15 lip 2016

Niespodzianka

Cornelia:

                Nie wiem czy dobrze robię, ale chyba tak. Wyglądam przez szybę samochodu Eliasa i mogę podziwiać piękne niemieckie krajobrazy, o których pomału zapominałam. Nie byłam tutaj od 4 lat… Szmat czasu… Ale chyba nadszedł moment, by naprawić zepsute relacje.
                Widząc drogowskaz na Frankfurt, odżywam. Wracam do domu. Choć nie jestem pewna, czy tam nadal jest mój dom. Bo żeby mieć dom, trzeba mieć rodzinę. A ja swoją odrzuciłam tak dawno temu. Przez kompletną głupotę.
                Spoglądam na Eliasa skupionego na drodze. Uśmiecham się na samą myśl, że wyszedł z taką propozycją. Kochany jest. I widzi, że mu się przypatruję, bo lekki uśmiech zaczyna mimowolnie gościć na jego ustach.
- Co się chichrasz pod nosem? – mówię nie odrywając od niego wzroku.
- Widzę, że jesteś szczęśliwa. Wystarczy mi tyle do zadowolenia – mnie też wystarcza taka odpowiedź. Dotykam jego dłoni, spoczywającej na drążku od biegów. Uwielbiam oglądać obrączkę na jego palcu. Nie wiem czemu, ale dla mnie obrączki znaczą dużo. Słyszę, że Robi już nie śpi w foteliku na tylnym siedzeniu.
- Może przerwa? Nakarmię go – pytam swojego męża.
- Zaraz zjadę na jakiś zajazd. Do Frankfurtu jeszcze godzina, ale kawa nam się przyda – spogląda na mnie przez krótką chwilę. Wiem, że nie chce dłużej, bo musi uważać na drogę. Kto jak kto, ale on kocha bezpieczeństwo. Szczególnie moje i naszego synka.
                Dziesięć minut później parkujemy pod jakąś restauracją. Wysiadam, rozprostowuję kości i od razu otwieram tylne drzwi. Uwalniam synka z fotelika i biorę go na ręce. Tuli się do mnie i uśmiecha na głos. Śmiech twojego dziecka, jest chyba najcudowniejszym dźwiękiem, jaki można usłyszeć. Wyciągam z torby ciepłe jeszcze mleko i podaję mu. W tym czasie Elias wraca z dwoma kawami. Zaraz będzie ulga.
- Boisz się, co? – obejmuje mnie ramieniem i całuje czoło.
- Ty byś się nie bał? – głupie pytania dzisiaj zadaje.
- Będzie dobrze, zobaczysz – mówi pewnie. Skoro on tak twierdzi, bo chyba naprawdę będzie dobrze.
                Kilkanaście minut później jedziemy już w stronę mojego domu. Zostało około 80 km i zobaczę, albo nie zobaczę ojca i Oliego. Tęsknię za tym szkrabem. Nie widziałam go od mojego wyjazdu. Wiem, że mama już z nimi nie mieszka. Taka zdążył nas poinformować przed moim wyjazdem, że złożył pozew o rozwód. Mniemam, że po czterech latach sprawę sfinalizowali.
                Nie wiem kiedy, ale zasypiam na przednim siedzeniu. Budzi mnie dopiero lekkie szturchanie mojego ramienia przez Eliasa.
- Kochanie, wstawaj – szepcze mi do ucha. Otwieram oczy i widzę tak dobrze znaną mi bramę.
- O matko! – łzy same napływają mi do oczu.
- Wchodzimy? – jest po siedemnastej, więc mniemam, że nawet w sobotę, tata jest już w domu. Dzwonię domofonem, ale puls mam chyba 200/100. Oddycham dość szybko, co widzi mój mąż i instynktownie łapie mnie za dłoń. – Spokojnie.
- Tak? – słyszę nieznajomy głos.
- Dzień dobry. Nazywam się Cornelia Fischer. Jestem córką Wolfganga Kircha i…
- Proszę wejść pani Cornelio – słyszę chyba radosny ton głosu kobiety. Elias kiwa mi, żebym poszła dalej. Brama wjazdowa otwiera się. Biorę Robiego na ramiona i idę pieszo. Elias wjeżdża samochodem na podjazd pod drzwiami frontowymi.
                Nic się nie zmieniło. Chłonę ten widok jak mogę. No dobra. Jest trochę mniej kwiatów i jakiś dziwacznych ozdób, ale to nadal wygląda jak mój dom. Im bliżej drzwi, tym bardziej trzęsą mi się nogi. Dobrze, że założyłam trampki, a nie szpilki.
                Chcę już zapukać do drzwi, ale one same się otwierają. W progu stoi tata. Ale nie ma on zbyt ciekawej miny. Wręcz piorunuje mnie wzrokiem.
- Eeee? – Robi pokazuje palcem na mojego ojca.
- Kochanie, to jest Twój dziadek – kątem oka spoglądam na reakcję mężczyzny. Od razu zmienia wyraz twarzy na łagodniejszy.
- Wejdźcie – otwiera szerzej drzwi i wpuszcza nas do środka. Dobry start.
                Moje ukochane, piękne marmurowe schody… Lustra wokoło… Palma! Wszystko zostało po staremu. Zupełnie jakbym nigdzie nie wyjechała. Robi wyrywa mi się trochę. Stawiam go na podłodze i przytrzymuję rączki, gdy próbuje iść do przodu. Nie sądziłam, że już będzie chciał iść sam.
- Dzień dobry – do środka wchodzi mój mąż. – Elias Fischer - Tata mierzy go wzrokiem, gdy ten podaje mu dłoń.
- Miło mi Pana poznać – wtedy kompletnie się rozluźnia. – Wolfgang Kirch.
- Dużo o panu słyszałem.
- Pewnie same kłamstwa – ojciec wybucha śmiechem. Elias już go kupił. Sama nie wiem czym. – Robi – klęka przodem do mojego synka. Kiwa głową, bym pozwoliła dziecku iść w jego stronę. – Chodź do dziadka! – Robi uśmiecha się i dostaje turbodoładowania w nogach. Tata chwyta go po chwili w swoje ramiona i tuli do siebie. Uff. Chociaż 2/3 mojej rodziny jest wkupione w jego łaski.
                Zaprasza nas do salonu. Tutaj już zaszły pewne zmiany. Kanapa nie jest już pokryta białą skórą, ale szarym, ciepłym materiałem. Mama lubiła taki chłodny nowoczesny styl. Spoglądam na fortepian, na którym miałam przyjemność grać, gdy byłam młodsza. Stało na nim zdjęcie naszej rodziny. No prawie. Nie było na nim mamy. Chyba wiem, czemu je wybrał. Wtedy jeszcze wszystko było w porządku.
- Corni – czuję jak kładzie dłoń na moim ramieniu.
- Tato, ja tak strasznie przepraszam – łzy uwalniają się z moich powiek i płyną swobodnie po moim policzku.
- Kochanie – wtulam się w niego jak dawniej. Jak mała dziewczynka. – Już wszystko dobrze. Cieszę się, że wróciłaś – wiem że mówi szczerze. Po prostu za dobrze znam tego człowieka.
- Corni! – słyszę krzyk Oliego, zbiegającego ze schodów. – Wróciłaś! – przytula się do mnie  i nie chce puścić.
- Ale Ty wyrosłeś! Mój mały łobuzie! – klękam na jedno kolano, by być jego wzrostu i móc objąć go mocniej.
- Tęskniliśmy za Tobą! Przywiozłaś mojego siostrzeńca? – odsuwa się ode mnie i patrzy z nadzieją i radością w oczach.
- Jest tam, z moim mężem – pokazuję na moich dwóch mężczyzn, stojących przy drzwiach balkonowych. Elias pokazuje mojemu synkowi coś na zewnątrz, a ten słucha i ogląda jak zaczarowany.
                Wieczorem, po kolacji, zostaliśmy tylko ja z tatą. Elias powiedział, że daje nam czas na rozmowę, a sam zajmie się małym. Oli też położył się spać. Za to ja nie umiem spojrzeć na tatę. Jest mi wstyd, mimo że mówił, że wszystko jest już w porządku.
- Co u Tiny?  - muszę kiedyś zapytać.
- W porządku. Przejęła część obowiązków Hermanna w Ruhpolding.
- Wróciła tam? – pytam zaskoczona.
- Tak. Niechętnie, ale wróciła. Tyle lat siedziała w takim zawieszeniu. Skończyła studia, wiesz? – mówi dumnie. Chyba naprawdę potrzebowali mojego wyjazdu. I ona i on odetchnęli od ciągłej presji mamy i jakiegoś zakotwiczenia.
- Naprawdę? – ja też jestem z niej dumna.
- Ona nigdy nie była na Ciebie zła.
- Wiem. Ja wszystko spieprzyłam…
- Może pojedziesz do niej? Zostaniecie tutaj parę dni, a potem pojedziesz ją odwiedzić? Ma własny domek na obrzeżach.
- A... Andi? – wiem, że niepotrzebnie się wtrącam.
- Nic nie wiem. Nie wspomina nigdy o nim. Nie wiem czy się spotkali, czy nie. Ale on ma narzeczoną… - mówi smutno. Mnie też od razu wszystko rozbolało. Zniszczyłam siostrze szansę na miłość. Ja wiem, że ona nadal go kocha. Szkoda, że poniekąd zmusiłam ją do wyjazdu i odrzucenia go.
- Ona jest taka silna…
- Powiedziałbym, że macie to po mnie, ale no sama rozumiesz… - zachichotał. Dobrze, że chociaż on potrafi się z tego śmiać.
- Idę spać, jeśli nie masz nic przeciwko… - mówię z lekkim uśmiechem na ustach.
- Jasne. Odpocznij po podróży. Jutro pójdziemy na jakiś spacer. Trzeba skorzystać z wolnej niedzieli – odpowiada radośnie. Chyba dobrze, że przyjechaliśmy.

~

Tina:

                Sobotni, ciepły, słoneczny poranek. Promienie porannego słońca przedzierają się przez nie do końca zasunięte rolety. I kto u mojego boku? Andreas… Wzdycham przeciągle. Od samej pobudki mam uśmiech na twarzy. Odwracam się delikatnie w jego stronę i spoglądam na jego twarz. Pamiętam ten nieśmiały uśmiech przez sen. Wtedy też był taki sam. Ale dzisiaj nie muszę wyjeżdżać. Nie wracam do domu. Nic nie muszę. Tu jest moje miejsce na ziemi.
Dotykam opuszkami palców jego policzka. Lekki zarost pojawił się od wczoraj. Ale on wygląda z nim niesamowicie pociągająco… Mimowolnie przygryzam wargę. Czuję jak zaciska swoją dłoń na mojej talii. Druga jest położona pod moją głową. Jeszcze mu nie zdrętwiała? Zginam ją lekko i przybliżam do siebie jego dłoń. Całuję jego palce, jeden po drugim. Te chude, długie palce…
- Szkoda, że nie mam telefonu. Zrobiłbym Ci zdjęcie, bo pięknie wyglądasz – uśmiecha się promiennie. Nie wiem jak długo nie śpi, bo trochę się wczułam w to całowanie.
- Nie pozwoliłabym Ci – chichoczę. Kładę się na jego klatce piersiowej i pozwalam objąć ramieniem.
- Dlaczego? – całuje moją głowę. Czy my się nie zachowujemy zbyt swobodnie? Gdzieś tam w środku ciąży mi niezałatwiona sprawa z Leną. Jakoś nie mogę uwierzyć, że to wszystko miałoby się tak zwyczajnie i prosto ułożyć.
- Sam wiesz czemu… – składam pocałunek na jego lewej piersi. Dzisiaj mnie napadło na całowanie. Ale on sam się prosi. Brakowało mi go.
                Od kiedy wróciłam, to hamowałam w sobie każdy jakikolwiek drobny przejaw uczuć. Chciałam go utrzymać na dystans. Skoro już zdecydowałam się wrócić, to nie chciałam rozwalać innym życia. Nie po to wracałam. Przynajmniej oficjalnie. Wewnętrznie marzyłam o tym, by mnie przytulił i powiedział, że nigdy o mnie nie zapomniał. Że ta miłość była prawdziwa. Ale czy można się zakochać w tydzień?
- Kocham Cię – szepcze. Stado motyli w moim żołądku znowu podrywa się do lotu. Chyba mam swoją odpowiedź. Opieram się lekko na łokciu, podnoszę i patrzę w te piękne błękitne tęczówki. Moja ręka znowu ma potrzebę pomacać go po policzku. Jestem niewyżyta.
- Ja Ciebie też – oddycha z ulgą słysząc to. Uśmiech poszerza się jeszcze bardziej i wpija się w moje wargi bardzo intensywnie.
                Obraca mnie tak, że leżę po nim i pogłębia pocałunek. Podoba mi się tak bardzo. Bardzo, bardzo. Tak bardzo, że znowu się zapominam i pozwalam mu na wszystko.
                Śniadanie jem w jego koszulce. Tak, tej samej, którą dostałam 4 lata temu. Od tamtej pory jej nie założyłam, tylko spoczywała gdzieś na dnie szafy. Żeby nie kusić potoku łez. Wyjęłam ją dopiero teraz. Podświadomie ją ze sobą zabrałam. Chyba serio liczyłam na coś… A jaki był dumny, gdy mnie w niej zobaczył! Teraz siedzę mu na kolanach i pozwalam się karmić jakbym była małą dziewczynką.
- Chyba Ci smakuje co? – drażni się ze mną, gryząc kęs mojej kanapki i dopiero mi podając.
- Wiesz… - zaczynam. – Za pierwszym razem to powinno właśnie tak wyglądać…
- Nie mówmy już o tym – wtula się w moją szyję. Mam wrażenie, że jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Naprawdę! - Dzisiaj porozmawiam z Leną – patrzy mi w oczy i wiem, że on już zdecydował.
- Nie będziesz żałował? – mój palec wskazujący mimowolnie wodzi nieokreślone linie po jego policzku.
- Nigdy – całuje mój nos.
                Kilka minut później stoimy w przedsionku i gapimy się na siebie jak sroki w gnat. Niechętnie wstaliśmy od stołu. Każde z nas wiedziało, że to powrót z naszej własnej krainy do rzeczywistości.
- Zadzwonię – całuje mnie i wychodzi. Patrzę jak odjeżdża i idę posprzątać po śniadaniu. I co mam teraz robić przez całą sobotę?

~

Lena:

                Im dłużej na niego czekam, tym wiem, że nie mogę pozwolić mu się wymknąć spod kontroli. Podświadomie wyczuwam, że to nie jest zwykła koleżanka. Nie robi się zakupów zwykłej koleżance, nie podwozi do domu i nie zostaje na noc, by pomóc się rozpakować. Ufam mu, ale jednocześnie coś nie daje mi spokoju. On był mój od tak dawna, że nie pozwolę żadnej panience go sobie tak po prostu wziąć.
                Siedzę w salonie i gapię się w telewizor bez celu. Wstałam wcześnie, bo myślałam, że już wrócił, ale na próżno. Jest dobrze po dziewiątej rano, a Andreasa nadal nie ma w mieszkaniu. Mam cholerne obawy co do siebie samej. Bo co jeśli zareaguje nie tak jak powinien? Co wtedy?
                Słyszę, jak przekręca klucz w zamku. Sztywnieję. Do tej pory czułam się pewna siebie i bezpieczna na kapanie, a teraz? Oblał mnie blady strach. Zero kontaktu.
- Lena? – woła mnie. Co mam powiedzieć?
- W salonie – przedstawienie czas zacząć. Wchodzi do pokoju i patrzy na mnie zaskoczony.
- Spałaś coś? – podchodzi do lodówki i wyciąga z niej butelkę zimnej wody. Spragniony?
- Pomogłeś? – pytam delikatnie.
- Tak. Już wszystko jest ogarnięte – zamyka lodówkę i patrzy na mnie uważnie. – Wszystko w porządku? – siada obok mnie, ale nawet mnie nie przytula.
- Tak – im dłużej przebywam z nim w jednym pomieszczeniu, tym bardziej jestem przekonana o słuszności mojego postępowania.
- Nie sądzę – chce się podnieś z kanapy, ale zatrzymuję go dłonią.

- Jestem w ciąży – oznajmiam. Widzę jak blednie. Zszokowany siada na kanapie i patrzy na mnie jak na kosmitę. Przedstawienie zaczęte. Teraz czas na kolejne akty…

*****

Cześć :D

Dziękuję za pojawienie się tutaj! 
Nie macie pojęcia jak mi ulżyło :D
Dzisiaj pojawiam się z kolejnym rozdziałem :D
Zaczynamy zabawę :D

Cieszycie się, że Misie-pysie wróciły? Bo ja tęskniłam. Okrutniście :D
Czekam na Courchevel :D ❤
Naszych siatkarzy mocarzy mi szkoda, ale wiem, że w Rio ma być szczyt formy. 
I ja w medale wierzę. Zasłużyli tym jak walczyli o to Rio. Będzie moc!

Buziaki ;*

10 komentarzy:

  1. Ja... ta końcówka odjęła mi mowę. Nie mam zielonego pojęcia co by tu napisać. Ale.. CO?! Boże, niech ta dziewczyna tylko żartuje z tą ciążą. Niech to będzie tylko głupiutki pomysł na zatrzymanie Andreasa.
    Nawet nie wiesz, jak miło się czytało, że Tina jest szczęśliwa z Andim. A tu ta cholerna Lena. -.- I tak trzymam kciuki za tamtą dwójkę! :D
    Corni. Przyznam, że tęskniłam za nią trochę. To sobie dziewczyna życie poukładała, no no. I pomyśleć, że Tina mogła mieć zupełnie tak samo jak ona, ale ktoś tutaj coś zepsuł... ;>
    Rozdział genialny!♥
    Buzi. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Heej :)
    Zjawiam się tylko, żeby poprosić o czas na nadrobienie poprzednich rozdziałów ;)
    Jestem na dobrej drodze także proszę o informowanie mnie na bieżąco, natomiast jakiś bardziej znaczący komentarz dodam jak przeczytam wszystko.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Zaczynamy zabawę, powiadasz? To aż się boję, co ty tam wykombinujesz :D Świetny rozdział!
    Jejciu, aż miło się czyta, że Tina jest szczęśliwa z Andim, naprawdę. Uśmiech sam ciśnie się na usta. Tylko jest jeden mały problem w postaci Leny... zaniepokoiła mnie ta końcówka. Zupełnie się tego nie spodziewałam O.o Co jak co, ale potrafisz zaskoczyć człowieka, to trzeba ci oddać :D
    Weny!
    Buziaki :**
    PS. Zgadzam się z tobą, w Rio musi być moc!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka kochana ! :*
    Rozdział świetny, cieszy mnie to że obie siostry są szczęśliwe. No na razie Tina tego szczęścia nie będzie miała w pełnym posiadaniu,przez to co nawymyślała Lena. Ciekawa jestem czy ta ciąże to prawda czy jednak nie.. coś mi się wydaje że kłamstwo.
    Co do naszych mocarzy-siatkarzy,podzielam twoje zdanie. Również mi ich szkoda,ale wierzę w to że pokażą swoją siłę w Rio. Bo jak to moja siostra powiedziała, Kraków to była tylko taka rozgrzewka. Nie chcą się zdradzić przed Rio. Oby tak było.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Kochana.
    Że co ciąża, no chyba dziewczynce się w główce poprzewracało.
    To jakieś żarty.
    Jakie przedstawienie?
    Na miejscu Wellingera spieprzałabym od niej i to szybko.
    Ta dziewczyna ma jakieś zaburzenia psychiczne. Próbuje ustawić Andreasa tak jak jej pasuje.
    Rozdzial ogólnie fantastyczny.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. O mój Boże! :o
    Napisałaś cudowny rozdział. Nie można się nudzić, czytając go! :D
    No, ale... jaka ciąża? :o Lena nie może być w ciąży! Przecież Andi i Tina mają być razem, tak? TAK! Myślę jednak, że to jest kłamstwo. Lena jest sprytną dziewczyną, na pewno widzi i czuje więcej, niż o tym mówi, więc może i uknuła taki spisek?
    Boizu, przecież ta dwójka - Andi i Tina mieli być szczęśliwi, no! :/ I teraz wszystko pójdzie w diabły. :x Bo wiem, że Tina nie będzie chciała się wcinać w coś tak poważnego. Dziecko to nie żarty. :/ A Tina w gruncie rzeczy jest dobrą dziewczyną. :(
    Corni? Wow, poukładało jej się wszystko. ♥ Cieszę się. :) Skoro jedna siostra już jest "stabilna" to teraz druga musi mieć problemy... :(
    Cóż, z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. mam ochotę Cię zabić! ale od początku, potem się wyżyję XD
    jeju, witamy Corni z powrotem na starych 'śmieciach'! wszyscy tęsknili i wszystcy przecież już dawien dawno wybaczyli, a ta nadal miewała jakieś wątpliwości... chociaż założę się, że każda z nas, jeśli zetknęłaby się z taką sytuacją, robiłaby tak samo. ale najważniejsze, że wszystko jest już załatwione!
    Tina i Andi... jeny, ich miłość musiała być silna, skoro tyle przetrwała! no ale... Lena????? boże, nie, nie wierzę
    mam ochotę Cię udusić
    Tina teraz znów będzie chciała się usunąć z jego życia, bo stwierdzi, że po co ma się pakować w nie??? a przecież on podjął decyzję! dziś miał jej ją przekazać! no bez jaj ;_;
    idę płakać, buziaki, dużo weny!! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. dobra, w końcu jestem :D
    ta końcówka... nie przerywa się tak brutalnie! ja chcę już kolejny.
    ja nie skomentuję miłości Tiny i Andiego, bo jak wiesz, nie lubię jej XD
    cieszę się, że Corni wróciła, yey! :D
    czekam na kolejny, ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Heeej
    KURDE
    JUŻ
    NIE
    ŻYJESZ
    Jak można przerwać w takim momencie!!! Ty nie wiesz co my teraz czujemy!
    Andi, masz teraz przerąbane. ojj i to bardzo, chociaż mu współczuję :/ trudne życie chłopak ma
    Czekam
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń

czytasz = komentujesz
Bardzo byłabym wdzięczna za wszelakie uwagi.
Zawsze to lepiej, gdy ma się świadomość, czy komuś się podoba czy nie :))