Cornelia
Poranek jest trudny. Obie jesteśmy niewyspane i rozkojarzone.
I jakimś cudem mam przed oczami tamtego blondyna. Kojarzę tego chłopaka. Pan
skoczek. Pies na baby jakich mało. Zawsze obok niego wielkie kółeczko dziewczyn
czekających na autograf czy zdjęcie. I wszystkie piszczące. Patrzę na Tinę i
widzę, że walczy z bólem ręki. Włożyła dzisiaj długi rękaw, choć idzie się
spalić na wiór. Mama obserwuje ją jak z trudem podnosi łyżkę z płatkami.
- O której spodziewamy się gości? – odwracam jej uwagę. Widzę, że
chciała coś skomentować, ale w porę zareagowałam.
- O osiemnastej. Pamiętajcie o porządnych strojach – kieruje swój
wzrok na Tinę, która nieudolnie dokańcza jeść płatki. Uśmiecha się do mnie
lekko. Tata jak zwykle nic nie mówi i jest zamyślony, a Oli je płatki z
miseczki palcami. Mama od razu się denerwuje i pokrzykuje na niego. Jest mi
przykro, że tak nas traktuje. Może z wyjątkiem mnie. Ale w sumie nie do końca.
Nikt chyba nie zna mnie tak dobrze jak ja. Nawet Friderick.
Po śniadaniu
idziemy z Olim na dwór. Pozwalam bratu bawić się z innymi dziećmi na placu
zabaw, a sama idę w stronę leżaków. Tina już tam leży i opala nogi.
- Myślisz, że coś podejrzewa? – słyszę jej stłumiony głos.
- Na pewno – nie gniewam się na nią. Wręcz jestem… Zadowolona?
- Na kolację mam tą cholerną sukienkę na gorsecie – skrzywiam się.
Faktycznie będzie słabo. Lekko podwijam jej rękaw i spoglądam na bandaż. I tak
jest lepiej niż wczoraj.
- Może chcesz tą moją? Z koronkowymi rękawami?
- Nie. Od razu zauważy i będzie się drzeć. Spoko. Powiem, że się
wywaliłam goniąc Oliego. Przecież go nie spyta – wiem, że to nie przejdzie. Ale
nie mam wyboru. Jest moją siostrą i muszę ją kryć.
Wieczorem ubrane
przykładnie jak mama nakazała, stawiamy się w jadalni. Obsługa już krząta się
między kuchnią, a wielką salą jak mrówki. Nie patrzą na siebie, mają tę samą
sztywną minę i obłęd w oczach. Pewnie mama zdążyła ich już ustawić.
Rozglądam się po
pomieszczeniu i widzę jak gorączkowo dyskutuje z tatą o czymś. Wręcz się kłócą.
Patrzę na Oliego, którego zainteresowało akwarium w rogu sali. Chwytam jego
dłoń. Nie chcę, żeby widział jak rodzice się kłócą. Nie chcę, żeby właśnie to
pamiętał z dzieciństwa. Kiwam Tinie, że zabieram małego. Ona uśmiecha się
serdecznie i siada na jednym z krzeseł, chowając pod stołem rękę.
Słyszę, że mama
wypomina ojcu jakąś blondynkę… Czyżby tata nie wytrzymał? Wiem, że rozwód jest
blisko. Czuję to w kościach. Rodzice nigdy specjalnie się nie kochali. Chodzi
im teraz chyba wyłącznie o opiekę nad Olim i pieniądze. Niestety kolejność
prawdopodobnie jest odwrotna. Nienawidzę tego wszystkiego. Poważnie! To…
Spokojnie Corni. Przecież to nie twoja wina. Patrzę kątem oka, jak mama wypada
z pomieszczenia dla personelu wściekła. Od razu podchodzi do Tiny i szarpie ją
za ramię, krzycząc, że nie powinna tam siedzieć. Że znowu zachowuje się jak
idiotka i smarkula. Od razu chcę tam podbiec, ale tata robi to pierwszy.
Krzyczy na mamę. Że ma zostawić Martinę w spokoju i że nie powinna się
wyładowywać na niewinnym dziecku. Słyszę, że ktoś dostaje w twarz. Ale nie wiem
kto, bo pilnuję, żeby Oli tego nie widział i nie słyszał. Odwracam się dopiero,
jak słyszę, że ktoś wychodzi z pomieszczenia.
Tata siedzi na
krześle i trzyma się za policzek. Tina podchodzi do niego z woreczkiem z lodem
i przykłada w bolące i zaczerwienione miejsce. Nienawidzę mojej matki…
~
Tina
Moja matka jest
wściekłą kurwą bez serca! Jak można się tak zachowywać?! Tylko pieniądze jej w
głowie. Nic więcej. Swoje dzieci ma za nic. I wspaniałego męża też. Wzdycham
ciężko. Jak mamy się zachowywać na tej pierdolonej kolacji? Wszystkim rozjebała
humor, a zaraz przyjdzie odsztafirowana, z miną jakby nic się nie stało i
będzie rżnąć ostro damę. Taka właśnie jest Sabine Kirch. Ona ma być
najważniejsza.
Widzę jak Corni
zajmuje się Olim. Jest niesamowita. Potrafiła odciągnąć naszego małego
braciszka i nie pozwoliła mu widzieć tego gówna. Mamy popierdoloną matkę.
Czasami myślę, co by było, gdyby jej nie było. Czy byłoby nam lepiej? Właściwie
dla mnie to by było bez różnicy. I tak się mną nie interesuje. Oliego wychowuje
niania, a Corni jest wystarczająco dojrzała by się zająć sobą. W rodzinie
Kirchów wszystko jest inne.
Punkt osiemnasta
podchodzi do nas jedna z kelnerek i mówi szeptem, że goście już są. Spinam się.
Wstajemy od stołu, biorę szybko od taty lód i zanoszę do kuchni. Chwilę później
wszyscy stoimy jak cepy w holu i ze sztucznym uśmiechem na ustach czekamy na
wspólnika taty. To co widzę totalnie mnie zaskakuje. I to zdecydowanie nie są
małe bachorki. Od razu w głowie zaczyna mi wszystko pracować. Może ten wieczór
nie będzie taki zły?
- Hermann! – mój ojciec wkłada maskę szczęśliwego ojca i męża.
Podchodzi do kobiety, z którą przyszedł, mniemam, wspólnik ojca i całuje jej
dłoń na przywitanie. Gdyby matka to widziała, to może zalałaby ją w końcu krew
i pokazałaby swoje popierdolone oblicze. Ale jej nie ma. Patrzę kątem oka na
Corni, która jest wyraźnie niezadowolona obrotem spraw. Zabawia Oliego, którego
trzyma na rękach, uwieszonego za jej szyję.
- Olivia, moja druga żona – przedstawia ją pan wspólnik. Ojcu świecą
się oczy na jej widok. Chyba ma słabość do blondynek. – A to moje dzieci – kiwa
ręką i wszyscy w rządku podchodzą. – Tanja, Julia i Andreas.
- Cornelia, na jej rękach Oliver i Martina – przedstawia mnie tato.
Krzywię się na Martina. Andreas parska śmiechem pod nosem.
- Przepraszam, coś się stało? –
kilka odpowiednio zaakcentowanych słów wychodzi z moich ust.
- Wszystko w porządku – podchodzą do nas i się witają. Uścisk dłoni Andiego
jest zdecydowanie zbyt mocny. Szczególnie, że wie co mi się stało w rękę.
- Kontuzja? – pyta mnie jedna z jego sióstr. Nie mam pojęcia która.
- Biegałam za bratem i się przewróciłam – dama mi się włączyła.
Cornelia słucha uważnie i też się śmieje pod nosem.
- Zapraszamy do stołu – mówi Hermann.
- A twoja żona?
- Poradzimy sobie lepiej bez niej – odpowiada krótko. I dobrze! Nie
chcę jej tutaj. Wszystko by zepsuła.
W jadalni miałam
mieć miejsce z brzegu i zaraz obok mnie Corni. Ale w głowie zaświtała mi lampka
pod tytułem „swatka” i postanowiłam usadzić nas trochę inaczej. Poinstruowałam
szybko kelnera jak to ma wyglądać i po chwili ruszył do akcji. Przesiadłyśmy
się na krótszą krawędź stołu tak, by Corni mogła siedzieć obok Andreasa. Ten
był wyraźnie szczęśliwy na tą myśl. Corni już mniej. Ale dopóki nie wie, że to
ja, to jestem bezpieczna. Rodzice mieli siedzieć po drugiej stronie stołu, a
Oli zaraz obok taty.
Chwilę później
słyszę głośny stukot obcasów po posadzce. Oho! Zacznie się.
- Wypadałoby poczekać na wszystkich – mimo ironicznego tonu, uśmiech nr
7 jest pokazany. Wczoraj była ponoć na wybielaniu zębów, więc pokazuje cały
wachlarz każdemu kto popadnie. Podchodzi do Hermanna i podsuwa mu swoją
wypierścionkowaną dłoń pod nos. Nie podoba się to Olivii, ale co ma zrobić?
- Hermann Wellinger – wstaje i całuje lekko dłoń. Tata wywraca oczami.
Patrzę na Corni i robi to samo. Cudowny wieczór się zapowiada. Tanja się
rozkręca i zaczyna nawijać o swojej pracy, chłopaku, ślubie i wszystkim innym.
Jest taka żywiołowa! Mogłabym się z nią zaprzyjaźnić! Chyba…
Julia jest
spokojna, wyważona i ciągle gapi się w telefon pod stołem i coś pisze. Pewnie
ma zazdrosnego faceta. Za to Andreas jest w siódmym niebie. Próbuje zagadywać
Corni i wypytuje ją o wszystko, ale ona siedzi zachowawczo. Kopę ją lekko pod
stołem, gdy zaczyna kręcić nosem. Chciałabym ich zeswatać, bo nie znoszę tego
cymbała Fridericka! I wiem, że oni pasują do siebie. Tylko Corni ma zasady. Ja
ich nie mam i jestem sama. Może w tym jest problem? Ona ma zasady. Niedostępna.
A i tak wszyscy za nią latają. Pominę fakt, że ona wygląda jak Miss World, a ja
jak jakiś emo-brudas z ciałem kluski.
- Przepraszam na moment – moja siostra wstaje i chyba udaje się do
toalety. Andreas smutnieje. Przesiadam się na miejsce siostry i włącza mi się
pani z telezakupów, która chce zachęcić do produktu widza.
- Głowa do góry! Nie taki diabeł straszny. Ona jest po prostu… Ona
lubi być zdobywana! Jej wbrew pozorom się podoba twoje zainteresowanie. Znam
ją. Gdybyś jej się nie podobał, to by cię olała, a tak przecież rozmawiacie! –
kłamię jak pojebana. Nos mi zaraz urośnie tak długi jak ten stół.
- Nie pocieszaj mnie. Mam oczy – mruczy pod nosem i kręci w miejscu
widelcem.
- Gówno się znasz! – wymsknęło mi się. Chyba nie ma co rżnąć damy, jak
mi się sytuacja nie klei. – Znaczy, nie mów tak!
- Martina ma rację – odpowiada Julia.
- Błagam, Tina. Martina to wymysł mojej chorej umysłowo matki. I tylko
po to, żeby mnie napiętnować i zdenerwować.
- Zgadzam się z Tanją. Tina ma rację. Nie poddawaj się braciszku! –
obie chyba łapią o co mi chodzi i widzę, że może jednak mam sprzymierzeńców.
- Spróbuj jeszcze raz. Mówię Ci! – klepię go delikatnie w ramię.
Słyszę kroki, więc wracam na swoje miejsce.
~
Andreas
Cornelia ma mnie
gdzieś. Pomału zaczynam się zastanawiać czego ja oczekuję od tej pięknej dziewczyny?
Że spojrzę i poleci na mnie? Przecież nie jest fanką, ani nikim takim. Nie
będzie za mną łaziła i szukała pretekstów do spotkań. A ja nie mam pojęcia co
robić. Tina mówi co innego, a Cornelia zachowuje się zupełnie inaczej.
Kolacja jest
pyszna. Przyznaję. Żałuję, że nie ma tutaj mamy i nie może tego spróbować. Tata
chciał, żeby przyszła z nami i z Robertem. Przecież to nic złego, że po
rozwodzie każdy znalazł swoich partnerów. Nie czuję się w żaden sposób wściekły
i zły na nich. Nie mam prawa ich oceniać. Wręcz nie powinienem.
Patrzę na ojca i
Olivię. Są szczęśliwi. Mimo, że jest od niego sporo młodsza i właściwie mogłaby
być moją starszą siostrą, to wcale mi to nie wadzi. I podejrzewam, że prędzej
czy później pojawi się kolejny mały Wellinger w domu. Może doczekam się braciszka?
Cornelia wierci
się na krześle i niechcący trąca mnie nogą. Czuję dreszcze, gdy nasze ciała się
stykają. Robi mi się gorąco i zaraz mam mokre plecy i dłonie. A spodnie
zaczynają się robić za ciasne. Zachowuję się jak gówniarz! Zobaczyłem fajną
laskę i nagle mój organizm postanowił mnie wypróbować.
- Andi! – dociera do mnie jakiś krzyk. – Andi, ośle! Do cholery rusz
dupsko! – Julia o mało nie spycha mnie z krzesła. Okazuje się, że wszyscy wstali,
a ja siedzę na skrawku sukienki siostry i uniemożliwiam jej powstanie.
- Wybacz – podnoszę kościsty zadek. Cornelia bierze brata na ręce i
ucieka z jadalni. Patrzę na nią jak wchodzi po schodach i za chwilę znika za
rogiem. Potem przenoszę wzrok na Tinę, która prowadzi nas do pokoju
naprzeciwko.
W sali jest
bilard, skórzane sofy, stolik z trunkami i ogólnie jest tak jakby zaraz mieli
wpaść tu gangsterzy po hajs. Tina rozlewa alkohol. Wiem, że nie powinienem pić,
ale chyba muszę. Może po whisky będę odważniejszy i zdecyduję się na jakiś
dalszy krok.
Rozmawiamy na
luzie. Siedzę naprzeciwko Tiny i widzę jak próbuje zabić ból alkoholem.
- Boli? – pytam i patrzę na opatrunek. Krzywi się. Głupie pytanie Wellinger.
- Jak cholera – upija kolejny łyk.
- Może chcesz jakieś tabletki przeciwbólowe? – Tanja czasem zachowuje
się jak prawdziwa głupia blondynka. Tina podnosi szklankę i pokazuje, że chyba
nie wypada mieszać. Opieram się o bezgłowie i gapię się w sufit. Nie mam na nic
innego ochoty.
~
Tina
Po kolacji zaczynają
się rozmowy biznesowe. Proponuję młodzieży salę bilardową, a Corni na ochotnika
zgadza się iść z Olim i posiedzieć z nim, aż zaśnie.
W sali bilardowej
czeka na nas Whisky, lód i jakieś suche przekąski. Częstujemy się i rozsiadamy
na sofach. W końcu mogę odetchnąć.
- Boli? – Andreas patrzy na mój opatrunek.
- Jak cholera – to prawda. Ból jest nie do zniesienia.
- Może chcesz jakieś tabletki przeciwbólowe? – na pytanie Tanji
odpowiadam uniesieniem szklanki z trunkiem w górę.
- Papieroska? – proponuję gościom. Wszyscy kiwają przecząco głową.
Cornelia akurat wraca z pokoju i dosiada się do nas. – Idę na chwilę na taras.
Jest wilgotno.
Wiem, że zaraz mi się kędziorki pojawią na głowie. I będę pudlem. Ale kij z tym.
Już nie muszę rżnąć damy. Zapalam fajkę i zaciągam się. Po chwili słyszę kroki.
Andreas staje obok mnie. Podaję mu paczkę, ale ten chwyta moje palce w swoje i zaciąga
się tym odpalonym. Higieniczne. Nie powiem.
- Nie chcę jebać dymem – czyli w nim też drzemie niegrzeczny
chłopczyk. Super!
- Co cię gryzie Andreasie?
- Twoja siostra daje mi do zrozumienia, że mnie nie chce.
- Moja siostra sama nie wie czego chce. Taka jest prawda.
- Kręci się obok niej ktoś? – i co ja mam ci odpowiedzieć?
- Nie. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo – trudno. Może się uda
najpierw ich zeswatać. Zanim to wyjdzie na jaw.
- A ty? – zaskakuje mnie. Wyglądam na taką co kogoś ma?
- Singielka.
- A to dziwne! Wyglądasz na taką, co się nie może opędzić od kolesi –
chichocze. Serio?!
- Zainteresowałeś mnie. Dlaczego tak myślisz? – będę drążyć temat.
Niech mi powie prawdę.
- Jesteś ładna, zadziorna, wbrew pozorom sympatyczna! Mój kolega byłby
szczęśliwy, gdyby mógł cię poznać! – oho! Swatka mu się włączyła. Zastanawiam
się czy iść na to. Bo jak już powiem A, to trzeba będzie powiedzieć B.
- W sumie co mi szkodzi? Okej – zgadzam się. I mam w dupie co będzie dalej.
***
Dzisiaj trochę krócej.
Muszę się Wam pochwalić :P
Otóż nie było mnie tutaj dawno, ponieważ...
we wtorek zostałam INŻYNIEREM! :D
(kocham AGH <3).
Wszystko podporządkowałam nauce i obronie. Cel nr 3 osiągnięty :D Jedziemy dalej :D
Piszczcie jak Wam się podoba :D
Wszystkie zaległości nadrobię w weekend. W oczekiwaniu na nocne skoki :D
Do następnego! :D