłyszałam rok temu rozmowę rodziców. W sumie to kłótnię. Nie chcę wiedzieć co by było, gdyby tata się nami nie zajął. Nie chcę.
                Dalej nie mogę zasnąć, bo Tina jest wyjątkowo mało zainteresowana, że ktoś może chcieć spać. Przewracam oczami i postanawiam iść do jej pokoju. Ubieram szlafrok i puchate papucie. Pukam charakterystycznie, żeby wiedziała, że to ja, a nie jakaś rewizja.
- Stało się coś? – otwiera mi zmieszana. Nie chce mnie wpuścić, a to kompletnie mi już pachnie kłamstwem.
- Przecież wiem, że coś wykombinowałaś – tryb starszej siostry się załączył. Niechętnie wpuszcza mnie do środka. Widzę kilka kropel krwi i rozwinięty zakrwawiony bandaż na sofie. – Co ci się stało? – piszczę niemiłosiernie i spoglądam na siostrę. W momencie dostrzegam rozwalone ramię. -  Kto ci to zrobił?
- Nieważne. Z resztą sama nie wiem. Mam szkło w środku i próbowałam wyjąć, bo mało co, a wyłabym z bólu jak popierdolona – naprawdę ją boli, bo syczy przez zęby i przeklina bardziej niż zwykle.
- Musimy jechać do szpitala! – wpadam w jakąś nieopisaną panikę.
- Jak chcesz to zrobić? Po drugie piłam i nawet leków nie dostane przeciwbólowych – łapię się za głowę. Tina! Czemu ty musisz zawsze coś wykombinować?
- Nie interesuje mnie to. Nie pozwolę ci się wykrwawić – wybiegam z pokoju i poszukuję jakiejś apteczki na korytarzu. Znajduję jedną i od razu owijam jej rękę. – Ubieraj się – warczę na nią. Czemu ona musi być taka nieodpowiedzialna?
                Wychodzimy przez okno. To był jej pomysł, ale na lepszy nie wpadłam. Wiem, że cholernie ją boli. Jest twarda, ale ileż można?! Jedyny szpital w miasteczku jest oddalony spory kawałek stąd. Oczywiście idziemy pieszo. Wchodzimy na izbę przyjęć i od razu biegnę po pielęgniarkę. Ta zabiera w momencie Tinę i znikają za drzwiami. Siadam na korytarzu. Nie boję się krwi. Przecież chciałam iść na medycynę. Chodzi o to, że… Jestem na nią wściekła. Na kłopoty zawsze Corni. Zawsze. Jakbym zastępowała jej matkę. Prostuję się. Mam taki chory nawyk z dzieciństwa.
- Można panią prosić? – pielęgniarka woła mnie do sali. Wstaję przerażona i wchodzę za nią. Lekarz ogląda prześwietlenie Tiny i zaraz weźmie się za wyciąganie szkła z ręki. Nie wygląda to dobrze. Skrzywiam się mimowolnie. – Musimy wypełnić trochę papierkowej roboty, a pani siostra nie jest w stanie się skupić – kiwam głową. Nie patrzę więcej na siostrę. Najchętniej bym usiadała zamiast niej i pozwoliła sobie wyciągać do z ręki.
                Kilkanaście minut później lekarz kończy i pielęgniarka owija ramię Tiny. Jest wykończona. Widzę to po niej. Dziękuje lekarzowi i pielęgniarce i wychodzi z sali. Widzę, że musi odetchnąć. A ja dalej tonę w papierkach. Kto by pomyślał, że ubezpieczenie nie jest ważne od tygodnia. Myślałam, że mama się tym zajęła. Muszę coś wymyślić, zanim się dowie i do reszty zacznie się mścić na Tinie.

~

Andreas

                To był najgłupszy pomysł Jakoba. Nigdy więcej nie pójdę z nim na imprezę! Wstydu mi narobił przy tylu fajnych dziewczynach… Jeszcze muszę prowadzić gamonia przez pół miasta, nawalonego jak świnia, na płukanie żołądka. Mówiłem mu, żeby tego nie pił. To nie! Chojrak! A teraz to ja najbardziej na tym cierpię. Imprezy w Ruhpolding go najgłupsze pomysły. Nigdy więcej!
                Prowadzę tego kretyna do okienka na izbie przyjęć. Każą mi zaczekać, bo wyciągają szkło z ręki innej imprezowiczce. Super! Nie tylko Werner się napierdolił. Wywracam oczami. Chcę już jechać do domu. Do mojego cieplutkiego łóżeczka. I spać.. Długo!
- Pan Werner – słyszę miły głos pielęgniarki. Prowadzę go pod drzwi i dalej twierdzi, że pójdzie sam. W drzwiach mija mnie drobna szatynka, z owiniętym ramieniem. Nie patrzy na mnie, tylko idzie przed siebie. Drzwi się zamykają, a tamta siada na jednym z kilku wolnych krzeseł. Postanawiam także usiąść. Pewnie trochę potrwa zanim go postawią na nogi.
                Siadam na drugim końcu poczekalni i obserwuję dziewczynę. Chyba wyczuwa mój wzrok, bo słyszę jak wzdycha ciężko. Otwiera jedno oko i patrzy na mnie.
- Nie masz lepszych zajęć po nocach, tylko oglądanie nawalonej, posranej z bólu dziewuchy? – uśmiecham się pod nosem. Zadziorna.
- Nie. Mój nawalony jak świnia kumpel jest na płukaniu żołądka i chcąc, czy nie chcąc muszę na niego czekać – wiem, że gówno ją to obchodzi. Ale jakoś mi to zwisa. Zamyka oczy i bierze głęboki wdech. Wstaje i podchodzi. Siada obok i podaje mi dłoń.
- Tina – nie uśmiecha się, nie patrzy na mnie, tylko podaje dłoń i mówi. Chyba serio ją boli.
- Andreas – chwytam ją i lekko potrząsam. – Może powiem, to dadzą ci jakieś środki przeciwbólowe?
- Boli cię coś? Przeciwbólowe i alkohol? Równie dobrze, mogłabym sobie ścielać łóżko na OIOMie – prycha.
- Na kogo czekasz?
- Siostra uzupełnia papierki. Matka frajerka zapomniała nas ubezpieczyć. Chyba tak bardzo się podjarała przyjazdem tutaj.
- Jesteście na wakacjach?
- Coś w tym rodzaju – nie mówi mi wszystkiego. – Czym się zajmujesz? – pyta. Więc istnieje ktoś w tym kraju, kto nie wie kim jestem! Uśmiecham się szeroko. Już ją lubię.
- Jestem… Właściwie to poszukuję inspiracji do studiów – nie będę się przyznawał. Po co jej to? I ja trochę się uwolnię od łatki TEGO Andreasa Wellingera.
- To tak jak ja. Tyle, że ja nie poszukuję – serio jest niesamowita. Drzwi się otwierają i spoglądam, czy to aby nie przypadkiem Jakob, ale nie. To piękna blondynka, w mega obcisłych jeansach i wyciągniętym rozpinanym swetrze. Identyczna jak Tina. Bliźniaczki!
- Możemy iść. Wszystko załatwione – podchodzi do nas, a ja ledwo łapię oddech. Tina to zauważa.
- Poznaj Andreasa – mówi szybko. – Moja siostra Cornelia. Tak bliźniaczka – dodaje, widząc moją minę. Ale zupełnie nie zgaduje, czemu jestem tak… Zaskoczony? Nie… Oczarowany. Piękną panną Cornelią.
- Miło mi – ściskam jej dłoń. Ma piękną gładką skórę, której aż chce się dotykać. O matko!
- Lecimy. Niedługo świta, a matka mnie zabije, że cię wyciągnęłam z hotelu w nocy.
- Miło mi było poznać – mówię w stronę obu. Tina uśmiecha się lekko, za to Cornelia kompletnie mnie ignoruje. Co ja takiego zrobiłem?!

~

Tina

                Moja siostra jest idiotką. Przecież ten koleś był przystojny! Zaraz, jak on miał na imię? Adrian? Coś na A. Nieważne z resztą! Moja siostrzyczka i tak woli tego swojego amancika z Frankfurtu. Pan biznesmen… Fuj! On jest okropny i obrzydliwy. Ma dużo kasy. Naprawdę dużo. Nawet tyle na oczy nie widziałam, choć nasza rodzina do biednych nie należy. Typowy jedynaczek. Friderick Toller. Okropny kutasiarz. Nie pałamy do siebie miłością. Corni jakoś to akceptuje. Jakoś. Nie rozumiem jej. Przecież on z nią jest, po to żeby kogoś miał. Nasi ojcowie się przyjaźnią. Prowadzą razem firmę. To Toller miał otwierać z nami filię tutaj, ale coś mu wypadło… Ta, chyba on z rytmu… Tata znalazł tutaj jakiegoś dzianego gościa i tak oto wylądowaliśmy na tym zadupiu. Swoją drogą, skoro taka akcja na sam początek wyjazdu to co będzie dalej?
                Leżę w łóżeczku i patrzę w sufit. Myślę o tym kolesiu z szpitala. I o tym jak patrzył na Corni. Gdyby ich tak może zeswatać? Przecież to nie głupi pomysł. Przystojny, chyba nawet ma jakąś pozycję społeczną, więc matka by się nie przypierdzielała, szczupły, wysoki… Idealny dla Corni! Ale nieee! Panna Cornelia woli swojego zarozumiałego Fridericzka. Mimo wszystko ogromnie mnie kusi, żeby ją zapoznać bliżej z panem szczupłym i wysokim. Ale gdzie ja do cholery go znajdę? Przecież nie wiem jak się nazywa, co robi, gdzie mieszka? Nieee. Zdecydowanie będę musiała się zagłębić w jego temat.

                Patrzę na owinięte ramię. Boli. Boli jak cholera. I jak ja dzisiaj się zaprezentuję na tym obiedzie? Mają przyjść nowi inwestorzy. Małżeństwo i ich dzieci… Już się cieszę na ten moment. Rozhisteryzowane rozpieszczone bachory, biegających bez celu po całym hotelu i ja z Corni jako niańki. Plus Oli do kompletu. Nie mogło to małżeństwo przyjść same? Nie wiem. Nie rozumiem. Czuję jak oczy mi się kleją. Jest 5:34. Czas spać.

***

Jest jedyneczka :) Mam nadzieję, że się spodoba :)
Miała być radość, że nie trafimy na Francję, a jednak Francja. Ale damy radę!  
Szkoda, że ten TCS tak szybko minął. Fajnie było :D A tu trzeba wracać do rzeczywistości (padaczka coraz większa :P )
Do następnego :D



12 komentarzy:

  1. I tą rodziną będą państwo Wellinger (Ew. Werner) a te dzieciaki to albo Welli+siostry lub Jakob. Tak podejrzewam xD Te wakacje na 100% będą niezapomniane! I wiążące z przyszłością ;) Ja się solidaryzuję z Tiną i z samych opowieści wiem, że nie polubię pana Tollera. Nie i kropka! Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może w ogóle ktoś inny? :P Jak się ogarnę, to napiszę nowość, ale na razie ciężko, oj ciężko... Next za jakieś dwa tygodnie? :P
      Pozdrawiam również :*

      Usuń
  2. Witaj Kochana.
    Tina najlepsza.
    Co tam ze nie znam miasta lepiej iść się zabawić.
    Super ciekawa postać.
    Szkoda że żyje w kłamstwie i Nie wie że jej ojciec Nie jest jej biologinym ojcem.
    Ciekawe czy się kiedyś dowie.
    Współczuję jej takiej matki.
    Nie mam pojęcia jak rozwinie się wątek Wellingera.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :D
      Chyba też polubiłam Tinę :P Długo się do niej przekonywałam xD
      Wątek Andisia będzie ciekawy, bo sam pan Wellinger jest ciekawy :P
      Pozdrawiam również :*

      Usuń
  3. Cześć, zapowiada się niesamowicie! :) A tu jeszcze główny bohater to Welli, do tego kłamstwo, zapowiada się niesamowicie! Życzę weny i zapraszam do mnie;) http://zranioneskrzydla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D
      Dzięki :D
      Andiś to przebrzydły kłamczuszek :P
      (Nie)dziękuję :D
      Zajrzę na pewno :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  4. O dzięki Bogu, że ktoś wymyśla spis opowiadań, bo za Chiny Ludowe bym tutaj nie trafiła!
    Co ja Ci mogę powiedzieć? Od pierwszego zdania zdążyłam się zakochać, a humor poprawił mi się w sekundę :D Strasznie, ale to strasznie podoba mi się charakter Tiny. Zadziorna, chamski żart, po prostu uwielbiam! :D
    Natomiast Andi.. nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie zrodziła mi się myśl, że będzie go ciągnęło i do Tiny, i do jej siostry ^^
    Czekam na więcej oraz zapraszam do siebie, jeśli znajdziesz chwilkę; http://elsker-meg.blogspot.com/ ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam się lepiej oznaczać? :P Jakoś nie umiem się reklamować po innych blogach xD Nie wiem czemu nie potrafię się przełamać, choć czytam sporo ;P
      Dziękuję bardzo :* Jej jak się ciesze, że komuś się podoba! :D
      A co do Andisia, to zobaczymy :P (ja wiem co mu w głowie świta oczywiście)
      Oczywiście zajrzę jak się odrobię :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. No ciekawie się zapowiada :p
    Czytałam twoje wcześniejsze opowiadanie i było świetne także czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Zapraszam też do siebie ;)
    milosciniemaucieczki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Chętnie zajrzę :D
      Rozdzialik dzisiaj :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  6. Przeczytałam rozdział, przeczytałam też komentarze i w sumie to nie zamierzałam komentować tutaj, tylko zrobić to pod najnowszym rozdziałem, jak już przeczytam wszystko, ale... O Boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie znalazłam kogoś, kto też mówi na Wellingera Andiś XDDD Do tej pory obawiałam się, że jestem jedyna, ale przywróciłaś mi wiarę w ludzi <3 Przepraszam za głupi komentarz, ale druga w nocy to chyba jednak za późno dla mnie, żeby pisać mądrze. Obiecuję, że wrócę później o jakiejś rozsądnej godzinie z sensownym komentarzem ;* XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! :D Jeju, uwielbiam Twój komentarz! :D
      Dziękuję :* :D Poprawiłaś mi humor, bo po skoku Andisia z dzisiejszych kwalifikacji to mam ochotę się rozpłakać :P Beznadziejny dzień mam jakoś od rana :P
      Tak mówię na niego Andiś. Tylko tak mi pasuje, choć chłop ma 20 lat, prawie 21, to jakoś tak na wieki Andisiem zostanie :P
      I wcale to nie jest głupi komentarz :D
      Zapraszam później :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń

czytasz = komentujesz
Bardzo byłabym wdzięczna za wszelakie uwagi.
Zawsze to lepiej, gdy ma się świadomość, czy komuś się podoba czy nie :))